Artykuły

Diabłu nie należy wierzyć

Najważniejsze tematy opery, czyli zbrodnia fanatyzm, nietolerancja dotyczą kościoła. Oskarżonym - niesłusznie zresztą - jest ksiądz, a oskarżającym przeorysza zakonu. Już z powodu samego tematu "Diabły z Loudun" rozbudzały wyobraźnię reżyserów, przez co niektóre spektakle wywołały często ogromny skandal - o kolejnych wystawieniach opery Krzysztofa Pendereckiego pisze Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz w Dzienniku Polskim.

Rok 1634. Małe miasteczko Loudun we francuskiej prowincji Vienne. Na mocy niesłusznych oskarżeń siostry Joanny, przeoryszy zakonu urszulanek, o współpracę z diabłem zostaje oskarżony ksiądz Urban Grandier. Ten wolnomyśliciel i libertyn, egoista i rozpustnik, podczas sfingowanego procesu doznaje duchowej przemiany. W chwili śmierci na stosie wybacza i prosi o wybaczenie. Jaka jest opera "Diabły z Loudun"? Czy jest ona przykładem krytyki katolicyzmu, czy świadectwem wiary i nawrócenia?

"Od początku myślałem o tym spektaklu jako o formie pasyjnej. Znalazłem tekst, który pozwalał mi napisać jeszcze raz pasję, ale zupełnie inaczej, w inny sposób i to mnie najbardziej zafascynowało. Sam temat tej opery jest dla mnie pasyjny: męczeństwo i droga krzyżowa od której zresztą zaczyna się akcja w operze. Urban Grandier, proboszcz tamtejszego kościoła jest niesiony na krześle, na stos. Po tej scenie akcja zaczyna się cofać. Temat byl - choć inny - to jednak bardzo pokrewny pasji" - mówił Krzysztof Penderecki.

Początek

"Diabły z Loudun" podsunął Krzysztofowi Pendereckiemu Konrad Swinarski, z którym kompozytor pracował przy "Nie-Boskiej komedii". Po zakończeniu sezonu Krzysztof Penderecki zaprosił reżysera na wakacje nad morze, do Karwi. Był rok 1964. Konrad Swinarski przygotowywał się wówczas do warszawskiej inscenizacji "Demonów" i przywiózł ze sobą tekst sztuki. "Zafascynowany urywkami dramatu Johna Whitinga postanowiłem sięgnąć do pierwowzoru. Kupiłem książkę Aldousa Huxleya z opowiadaniem "Diabły z Loudun". Tekst wydawał mi się fantastyczny, ponadczasowy, mówiący o nietolerancji, okrucieństwie, zbrodni, fanatyzmie. Już wtedy wiedziałem, choć zamówienie dostałem dopiero trzy lata później, że skomponuję operę "Diabły z Loudun" - mówił kompozytor.

Choć wówczas podczas wakacji Krzysztof Penderecki zajęty był komponowaniem "Pasji wg św. Łukasza" opowieść o "Diabłach z Loudun" na tyle go zafascynowała, że niemal od razu naszkicował zarys swojej pierwszej opery.

Warto wspomnieć, że kiedy Krzysztof Penderecki zaczął pisać operę "Diabły z Loudun", współcześni kompozytorzy wystrzegali się tego gatunku. Ten rodzaj artystycznej wypowiedzi wydawał się dla wielu nieatrakcyjny. Penderecki sięgnął jednak po gatunek opery, ponieważ od lat fascynował go teatr. Wyrósł w Krakowie, gdzie działał Tadeusz Kantor i jego "Cricot 2" oraz Stary Teatr z Konradem Swinarskim na czele.

Kompozytor sam postanowił skonstruować libretto, opierając się na dramacie Whitinga. Zmniejszył liczbę postaci i wywiódł z dramatu 30 scen, przy czym niektóre z nich rozgrywają się równocześnie. "Bohater demonów Whitinga to egzystencjalista owładnięty obsesją samozniszczenia. Jego wrogowie są jedynie narzędziem do osiągnięcia tego celu. Zarazem dąży on wciąż do Boga, nie znajdując Go w niczym co ziemskie. Skazany na śmierć, odkrywa zbawczy sens cierpienia i umiera na stosie zjednoczony z Bogiem jako męczennik. Penderecki, kreując Urbana Grandiera na bohatera swej opery, zredukował egzystencjalistyczny wymiar tej postaci. Rozbudował za to symbolikę jego męczeństwa i śmierci. Uczynił z Grandiera ofiarę politycznej intrygi i męczennika za sprawę, wiernego Bogu naśladowcę Chrystusa" - pisał Edward Boniecki w publikacji "Diabły z Loudun Pendereckiego a sprawa Urbana Grandiera".

Kompozytor na pierwszej karcie partytury napisał motto będące słowami św. Jana Chryzostoma: "Diabłu nie należy wierzyć, nawet gdy mówi prawdę".

Prapremiera z konfliktem

Opera "Diabły z Loudun" Krzysztofa Pendereckiego powstała w 1969 roku na zamówienie Rolfa Liebermanna dyrektora Opery w Hamburgu, trzy lata po sukcesie "Pasji wg św. Łukasza". Prapremiera nie przyniosła jednak sukcesu. Choć brawa po prapremierze trwały blisko 20 minut, a kompozytor był wielokrotnie wywoływany do ukłonów, w niemieckiej prasie pojawiły się nawet opinie, że "Diabły z Loudun" "nie były udane".

Stało się tak dlatego, że przygotowywaniu inscenizacji towarzyszył konflikt między trójką realizatorów: dyrygentem Henrykiem Czyżem, reżyserem Konradem Swinarskim i twórcą Krzysztofem Pendereckim. Wszystko zaczęło się od różnicy zdań pomiędzy kompozytorem a dyrygentem. Poszło przede wszystkim o tempa Henryk Czyż, który nie miał doświadczenia w operze, celebrował każdy dźwięk, prowadził orkiestrę i śpiewaków bardzo wolno. Kompozytor nie mógł się na to zgodzić, bo inaczej sobie wyobrażał muzykę. Do tego jeszcze Konrad Swinarski, tylko zajmował się operą pod względem dramaturgicznym. Doszło do tego, że panowie byli tak skłóceni, że już nie rozmawiali ze sobą.

"W gruncie rzeczy dramaturgiczna wizja opery była udana, ale nie została ona podparta stroną muzyczną. Na szczęście, dwa dni później, odbyła się premiera w Stuttgarcie. Z zupełnie inną - znakomitą zresztą - inscenizacją. Dyrygował nieznany nikomu kapelmistrz operowy. To on uratował tę operę. Poszła w świat dzięki jego wykonaniu. Bo gdyby istniała tylko jedną hamburska inscenizacją to tytuł by padł. Nikt nie chciałby wystawić tak nudnego przedstawienia" - wspominał Krzysztof Penderecki.

Ale już w dwa miesiące później Konrad Swinarski zrobił "Diabły z Loudun" w Santa Fe. Wykonanie poprowadził Stanisław Skrowaczewski. "Przedstawienie było znakomite. Sądzę, że Swinarski wiele się nauczył podczas hamburskiej inscenizacji. Nie było żadnych konfliktów, pogodziłem się z nim i nawet napisałem - z powodu jego sugestii - inny, dłuższy finał. To była świetna inscenizacja" - podkreślał kompozytor.

Protesty

Najważniejsze tematy opery, czyli zbrodnią fanatyzm, nietolerancja dotyczą kościoła. Oskarżonym - niesłusznie zresztą -jest ksiądz, a oskarżającym przeorysza zakonu. Już z powodu samego tematu "Diabły z Loudun" rozbudzały wyobraźnię reżyserów, przez co niektóre spektakle wywołały często ogromny skandal. W inscenizacji w Stuttgarcie opanowane przez diabła zakonnice zrywały habity, tarzając się nago po scenie. "Otóż ta radykalna w środkach scenicznych, sięgająca granicy przyzwoitości inscenizacja stuttgarcka wywołała skandal wśród części odbiorców. W prasie miejscowej ogłoszono protest jednej z partii chrześcijańskich, zarzucający "Diabłom" Pendereckiego nieobycząjność. Musiał publicznie zabrać glos biskup stuttgarcki, by zapewnić, iż w nowym utworze autora "Pasji" nie widzi nic niemoralnego" - pisze Mieczysław Tomaszewski w książce "Penderecki. Bunt i wyzwolenie". "Odsądzano mnie od czci i wiary. Przed wykonaniem Diabłów z Loudun w Operze Rzymskiej - a było to zaraz po wyborze Karola Wojtyły na papieża - Watykan wysłał do mnie gońca który zaczął mnie przekonywać, abym się wycofał z rzymskiej inscenizacji. Watykan bał się skandalu. Lecz ja oczywiście się nie wycofałem" - wspominał Krzysztof Penderecki. Po czym dodawał: "Takie historie dodają mi tylko ostróg, działają niczym płachta na byka. I w gruncie rzeczy cieszą, gdyż wywołują emocje".

"Diabły z Loudun" otrzymały etykietę dzieła skandalizującego. "Sceniczne dzieje Diablów z Loudun (...) przebiegają najczęściej jedną z tych dwóch dróg: drogą odczytań historycznych, albo obyczajowych. W interpretacjach słownych zaistniała jeszcze droga trzecia: odczytania symbolicznego. Rzecz ma swe źródło w pewnym podobieństwie dramatu księdza Grandiera do struktury ostatnich wydarzeń z życia Chrystusa. Stąd też interpretacje kładące akcent na przesłanie natury ponadhistorycznej i ponadobycząjowej pojawiają się niemal refrenicznie. Już od razu w roku 1970 D.A. Hogarth zauważył: Loudun od Kalwarii, lecz także od Guerniki, Oświęcimia i Wietnamu dzieli jeden krok, inna scena i kostium" - pisze Mieczysław Tomaszewski.

Polska wersja

Wystawiona w 1975 roku w Teatrze Wielkim w Warszawie polska prapremiera "Diabłów z Loudun" wyreżyserowana przez Kazimierza Dejmka różniła się od prapremiery' światowej. Kompozytor miał zamiar dopisać jeszcze dwie sceny: pokazującą polityczne kulisy intrygi a także scenę potajemnych zaślubin z Philippe, ale skomponował jednak tylko tę drugą. Na szczególne życzenie kompozytora reżyser unikał akcentowania erotyki w wizjach matki Joanny. Krzysztof Penderecki zdecydował się na taką postawę, ze względu na kardynała Stefana Wyszyńskiego, który był wśród zaproszonych na premierę gości.

Po warszawskim spektaklu nikt nie protestował. Inscenizacja Kazimierza Dejmka była bardzo oględna bo nikt z twórców, w Polsce komunistycznej, nie chciał drażnić Kościoła Nikomu nie zależało na skandalu.

Do tej pory pokazano ponad 30 inscenizacji "Diabłów z Loudun", m.in. w Berlinie, Monachium, Londynie, Grazu., .Niestety nie widziałem wszystkich. W pamięci pozostała mi znakomita inscenizacja w Londynie i fantastyczna w Berlinie Wschodnim. Ta niemiecka jest chyba jednym z najlepszych przedstawień operowych, jakie widziałem. Warszawska inscenizacja także była bardzo ciekawa"- mówił kilka lat temu kompozytor.

Przez lata "Diabłom z Loudun" towarzyszyło pewnego rodzaju fatum: prapremiera została źle przyjęta w Warszawie spaliły się dekoracje, inne inscenizacje wywoływały skandale i protesty. Kompozytor niemal od początku uważał, że "Diabły z Loudun" są pechowe, chociaż teraz po latach trudno mówić o pechu, gdyż jest to najczęściej grana na świecie opera Krzysztofa Pendereckiego. Także dlatego, że przesłanie "Diabłów jest uniwersalne. Edward Boniecki pisał:, .Postać Urbana Grandiera urosła do rangi symbolu milionów ludzi zamordowanych przez totalitarne państwa w XX wieku. Symbolu władzy zła nad światem i nadziei na triumfy dobra".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji