Artykuły

Jak było?

Mamy nową salę teatralną w Warszawie. Mała Scena przy ulicy Zamojskiego zaczęła działać po blisko roku od inauguracji macierzystego Teatru Powszechnego. Intymna na 160 miejsc, z owalną widownią, przeznaczona, rzecz jasna, dla specjalnego repertuaru i odpowiednich ujęć inscenizacyjnych. Początek przedstawień - godzina 21, to także ma swój smak. Na inaugurację wybrano zaadaptowaną przez Zygmunta Hübnera powieść Romana {#au#282}Bratnego{/#} . Wybór nikogo nie zdziwi nie dlatego, że Bratny jest tu kierownikiem literackim, ale dlatego, że utwór ten znajduje się na linii prostej zamierzeń, które Teatr Powszechny - ze zmiennym szczęściem - stara się realizować. Zamierzenia te to wychodzenie naprzeciw obchodzącym widownię problemom współczesności. Cokolwiek byśmy powiedzieli o powieści Bratnego, nie ulega wątpliwości, że spełnia ona ten warunek i to zwracając się do odbiorcy wprost, bez metaforycznych osłonek. Spełnia go też adaptacja, a o niej tu tylko mówić będziemy.

W atelier nakręca się film o pierwszych latach Polski Ludowej. Idzie o prawdę, tę prawdziwą a nie ufryzowaną w loki i koki użytkowej historii. Ale jak do tej prawdy dojść i jak ją przekonywująco pokazać? Autor scenariusza, Jerzman II korzysta z własnych doświadczeń, przywołuje je z pamięci, próbuje ocenić, konfrontuje z poglądami ojca (Jerzman I) i syna (Jerzman III). Trzy pokolenia w linii prostej. Trzy różne postawy życiowe i systemy wartości. Rozrachunek z przeszłością, w której wielkość mieszała się z małością, rzeczy śmieszne z tragicznymi, w której modlitwa poety: nabierała szczególnego znaczenia. To było - w dobrym i złym - tak i tak, a jednak nie tak. Obraz jednoznaczny - w każdym razie nie we wszystkich elementach - niełatwy jest do przekazania zwłaszcza z coraz większym upływem czasu i ubytkiem ludzi.

To prawda, że sztuka Bratnego-Hübnera jest czystą publicystyką. I to nie najwyższej próby. Przeważnie - choć nie zawsze - dość pospolitą; nieprzetopioną w tyglu literackim. Wyśmiewaną sloganość tamtej epoki atakuje antysloganem, który też zdążył stać się oklepanym komunałem. Uderza też pewna schematyczność, którą w pewnej mierze tłumaczy końcowy uśmiech Autora (tzn. Jerzmana II), z jakim słucha on ostrożnych uwag konformistycznego dyrektora zalecających stępienie ostrości takich czy innych scen z nakręcanego filmu. A jednak słucha się tego wszystkiego z zainteresowaniem i zaangażowaniem, bo choć tu o przeszłości mowa, rzecz idzie o naszą teraźniejszość i przyszłość, do tego zaś nieczęsto zdarza się okazja w teatrze.

Tak więc publicystyka. Ale i teatr równocześnie. Powiedzmy, teatr publicystyczny. I w tych ramach dobre przedstawienie. Jego poszczególne plany przenikają się wzajemnie tworząc zwartą i logiczną całość: sceny w atelier filmowym potraktowano w potoczny, ateatralny sposób, "gra" przed kamerą; retrospekcje z przeszłości; dyskusje z teraźniejszości. Aktorzy właściwie nie mają co grać. Tylko mówienie i mówienie o mówieniu. Mimo to zarysowało się wyraziście kilka postaci stworzonych z niczego. Przede wszystkim Leszek Herdegen jako Jerzman II - jakie bogactwo wyrazu w każdym słowie, geście, uśmiechu i sugestia przeżytych doświadczeń. Andrzej Szalawski nadał siłę przekonania retorycznej moralistyce ojca. Mieczysław Pawlikowski, z przyjemnością oglądany znowu na scenie, z dyskretnym dowcipem zagrał Redaktora, a Henryk Bąk jego brata z całkiem innego urzędu. Janusz Bukowski był bardzo naturalnym Reżyserem filmowym. I jeszcze wystąpili: Monika Sołubianka (Script-girl), Andrzej Grąziewicz (Aktor), Maciej Szary (Jerzman III).

Roman Bratny - - Adaptacja i reżyseria: Zygmunt Hübner - Scenografia: Jan Banucha (Teatr Powszechny - Mała Scena).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji