Artykuły

Żonglerki słowne Giraudoux

nazwać można dokumentem współpracy {#au#28}Giraudoux{/#} z Jouvetem. Ma też ten utwór cechy zleżałego dokumentu: jest papierowy i wyblakły. Napisany dla zespołu Jouveta budzlł swego czasu duże zaciekawienie na scenie Athenee. Pozwalał widzom wkraść się za kulisy ulubionego teatru, podpatrzyć sekrety wybornej i głośnej "kuchni" jouvetowskiej, usłyszeć zdanie słynnego aktora na temat literatury i teatru, wreszcie - być świadkiem śmiałej, dowcipnej i celnej rozprawy dyrektora z krytykami. A także z gnębiącą artystów podatkami Republiką, reprezentowaną .przez deputowanego Robineau. Publiczność paryska chętnie słuchała dialogów, których aktualna zawartość miała walor autentyczności. Orientowano się bowiem, jak bliskie, przyjacielskie związki łączyły autora i dyrektora teatru, w inscenizowanej dyskusji broni Giraudoux także walorów swego warsztatu dramaturgicznego. Broni naczelnej - jego zdaniem - funkcji stylu; bo w teatrze nie trzeba niczego rozumieć, tylko chłonąć wrażenia zmysłami, karmić wyobraźnię. Istotnie styl jako intrument do wywoływania "czarów" dominuje w sztukach Giraudoux, nie zawsze bogatych w głębokie myśli. Ale pisarz ten zapomina niekiedy, że o sceniczności utworu dramatycznego decydują specyficznie teatralne walory jego konstrukcji, z którymi autor raczej się rozmija.

NAŚLADUJĄC pomysł i formę nie dorównuje Giraudoux {#au#84}Molierowi{/#} dowcipem, ani swobodą konwersacyjnego tonu. Jest coś irytująco sztucznego w tych scenach za kulisami nowoczesnego teatru, przeładowanych słowami, statycznych, choć ożywianych raz po raz błyskotliwym "powiedzonkiem". Oczywiście, gdy na scenie zjawiał się Jouvet ze swymi aktorami i spowiadał cię publicznie z kłopotów warsztatowych, galwanizował nawet tego rodzaju retoryczne dialogi. Na scenie warszawskiej wystąpiły jaskrawo słabości tekstu, który należy do sztuk "literackich", przeznaczonych do czytania. W pracy zespołu aktorskiego widać sporo wysiłku i staranności, cechującej

reżyserię Zygmunta Hübnera. Najbardziej sugestywną postać stwarza Tadeusz Kondrat w roli Robineau, referenta budżetu teatrów. Jest zabawnym, rodzajowym typem rentiera. Henrykowi Borowskiemu udało się w niektórych partiach ożywić figurę Renoira. Alicja Pawlicka (Magdalena Ozeray), Maria Ciesielska (Mała Wera), Barbara Ludwiżanka (Maria Helena Diste) i Halina Dunajska (Raymone) mają sylwetki wytwornych paryżanek - z towarzyską uprzejmością i swobodą asystują przedłużającym się recytacjom. Zawodzi Tadeusz Białoszczyński, który jest absolutnym przeciwieństwem Jouveta, aktora; o wspaniałym temperamencie scenicznym.

DRUGĄ część wieczoru wypełnia . To także coś w rodzaju pastiche'u. Tym razem pierwowzorem był utwór {#au#196}Diderota{/#}. Giraudoux umieścił akcję swej komediowo potraktowanej powiastki filozoficznej w tymże wieku XVIII, w którym autor opisywał współczesne sobie przygody francuskich kolonizatorów na Hawajach. Krytykując ostro i zjadliwie przedstawicieli świata cywilizowanego, których pojęcia moralne deprawują dzikich, przeciwstawiał im Diderot pierwotne obyczaje mieszkańców Tahiti. Jego tekst ma werwę literatury aktualnej i walczącej. Brak tej werwy , który jest w twórczości Giraudoux przykładem zwyrodnienia maniery stylistycznej, żonglerki słownej i błyskotliwej retoryki. Żartobliwe aluzje pod adresem utworu Diderotka nie znajdują oddźwięku na widowni, bo nie jest to utwór powszechnie znany (nie tylko u nas!). A wątła i błaha tkanka treściowa komedii Giraudoux nie wystarcza, by wzbudzić żywsze zainteresowanie. Temat starcia się dwóch światów rozwiija autor z tak przesadną subtelnością, że każe oficerom marynarki brytyjskjej, wypychaczom zwierząt i nieokrzesanym tubylcom mówić o miłości omalże językiem wykwintniś z Hotelu Rambouillet. Mieszkańcy Tahiti operują wyszukanymi metaforami z taką swobodą, z jaką "zjeżdżają" okrakiem z palm kokosowych. W potoku wyrafinowanych figur retorycznych toną nie pozbawione uroku igraszki słowne i błyskotliwe dowcipy sytuacyjne.

DLA tej hawajskiej dyskusji o miłości stworzył Janusz Adam Krassowski świetną oprawę plastyczną, inspirowaną kolorytem malarstwa Gauguin'a: nasyconą słońcem i barwami. Tubylcy w sportowych strojach anno 1960 tworzą malowniczą grupę skontrastowaną z ubiorami brytyjskich najeźdźców. Pomysł dowcipny, bardzo w stylu ironicznego i przekornego teatru Giraudoux. Aktorzy z godnym uznania zapałem rysują charakterystyczne sylwetki postaci tej komedii. Zanotujmy wyraziste figury w ujęciu Henryka Borowskiego (Mister Banks), Barbary Ludwiżanki (Mistress Banks) i Jerzego Pichelskiego (Oficer królewski), Leona Pietraszkiewicza (Solander) i trzy mniej lub bardziej rozebrane "gracje" pretendujące do zaszczytnej "konsumpcji" na łożu anglikańskiego pastora: Halina Dunajska (Amarura), Alicja Pawlicka (Pomaretoota) i Maria Ciesielska (Tahiriri).

Na koncie sceny Kameralnej Teatru Polskiego zapisać wypada zasługę wystawienia po raz pierwszy w Warszawie dwóch jednoaktówek, stanowiących margines twórczości autora i . Zasługa to wszakże bardziej historycznoliteracka, niż teatralna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji