Artykuły

Baśń jarmarcznej trupy

Prześliczną humoreskę, pełną fantazji i naiwnego wdzięku obejrzeć można w Teatrze Powszechnym. W ostatnich latach telewizja spopularyzowała pojęcie "kina familijnego", czyli filmów przeznaczonych dla całej rodziny - oglądać je mogą pospołu i babcia, i mama, i mała córeczka. Twórcy najnowszej premiery w Powszechnym poszli, jak się wydaje, tym samym tropem - zaproponowali mianowicie "teatr familijny".

Na scenie oglądamy zatem urocze, barwne widowisko, utrzymane w konwencji teatru jarmarcznego. Ta prostoduszna estetyka dzieciom zapewne przypadnie do serca, rodziców zaś - rozśmieszy do łez.

Na wstępie oczom zebranej gawiedzi ukazuje się Antreprener jarmarcznej trupy (Henryk Machalica). Elegancki jegomość w cylindrze iluzjonisty górnolotnym stylem zapowiada spektakl. Miejsce gry jest już przygotowane: scenę otacza rama, którą ozdabiają różnokolorowe światełka i pocieszne, rozczulająco kiczowate malowidła. Gdy rozsuwa się prowizoryczna kurtynka, wstępujemy w baśniowy świat, wykreowany prymitywnymi środkami sztuki plebejskiej.

Oto piękny jak Bóg, karmazynowy i pozłocisty królewicz z bajki (Rafał Królikowski) poluje w leśnych ostępach. Na horyzoncie - jak na strzelnicy w wesołym miasteczku - przesuwają się tekturowe jelenie. W lesie królewicz spotyka sędziwego mędrca, ten, jak to w baśniach bywa, okazuje się królem przebranym w łachmany. Za jego radą młodzieniec puka do ubogiej chaty - wymalowanej na płóciennym prospekcie - by w niskich progach szukać "żony karnej, milej, niewinnej". Znajduje aż dwie hoże dziewoje, więc wybór trudny. Siostry zostaną poddane próbie - ta, która zwycięży, odjedzie powozem do zamku. Ale starsza (Dorota Landowska) ma "serce czarne", więc aby pozbyć się rywalki (Beata Ścibakówna), przebija ją nożem. Scena wywołuje gromki śmiech na widowni - z rany zamiast strugi krwi spływa czerwona, jedwabna wstążka.

Jak w każdej baśni obok burzliwych przygód mamy też czarodziejskie sztuczki. Praktykuje je mieszkanka jeziora - urodziwa syrena o włosach w długich szafirowych splotach i połyskliwym, rybim ogonie (Justyna Sieńczyłło). Przy pomocy swoich towarzyszy, z których jeden kryje się pod maską clowna (Jacek Braciak), a drugi - w kostiumie smutnego Pierrota (Daria Trafankowska), syrena wikła ścieżki ludzkiego żywota.

Niecna zabójczyni podąża oczywiście ścieżką zła. Starą matkę przepędza z bajkowego pałacu na wicher i deszcz - Ewa Dałkowska słania się krocząc pod łopoczącym zwojem błękitnej materii. "Zła dziewczyna" pragnąc zdobyć niepodzielną władzę, pozbywa się najpierw męża, potem także kochanka. Trawią ją jednak wyrzuty sumienia - cienie ofiar malowniczo olbrzymieją na płóciennych ścianach zamku. Na koniec, zgodnie z baśniową sprawiedliwością, spada zasłużona kara - z teatralnego nieba uderza piorun i bohaterka, okryta malowniczą chmurą dymu, zjeżdża do zapadni. Wszelako za chwilę, cała i zdrowa, znów pojawia się na scenie. Na wypadek, gdyby jakieś naiwne dziecięce serduszko nazbyt przejęło się tą historią, znany ze wstępu Antreprener uzmysławia, że wszystko zostało zmyślone.

To zabawne przedstawienie wprost skrzy się humorem, zachwyca pomysłowością reżyserii, czarem urzekająco infantylnej scenografii. Nie mogę tylko pojąć, dlaczego tak uroczy spektakl opatrzono na afiszu zgoła fałszywym tytułem: "Balladyna" Juliusza Słowackiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji