Artykuły

Mądrzy 40-letni i patrycjat, czyli starszyzna

Biedny inżynier Karwowski wiedział, że coś jest na rzeczy. Po czterdziestce nie tyle zmienia się świat, ile człowiek, który na niego patrzy. Nie sądziłem, że przejście z jednej kategorii wiekowej do drugiej tak bardzo może zmienić reżysera i jego teatr. Tymczasem zegar biologiczny nie kłamie. "Mądrzy 40-letni" tworzą dziś teatralny mainstream - pisze Łukasz Drewniak w Przekroju, a Jacek Sieradzki, tamże, życzliwie pochyla się nad starszyzną.

To nie jest ani grupa pod wezwaniem, ani jednolite pokolenie. "Czterdziecha" przypomina dworcową poczekalnię dla buntowników i idealistów, radykałów i outsiderów, ludzi dobrej teatralnej roboty i genialnych intuicjonistów. Łażą po niej skupieni, dojrzali i melancholijni: Iwona Kempa, Paweł Łysak, Piotr Cieplak, Agnieszka Glińska, Jacek Głomb, Piotr Tomaszuk, Anna Augustynowicz, Marek Fiedor, Paweł Miśkiewicz. A nawet (koniec świata!) Grzegorz Jarzyna i Krzysztof Warlikowski. Machnęli już ręką na doraźną politykę, walkę oraz interwencję. Nie po drodze im z lewicowymi propagandystami, prowokacje im się po prostu znudziły. Wiedzą, że idzie smuga cienia, czas na pierwszy bilans. Trzeba sobie powiedzieć głośno: "Jestem gdzieś pomiędzy dzieckiem a śmiercią, coraz bardziej próbuję zrozumieć początek i koniec". Dlatego "mądrzy 40-letni" nie stawiają już pytań, lecz dzielą się odpowiedzialnością za odpowiedzi.

Piotr Tomaszuk chce ustawiać się w kawalkadzie żywych i umarłych legend ("Wierszalin. Reportaż o końcu świata") albo drwić z nowej wiary w rewolucję ("Marat/Sade"). Piotr Cieplak, smakosz rzeczy pierwszych i fundamentalnych, nie boi się naiwnej narracji w teatrze ("Utwór sentymentalny dla 4 aktorów"), potrafi patrzeć na świat oczami dziecka ("Opowiadania dla dzieci"), pisze tren na cześć odchodzącego teatru, który go ukształtował ("Król umiera"). Paweł Łysak, prowokator i brutalista sprzed dekady, teraz jest przykładnym dyrektorem pozytywistą, ważącym racje gorzkim obserwatorem mechanizmów społecznych ("Sprawa Dantona").

Marek Fiedor, coraz bardziej przejmujący rolę Jerzego Jarockiego w polskim teatrze, w ostatnim jak dotąd spektaklu "Gdy rozum śpi" opowiada o starym Goi, materializuje niewidzialną ścianę oddzielającą starość od świata. Iwona Kempa w "Pakujemy manatki" pokazuje farsowy rytm byle jakiej, przypadkowej śmierci przypadkowych ludzi, pytając, gdzie podziała się dawna ars moriendi, natomiast w "Rozmowach poufnych" świadomie rozgrzesza bohaterów z kłamstwa przysłaniającego duchowy upadek Jacek Głomb postawił na wybaczenie i nostalgię. Jego "Łemko" i "Zabijanie Gomułki" to dziwne smakowanie smutku, zgoda na życiową przegraną, ale i radość z daru pamięci.

Agnieszka Glińska ucieka od głupoty świata dorosłych w anarchiczny żywioł przygód i wyobraźni Pipi Langstrump. Anna Augustynowicz recepty na chaos życia i teatru szuka w rygorze minimalistycznej formy, podstawowych elementach, z jakich można zbudować teatralną metaforę. Paweł Miśkiewicz bada czas i przestrzeń ("Przedtem/Potem", "Alicja"), próbuje odnaleźć prawdę o męskim ego ("Peer Gynt"). Grzegorz Jarzyna w swoich austriackich spektaklach ("Medea" "Lew w zimie") nie musi nikogo udawać, nie wstydzi się sentymentalnych scen, marzeń o uspokojeniu. Krzysztof Warlikowski ("Anioły w Ameryce") już nie pokazuje płci Boga, klatki ciała i języka, ale medytuje o odpowiedzialności, współczuciu, wierności.

Każdy z nich dał w ostatnich sezonach polskiemu teatrowi dzieła zdumiewająco dojrzałe. Już nieposzukujące nowej estetyki, lecz głoszące tę wypracowaną, absolutnie autorską. Okazuje się, że można bez gniewu i wściekłości opowiadać o człowieku. Mądrzy 40-letni wiedzą, że najpiękniejsze, co może spotkać artystę w teatrze, to dojrzewanie, a potem starzenie się z własną widownią.

Łukasz Drewniak

***

Patrycjat, czyli starszyzna

Starszyzna jest nie po to, by ją zrzucać z drzew; to zostawmy barbarzyńcom. Winna robić swoje. Być punktem odniesienia. Mądrze kwitować głupstwa młodszych, na których dziś świecą reflektory. I niech się z nimi nie ściga. Oldboje zawsze drożej za to płacą - żyjemy wszak w kulturze newsa i pogoni za nowalijkami. A życzliwi starzy kibice też zrzędzą, że ongiś lepiej się działo. Bądź pozdrowiona świątecznie, starszyzno, urzędująca w...

...warszawskim Ateneum, gdzie Izabella Cywińska szaleńczo wzięła się do przeróbki sceny strupieszałych gwiazd w (również nienowy) inteligencki salon dyskusji o polityce, moralności i odpowiedzialności ("Odejścia" Havla, "Trash Story" Fertacz). Wyszło, że mury stawiają opór. Że maszyneria - mentalna - zgrzyta przy każdym zadaniu trudniejszym niż komediowo-melodramatyczny banał, a nieoliwione aktorstwo zardzewiało jak stara beczka. Gorzej: że teatr zgubił umiejętność porządnego czytania przyzwoitej literatury, a widz odwykł od jej słuchania. Bądźmy jednak dobrej myśli, rewitalizacji nie robi się na pstryk.

...Narodowym, gdzie Jan Englert przebudował dom Grzegorzewskiego w fabrykę teatralnego eklektyzmu. Efekt: są pudła sakramenckie, ale i strzały w dziesiątkę. Aktorzy gimnastykują warsztat, przed zastojem skutecznie się szczepiąc; mają też szansę po staremu podobać się widowni - choćby w "Iwanowie". Nie bez znaczenia, gdy potem trzeba dać się przeczołgać Jarockiemu czy Kleczewskiej.

...Polonii, gdzie Krystynę Jandę Bóg strzegł, że "Boga" Woody'ego Allena nie zrobiła, jak planowała, na otwarcie teatru. Antreprenerce wbrew temu, co sama zdaje się sądzić, najgorzej wychodzą teatralne rozśmieszania. Nie panuje ani nad konwencją, ani nad dobrym smakiem, a rozchichrana publiczność do reszty ciągnie rzecz na dno. Przy tym wszystkim Polonia pozostaje jednak wzorem sceny popularnej w dawnym stylu. Czerpiąc z wypracowanego kapitału zaufania, częstuje widownię i nielukrowaną współczesnością, i awangardą, i klasyką.

...wrocławskim Współczesnym, gdzie Krystyna Meissner na przekór wszystkiemu deficytową dziś ideowość (pasję, wiarę) zogniskowała w... Majakowskim. W jej widowisku odrażający jest i świat komunistycznej despotii z "Pluskwy", i dzisiejsza medialno-widowiskowa tandeta, a fason trzyma jedynie płomienny poeta i jego spiżowe strofy. Męski, przystojny, żarliwy - i tak diablo, cudnie anachroniczny! Za nonkonformizm oraz odwagę - chapeau bas!

...Zakopanem, gdzie Andrzej Dziuk dobija z wolna ćwierćwiecza dyrektorowania Teatrem imienia Stanisława Ignacego Witkiewicza. Ostatnio sięgnął do zapomnianej powieści Andrzeja Struga, by lekko, ciepło i parodystycznie przypominać umysłowe igraszki starego inteligenckiego Zakopanego. W firmie na Chramcówkach wciąż dają herbatę i poczucie wspólnej separacji od zewnętrznej tandety. Nie do przecenienia.

...krakowskim Starym, gdzie Mikołaj Grabowski, pozwalając młodzieży najdziksze wyprawiać swawole, sam wrócił do Gombrowiczowskiego "Trans-Atlantyku". Tym razem ciemniej i powściągliwiej, bez widowiskowych dygresji, zderzając ciężką, żałobną i wampiryczną ojczyznę z synczyzną jasną i witalną, choć z pozoru tylko. Martwe pozerstwo versus złudny miraż wolności - oto myśl spektaklu, dojrzała i gorzka, ni diabła niepasująca do dzisiejszych połajanek. Aliści w nie właśnie starszyzna nie ma powodu się pchać. Winna nas karmić sobą, ciągnąć we własne światy, problemy i obsesje, żyrując je dotychczasowym dorobkiem. To hipoteka, której lekceważyć niepodobna, nawet na tym wściekle zaślepionym rynku nowalijek.

Jacek Sieradzki

Na zdjęciu: "Sprawa Dantona", reż. Paweł Łysak, Teatr Polski, Bydgoszcz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji