Artykuły

"Wesele Figara" bawi i wzrusza

"Wesele Figara" w reż. Marka Weissa w Operze Wrocławskiej. Pisze Magdalena Talik w portalu Kultura online.

Nowa inscenizacja "Wesela Figara" nie zachwyci koneserów dzieła Mozarta. Jest zbyt przewidywalna i tradycyjna. Jednak ci, którzy wybiorą się do Opery Wrocławskiej, by przede wszystkim posłuchać muzyki, nie będą zawiedzeni - dyrygent Francesco Bottigliero dokonał z orkiestrą prawdziwego cudu przemienienia.

Włoski dyrygent był bezwzględnie bohaterem wieczoru, choć na scenie stanęła w sobotę sama Aleksandra Kurzak, niegdyś sopranistka Opery Wrocławskiej, teraz wolny strzelec w służbie największych teatrów operowych na świecie, z Metropolitan Opera na czele. Francesco Bottigliero jest objawieniem tym bardziej zaskakującym, że dotychczas prowadził spektakle dla dzieci - "Czerwonego kapturka", "Alicję w Krainie Czarów" - i nie miał okazji pokazać swoich możliwości w operze z tzw. żelaznego repertuaru.

"Wesele Figara" jest dowodem na to, że Bottigliero (niegdyś asystent nieodżałowanego włoskiego dyrygenta Carla Marii Giuliniego) doskonale przygotował się do spektaklu i tchnął w orkiestrę nowego ducha. Muzycy grali z pasją i żarem, ale też dowcipnie i z finezją, bezpretensjonalnie, tak jak naturalna jest muzyka Mozarta.

Przede wszystkim niezwykle żywiołowej uwertury widzowie słuchali przy opuszczonej kurtynie, co nie jest ostatnio zbyt częstą praktyką teatrów operowych. Wielu reżyserów wykorzystuje te kilka minut orkiestrowego wstępu, by wprowadzić na scenę pierwszych bohaterów, czym nierzadko rozprasza uwagę melomanów. Całe szczęście reżyser Marek Weiss pozwolił nam cieszyć się pełnym dowcipu dziełem Mozarta i w swojej inscenizacji w żaden sposób nie zakłócił subtelnej równowagi między słowem i muzyką. Nawet zwyczajowa w tym dziele krzątanina bohaterów, ich nieustanne przebieranki, chowanie się, ucieczki i wszelkiego rodzaju fortele, ani na chwilę na odwróciły uwagi od toku muzycznej myśli Mozarta, który wznosi się tu na absolutne wyżyny swojej sztuki. "Wesele Figara" to mozartowski koncert życzeń, wpadające w ucho melodie sypią się tu jak z rogu obfitości - od słynnego "Non pi andrai" Figara, poprzez "Voi che sapete" Cherubino, do finałowej sceny przeprosin Hrabiego Almavivy, "Contessa perdono".

Solistom udało się autentycznie wzruszyć publiczność historią małżeńskiej niewierności. Aleksandra Kurzak (Zuzanna) z aktu na akt śpiewała coraz piękniej. Jej głos brzmi silnie, ma piękną barwę, idealną wprost do roli sprytnej pokojówki, która chce wywalczyć ślub z ukochanym Figarem. Na scenie sopranistka stanęła obok własnej matki, Jolanty Żmurko, która kreowała rolę Hrabiny. Obydwie nie tylko śpiewały, po prostu idealnie wcieliły się w role.

Bardzo ciekawie wypadła w partii Cherubino Anna Bernacka, której udało się wyjść ze spektaklu zwycięsko zarówno wokalnie, jak i aktorsko. Figaro, obdarzony tym razem silnym głosem Włocha Marco Vinco, nie był wprawdzie uosobieniem sprytu, raczej wcielonej inteligencji, zaś Hrabia (Jacek Jaskuła), uwodziciel, okazał się mimo wszystko wciąż kochającym mężem. Najważniejsze jednak, że wrocławska inscenizacja "Wesela Figara", nawet jeżeli nie najbardziej przełomowa, wciąż jednak bawi. Libretto według Pierre'a Beaumarchais'go zilustrowane mozartowską, genialną muzyką, zadziwia aktualnością i trafia w samo sedno nie tylko sercowych problemów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji