Artykuły

A w Warszawie znowu nic

Obiecałem sobie, że tym razem polecę państwu głównie spektakle warszawskie. I, tutaj niestety okażę się monotematyczny, bo na warszawskich scenach po raz kolejny mizeria - pisze Paweł Sztarbowski w Media i Marketing Polska.

Jak na miasto, w którym jest około dwudziestu teatrów państwowych oraz kilkadziesiąt teatrów niezależnych, nie dzieje się tu właściwie nic. Gdybym miał układać ranking spektakli, na które nie należy chodzić pod żadnym pozorem, bo może to szkodzić znacznym uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym, pewnie na podstawie premier warszawskich dałoby się go ułożyć migiem. Dlatego proponowana lista znowu będzie pozawarszawska, z jednym małym wyjątkiem, który mam nadzieję, że nie tyle potwierdzi regułę, co będzie iskierką nadziei na przyszłość.

1. "Brygada szlifierza Karhana", reż. Remigiusz Brzyk, Teatr Nowy im. Dejmka w Łodzi

Już sam pomysł wystawienia dziś socrealistycznego produkcyjniaka, którego akcja dzieje się w fabryce, a intryga skupia się wokół realizacji planu pięcioletniego, wydaje się czystym szaleństwem. Tym tytułem łódzki teatr zainaugurował działalność w 1949 roku, a w grupie twórców znalazł się wtedy Kazimierz Dejmek - obecny patron. Remigiusz Brzyk za punkt odniesienia wziął właśnie tę legendarna premierę i to ona, a nie dramat, jest podstawą "Brygady 2008". Zwariowany pomysł zwieńczony został znakomitym przedstawieniem, które bazując na ideach współczesnego filozofa Sławoja Żiżka, pokazuje jak elementy ideologii totalitarnych przeniknęły do strategii życiowych oferowanych przez demokrację. Ideologia wciąż pozostaje tęsknotą, która formuje marzenia i pragnienia zwykłych ludzi. W spektaklu jej uosobieniem staje się Dworzakowa - sekretarz lokalnego oddziału partii. To ona oznajmia pracownikom, gdy osiągają kolejne piętra ścigania się z wypracowaniem normy, że oto właśnie udało się im zastąpić maszynę. Na scenie nie widzimy jednak szlifierek. Zastąpiły je abstrakcyjne śrubki, które całymi strumieniami spadają niemal z nieba. Dziś, w epoce korporacji, banków, biur maklerskich, kapitałem nie są już kolejne wyprodukowane elementy bezkłówki (kto w ogóle dziś wie, co to takiego jest!?), ale wirtualne wytwory, których bezpośrednio nie widać. To jeden z najważniejszych spektakli sezonu!

2. "Blogi", reż. Szymon Kaczmarek, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Radosław Rychcik, Stary Teatr w Krakowie

Czy blogi w ogóle mogą być materiałem dla teatru? Okazuje się, że bywają materiałem znakomitym. "Niebieska sukienka" wyreżyserowana przez Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik to obraz polskiej Bridget Jones, świetnie zagranej przez Iwonę Bielską, "Mydziecisieci" w reżyserii debiutanta Szymona Kaczmarka, to znakomity literacko opis neurotycznej nastolatki @linki granej przez Adama Nawojczyka, a "Forma przetrwalnikowa" w reżyserii Radosława Rychcika pokazuje przeżycia lekarki, która wyjeżdża pracować za granicę (w tej roli Katarzyna Krzanowska). Wiele w tym wszystkim uproszczeń, sporo kliszowych ujęć, pokazujących współczesność jako worek bez dna, w którym mieszają się wszelkie kategorie i pojęcia. Ale właśnie ta naturalność ocierająca się czasem o naiwność, staje się siłą tego projektu, w którym codzienne życie, małe szczęścia, problemy i niespełnienia mieszają się z tym, co naprawdę ważne. A może właśnie pokazują, że nie da się oddzielić tego, co ważne od tego, co mniej ważne? I chyba w tym obrazowaniu "żyćka" tkwi największy sukces "Blogów".

3. "Witaj/Żegnaj", reż. Jan Klata, Teatr Polski w Bydgoszczy

Po raz kolejny w spisie najciekawszych premier pojawia się spektakl Jana Klaty i po raz kolejny pojawia się Teatr Polski w Bydgoszczy. Co tu ukrywać, trafił swój na swego. W jednym z najciekawszych obecnie teatrów w Polsce postanowił reżyserować jeden z najważniejszych reżyserów, stojący u progu europejskiej kariery. Spektakl może nie sprawia, że widz spada z fotela, ale mimo to jest znakomitą propozycją. A materiał jest karkołomny, bo Susan Lori-Parks napisała 365 sztuk na 365 dni, które w Stanach Zjednoczonych były wystawiane przez kilka miesięcy. Klata postanowił wystawić je wszystkie w jeden wieczór, skupiając się głównie na wątku wojny i nieszczęść oraz wybierając sceny będące pastiszem tragedii greckich lub dramatów Szekspira. Oglądamy zatem ciąg mniej lub bardziej udanych epizodów, które tworzą obraz przemocy życia codziennego. Klata po raz kolejny okazuje się świetnym parodystą i ironicznym komentatorem współczesnego świata. Podsumowaniem tego okazuje się ostatnia scena, której nie waham się określić jako genialnej. Na jeżdżącej w szaleńczym tempie scenie obrotowej, aktorzy zaczynają wygłaszać monologi teatralne wyjęte z różnych tekstów kultury, od Ajschylosa po Sarah Kane. Właściwie wszystkie z nich dotyczą jakiejś masakry, katastrofy. Okazuje się, że przemoc jest podstawą naszej kultury, a sztuka podejmując jej krytykę, nie potrafi jednocześnie uciec od estetycznego zachwytu nad tym, co złe i niemoralne.

4. "Nora", reż. Anna Augustynowicz, Teatr Polski w Poznaniu

Anna Augustynowicz wypracowała swój charakterystyczny styl pisma teatralnego. Już samo nazwisko tej reżyserki wywołuje stylistykę opartą na prawie całkowitym braku dekoracji i kostiumów, na wyzerowaniu muzyki oraz na odarciu aktorów z budowania psychologii postaci. Podobnie jest w "Norze". Katarzyna Bujakiewicz wcielająca się w tytułową postać tak naprawdę nie tyle gra Norę, co wygłasza jej kolejne kwestie. Wszystko w tym świecie to gra wykreowana przez główną bohaterkę, która okazuje się jedynie nośnikiem klisz dotyczących męskości i kobiecości oraz obrazu dobrze funkcjonującej rodziny. Spektakl przypomina autorefleksję Nory, która powoli staje się świadoma własnej wolności i tego, że może samodzielnie podejmować decyzje. Powolny rytm przedstawienia, wyzerowanie środków sprawiają, że trudno wejść w świat zaproponowany przez Augustynowicz. Jednak cierpliwość się opłaca, bo ostatnie pół godziny spektaklu to naprawdę wielki, bolesny teatr, w którym gry i role życiowe zostają obnażone. Życie okazuje się bowiem dużo bardziej steatralizowane niż sam teatr.

5. "Ifigenia", reż. Antonina Grzegorzewska, Teatr Narodowy w Warszawie

I wreszcie premiera warszawska, która wydaje się propozycją twórczą i godną uwagi, mimo że jej autorką jest debiutantka. Spektakl jest pytaniem o to, na ile mit Ifigenii złożonej w ofierze przez Agamemnona, by zyskać przychylność bogów na wojnie, da się przepisać na nasze współczesne rozumienie świata. Grzegorzewska pokazuje bohaterkę mitu jako współczesną nastolatkę, która musi podporządkować się regułom narzuconym przez męski świat i szuka w nim własnych sposobów przeżywania i kreacji. Piorunująco działa zwłaszcza Klitajmestra brawurowo zagrana przez Aleksandrę Justę, która początkowo godzi się z takim obrazem świata i zmusza Ifigenię do podobnego poświecenia, a potem nabywa świadomości marności tego porządku i za wszelką cenę próbuje uchronić przed nim córkę. Oby więcej takich spektakli w Warszawie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji