Artykuły

Teatr Powszechny, czyli import z Północy...(fragm.)

SPEKTAKL wg Kierkegaarda korespondował w ja­kimś stopniu z zaintereso­waniami teatru, w jakim gościł. Teatr Powszechny bowiem nie od dziś zwra­ca baczną uwagę na dra­maturgię Północy. Pamię­tamy na tej scenie wspa­niałe inscenizacje "Nocy Trybad" i "Z życia glist" Szweda Enquista, a obe­cnie na dużej sali oglądamy również szwedzkiego pisarza Larsa Norena "Noc jest matką dnia", przygotowaną przez szwedzkiego reżysera (Lars-Erik Liedholm) i szwedz­kiego scenografa (Jost Assmann), natomiast na małej - sztukę Islandczyka Gudmundura Steinssona "Obcy bliscy" (w reży­serii Zygmunta Hübnera). Przyznam, że z tych dwu ostatnich pozycji bardziej zainteresowała mnie druga. "Noc jest matką dnia", to jeszcze jeden obraz mie­szczańskiej rodziny w sta­nie kompletnego rozkładu, spowodowanego alkoholi­zmem ojca, utrzymany z grubsza biorąc w reali­stycznej tonacji angielskich "młodych gniewnych", tyle że ze znacznie mocniejszy­mi, by nie rzec bardziej brutalnymi akcentami - bo jednak pisany o parę lat do przodu, a przecież życie toczy się coraz ostrzej. Dobrze zagrany przez Elżbietę Kępińską, Krzysztofa Pieczyńskiego, Aleksandra Trąbczyńskiego, a zwłaszcza przez Gusta­wa Lutkiewicza, jest to - jak się to mówi - "kawał życia", ale myślę, że jeszcze mocniejszy "kawał", tyle iż podany w pogodnej, ko­mediowej formie (choć z dwoma trupami!), serwuje nam Islandczyk w swoich "Obcych bliskich".

Tutaj z kolei mamy rodzin­kę, w której nikt nie pije, nikt nikogo nie przeklina, wszyscy - może tylko z wy­jątkiem jednej, sfrustrowanej córeczki - starają się być dla siebie i mili, i uprzejmi, przy - jednocześnie - całko­witej wzajemnej obojętności. Mieszkają w tym samym mie­szkaniu, jedzą przy jednym stole i... mijają się niczym obcy; każdy żyje własnym ży­ciem, zabiegany wśród swych spraw sercowych czy zawodo­wych, nikt nigdy nie ma chwili na słowo rozmowy, na gest bardziej serdeczny niż zdawkowe pozdrowienie czy zdawkowy uśmiech.

I to jest to, co grozi nam wszystkim. To jest dzisiejszy rytm, dzisiejszy tryb życia, zawieszonego między biurem lub szkołą, kasetowym magnetofonem i słuchawką telefonu... Wstrząsające, gdy zastano­wić się nad tym poważniej, lecz nieodparcie komiczne w wydaniu Steinssona i Hübnera. Rangę przedstawienia podnosi wyborna obsada, w której po raz pierwszy po jego długiej podróży (bodaj dookoła świata!) z radością obejrza­łem znów Kazimierza Ka­czora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji