Artykuły

Czytam ze zrozumieniem

- Po studiach zaczęłam pracę w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Wchodziłam, aby popchnąć akcję i zniknąć. Dopiero po jakiejś kolejnej premierze Marek Walczewski powiedział mi: "Wreszcie skończyłaś z tym, co mają wszyscy młodzi aktorzy, z tą specyficzną nerwicą, kiedy jesteś na scenie i po prostu pozbywasz się tekstu" - mówi AGATA KULESZA, aktorka Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Nie była faworytką, a jednak we wspaniałym stylu wygrała "Taniec z gwiazdami". Chwilę później zaskoczyła wszystkich jeszcze bardziej. Nagrodę główną - srebrne Porsche - postanowiła przekazać na cele charytatywne.

Kiedyś, gdy miałam jakiś problem, zawsze dzwoniłam do mamy. Dopiero gdy przekroczyłam trzydziestkę, poczułam się dojrzała. Odcięłam pępowinę i stałam się samodzielna. Ciągle jej się zwierzam, ale radzę sobie sama. Wiem, że mogę na nią liczyć. Czasem wydaje mi się, że ściągam ją myślami, wręcz telepatycznie.

Nigdy się nie buntowałam, ale też nie byłam potulna. Miałam swoje zdanie. Jestem wdzięczna rodzicom, że nie ingerowali w moje dziwne fascynacje. Mama ufała mi i wiedziała, że jej nie zawiodę. Tata zawsze był zapracowany, często nie było go w domu. Mam z nim bardzo dobry, przyjacielski układ. Był dumny z tego, że w szkole bardzo dobrze się uczyłam. To z kolei zawdzięczam starszej o trzy lata siostrze. Jest nauczycielką z powołania. Przez całe dzieciństwo trenowała na mnie. Robiła mi dyktanda.

Małe mieszkanie w bloku w Szczecinie tętniło życiem. Czasem brakuje mi tego gwaru, rozmów z rodzicami, babciami, ciociami. Staram się, aby mój dom na Ursynowie, gdzie mieszkam od kilkunastu lat z mężem i córeczką, stał się podobny. Jednak na początku Warszawa była mi obca. Gdy podczas studiów w wakacje wyjeżdżałam do rodzinnego Szczecina, zabierałam cały swój dobytek. Nie zostawiałam tu nic. Dopiero gdy jedenaście lat temu urodziłam Mariankę, poczułam, że to też moje miasto. Ale nadal myślę o sobie jako o szczeciniance mieszkającej w Warszawie.

Gdy patrzę na warszawskie zamknięte osiedla, trochę mi smutno. Ja spędzałam mnóstwo czasu na podwórku. Byliśmy bandą rozkrzyczanych dzieciaków. Wymyślaliśmy szalone zabawy. Najbardziej lubiłam robić niebko - takie kwiatki i sreberka przyciśnięte szkiełkiem i zakopane w ziemi. Mój Boże, co się działo, jak ktoś zdradził twoje niebko. No i zostawiłam swoje niebko, bo wyjechałam na studia.

Aktorstwo zjawiło się niespodziewanie. Wymyśliłam je sobie w drugiej klasie liceum. Wcześniej nigdy nie brałam udziału w żadnych konkursach recytatorskich, amatorskich przedstawieniach teatralnych. Miałam jednak artystyczne zainteresowania. Jeszcze w podstawówce należałam do zespołu tanecznego Gama, a potem w liceum do chóru Politechniki Szczecińskiej. Z moją przyjaciółką z dzieciństwa Kasią Nosowską wiecznie bawiłyśmy się w festiwal w Opolu.

Do szkoły teatralnej dostałam się za pierwszym razem. Gdy wywieszono listy przyjętych, rozpłakałam się z radości. Poczułam, że coś osiągnęłam. Do egzaminów przygotowywałam się sama, nie brałam żadnych lekcji. Pamiętam, że pani profesor Aleksandra Górska spokojnie wysłuchała przygotowanego przeze mnie wiersza Anny Achmatowej i powiedziała: "Dziękuję. Podobało mi się".

Na wszystkie egzaminy wstępne w Akademii Teatralnej wchodziłam po Małgosi Kożuchowskiej. Ona była taką śliczną blondynką, zresztą nadal jest. Kto by wtedy pomyślał, że przez pięć lat będziemy razem mieszkać w małej kawalerce. Bartek Opania, tak mi się wówczas wydawało, przyglądał mi się z politowaniem. Na herbatę zaprosił mnie dopiero wtedy, gdy okazało się, że zdałam. Od tamtej pory bardzo się zakolegowaliśmy, ale do dziś mu wypominam tę minę.

Przez długie lata nie dawałam sobie prawa do bycia na scenie i zajmowania uwagi widzów. Po studiach zaczęłam pracę w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Wchodziłam, aby popchnąć akcję i zniknąć. Dopiero po jakiejś kolejnej premierze Marek Walczewski powiedział mi: "Wreszcie skończyłaś z tym, co mają wszyscy młodzi aktorzy, z tą specyficzną nerwicą, kiedy jesteś na scenie i po prostu pozbywasz się tekstu". Szkoła aktorska nauczyła mnie być posłuszną. Myślałam, że wszyscy dookoła mają rację, a ja powinnam ich słuchać. Źle pojęta pokora sprawia, że przestaje się walczyć o siebie. Trochę się pogubiłam. Może nie obrałam kolejnego celu? Kiedyś spotkałam jedną z moich profesorek. "Byłaś taka dobra - nasz czarny koń. Myślałam, że od razu po studiach zabłyśniesz. Pójdziesz jak burza i szybko zrobisz karierę. Co się stało?", zapytała. Nie wiem, po prostu się przestraszyłam.

Kocham teatr i wierzę w pracę zespołową. Uważam, że teatr to najlepszy trening aktorski. Uprawiam go z wielkiej miłości i drażni mnie, gdy ktoś zarzuca nam chałtury. Niedawno w jednym z opiniotwórczych tygodników pojawił się artykuł, że występujący w show i serialach permanentnie nie przychodzą na próby teatralne, a pewna aktorka to nawet opuściła generalną "Borysa Godunowa" w Dramatycznym, bo w tym czasie miała trening w "Tańcu z gwiazdami". Dziennikarce nie przyszło na myśl, żeby mnie o to spytać. Wszystko było wcześniej ustalone z reżyserem. Ciężko pracowałam, żeby nie zrezygnować z przygotowań do premiery, a jednocześnie tańczyć.

Czasem mam chwile zwątpienia, wtedy myślę sobie, że rzucę ten zawód. Mam dość. Świat sztuki staje się płytki. Jeśli więc się na to nie godzę, powinnam robić co innego. Potem nagle zdarza się nowy projekt filmowy, ciekawe przedstawienie i to utwierdza mnie, że jednak warto być aktorką. Jestem idealistką. Wierzę w młodych zdolnych artystów. Nigdy nie odmawiam, gdy proponują mi role w niskobudżetowych filmach. Zagrałam u Iwony Siekierzyńskiej w "Moich pieczonych kurczakach". Za rolę w filmie "Kilka prostych słów" u Ani Kazejak-Dawid dostałam w ubiegłym roku nagrodę Offskara. Jestem też wdzięczna Filipowi Bajonowi, że zawsze znajduje dla mnie jakąś rolę.

Dzięki Bogu, że zdecydowałam się na "Taniec z gwiazdami". Długo się wahałam. Namawiali mnie przyjaciele: Kasia Nosowska, Ania Guzik, Krzysiek Tyniec, Piotrek Gąsowski. Mieli rację. Czułam się tak, jakbym co tydzień miała premierę. Mąż się śmiał, że "Taniec" to była moja prywatna wojna. Pokonywałam kolejne słabości: swoją fizyczność, wstyd.

Staram się nie zaglądać na fora internetowe. Niektóre opinie są bolesne. Z drugiej strony okazało się, że niektórzy mnie polubili, a nawet bronili. To miłe. Może doceniają, że pokazuję siebie taką, jaka jestem. Przy przygotowaniu filmików często spierałam się z ekipą, że będę mówić tylko to, co chcę. Jakie to szczęście, że trafiłam na Stefano.

Bardzo mi pomógł w tym programie. Przez "Taniec z gwiazdami" rzadziej bywałam w domu, ale wszystko działało w nim bez zarzutu. Moja rodzina bardzo się postarała, aby dać mi wielkie wsparcie. Mój mąż Marcin Figurski jest operatorem. Poznaliśmy się czternaście lat temu na prywatce. Pomyślałam: "Dziwny gość". Potem spotkaliśmy się przy realizacji spektaklu telewizyjnego "Karolcia" w reżyserii Agnieszki Glińskiej i właściwie od tamtego czasu jesteśmy parą.

Doskonale mogłabym poradzić sobie sama. Jestem niezależna, ale i Marcin taki jest. Ślub wzięliśmy trzy lata temu. Od samego początku wiedziałam, że nie będziemy prostym dwójkowym układem. Szanujemy swoją wolność. Każdy z nas ma takie sfery, do których ten drugi nie ma dostępu. I wcale nie chce. Marcin nie znosi bankietów teatralnych i raczej nie przychodzi na moje premiery. Za to ma swoje motory, wakacje, wyjazdy na kręcenie filmów dokumentalnych w Gruzji, Inguszetii. Choć martwię się o niego, do głowy mi nie przyjdzie prosić, żeby nie jechał. Cenię to, że jesteśmy tacy "osobni". Oczywiście czasem Marcin wyprowadza mnie z równowagi, ale nigdy nie drażni. To nasz sukces.

Zdarza się nam czasem razem pracować, ale nikt nie domyśliłby się, że jesteśmy małżeństwem. Na planie zachowujemy się jak aktorka i operator. W domu staramy się być partnerami i dobrym rodzicami. Marianka urodziła się, gdy miałam 26 lat. Na jakiś czas wyłączyłam się z pracy, ale po kilku miesiącach wróciłam do teatru. Marcin mnie w tym wspierał. Marianka jest dziewczynką otwartą, lubiącą rozmawiać i stawiać pytania.

"Kulesza to kobieta trzech k: kanapy, koca, książki" - mawia o mnie

przyjaciółka. Lubię, gdy nikt ode mnie nic nie chce. Gdy milczy telefon, a ja leżę i czytam. Nie jestem podróżnikiem, jeżeli już się ruszam, to na naszą działkę pod Warszawą. Gdy przyjeżdżam tam na dłużej, łapię spokojny rytm, odpoczywam i znajduję przyjemność w prostych czynnościach jak pranie w miednicy w ogrodzie.

Przyjaźń jest dla mnie bardzo ważna w życiu, wieiu ludzi mówi: "Nie mam przyjaciół, nie mam na nich czasu". To dla mnie bardzo smutne. Ja uwielbiam moje przyjaciółki i nie wyobrażam sobie bez nich życia. Przyjaźnię się z dwiema aktorkami Magdą Warzechą i Agnieszką Suchorą. Pierwszą poznałam jeszcze na studiach, drugą w "Kabareciku" Olgi Lipińskiej. Z tego programu pozostała mi też przyjaźń z Hanią Śleszyńską. Zdarza się, że pojawiają się w moim domu bez zapowiedzi. Dzwoni Agnieszka i pyta: "Masz chleb na kolację?". "Nie mam", odpowiadam. "Tak się składa, że kupiłam i zaraz ci przywiozę". Siedzimy i nie musimy nawet nic mówić. Wiemy o sobie wszystko.

Niedawno ktoś zapvtał mnie, czy nie jestem smutna, ze nie zrobiłam kariery.

Zastanawiam się, czy to, że się bywa na okładkach, jest oznaką sukcesu. Przecież często dorobek jasno świecących gwiazd nie jest zbyt imponujący. To smutne tłumaczyć się, bo co mam odpowiedzieć? Nie jestem wystarczająco medialna, nie dość ładna, nie prowokuję skandali. Może jakbym powiedziała, że lubię skakać na bungee na Kubie, to byłoby ciekawe. A ja tylko pracuję w teatrze, gotuję, kocham książki. "To pani czyta?", pytają. "Tak, w dodatku ze zrozumieniem", odpowiadam.

ŁATWO WEJŚĆ NA SZCZYT I SZYBKO ZLECIEĆ, ALE JA NIE SPADNĘ. Mocno stoję na ziemi.

Najważniejsze to pracować nad sobą i umieć budować relacje z ludźmi. Otworzyć się na drugiego człowieka.

Boję się świata, w którym każdy siedzi przy swoim komputerze na randkowym czacie i widzi drugiego tylko na ekranie. Chciałabym nauczyć Mariankę empatii i wrażliwości.

AGATA KULKSZA Urodzona 21 września 1971 roku w Szczecinie. Od ukończenia Akademii Teatralnej w Warszawie w 1994 roku gra w Teatrze Dramatycznym. Pojawia się także w komercyjnych serialach i tworzy duże niezapomniane kreacje

w niszowych niezależnych produkcjach filmowych. Masowa publiczność poznała jq i pokochała dzięki ostatniej edycji "Tańca z gwiazdami".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji