Artykuły

Nauczyciele mają ciężki humor

- Teraz potrzebna jest rzetelna rozrywka i farsa. Nowe czasy to wyzwanie przede wszystkim dla piszących. Muszą szukać historii, które są śmieszne i ponadczasowe jak angielskie farsy. Te napisane wręcz matematycznie sztuki będą śmieszne niezależnie od czasów, ponieważ dotyczą obyczajowości, moralności, kłamstwa i są apolityczne - mówi aktor MAREK SIUDYM, gość II Katowickiego Karnawału Komedii.

Najlepsze poczucie humoru mają lekarze. Najgorsze - nauczyciele i prawnicy. Tak przynajmniej twierdzi aktor Marek Siudym, który w śrdoę wystąpił w spektaklu "Szczęśliwy dzień" podczas II Katowickiego Karnawału Komedii.

Aleksandra Czapla-Oslislo: Rozśmiesza Pan publiczność już od kilkudziesięciu lat. Czy Polacy śmieją się teraz z czegoś innego niż dawniej?

Marek Siudym: 20, 30 lat temu ludzie oczekiwali aluzji politycznych. Wtedy wszystko, co się jakkolwiek kojarzyło, dawało ogromną radość. Dzisiaj już można wszystko powiedzieć otwarcie, ale widz czeka na czystą rozrywkę. Nie ma świętości, nie ma Związku Radzieckiego, nikt nikogo się nie boi - ani milicji, ani ubeka. Wszelki kamuflaż jest już niepotrzebny. Natomiast teraz potrzebna jest rzetelna rozrywka i farsa. Nowe czasy to wyzwanie przede wszystkim dla piszących. Muszą szukać historii, które są śmieszne i ponadczasowe jak angielskie farsy. Te napisane wręcz matematycznie sztuki będą śmieszne niezależnie od czasów, ponieważ dotyczą obyczajowości, moralności, kłamstwa i są apolityczne.

Da się podzielić publiczność ze względu na poczucie humoru?

- Najlepiej gra się dla tych, którzy z wyboru kupili bilet. Jeżeli chodzi o grupy zawodowe, to np. lekarze mają świetne poczucie humoru. Najgorzej jest (to straszne, co teraz powiem) z prawnikami i nauczycielami. Kiedy jeszcze jeździłem z kabaretami po Polsce, wiedziałem, że jeśli gramy dla nauczycieli, to nie będzie łatwo. Przykro to stwierdzić, ale oni nie mają polotu...

Natomiast prawnicy porażali nas brakiem oczytania - 80 proc. z nich genialnie radzi sobie z gąszczem przepisów i paragrafów, ale na tym kończą się ich horyzonty. Tak jakby mieli wybiórczą inteligencję polegającą jedynie na umiejętności zestawiania danych.

Aczkolwiek nie dotyczy to wszystkich. Znam osobiście prawników czy nauczycieli, którzy są jak perły o prawdziwym błysku i są ludźmi z fantastycznym polotem. Ze Śląska wspomnę tylko sędziego i publicystę Józefa Musioła, niezwykłego erudytę ze świetnym poczuciem humoru.

A co Pana śmieszy do łez?

- Do łez zawsze Monty Python. Uwielbiam też ten rodzaj fantastycznego, inteligentnego i wyrafinowanego żartu, który reprezentuje Andrzej Poniedzielski. On i Artur Andrus w dialogu to majstersztyk. Wśród kabaretów, które idą w stronę obyczajowości, są moje ulubione Mumio, Kabaret Moralnego Niepokoju czy Ani Mru Mru. Z podziwem oglądam też młodsze kabarety, np. Smile. Młode zespoły są wyjątkowo twórcze, robią coś z gatunku, który my proponowaliśmy w latach 70. w grupie z Andrzejem Strzeleckim, Wiktorem Zborowskim i Krzysztofem Majchrzakiem w kabarecie Kur, który był w dużym stopniu abstrakcyjny i był kabaretem autorskich skojarzeń.

Skecze kabaretu Kur, Kabaretu Olgi Lipińskiej, "Miś", "Konopielka", "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", "Ubu Król". Który z kabaretowo-filmowych absurdów spełnił się w polskiej rzeczywistości?

- Niestety, cały czas bardzo blisko oscylujemy wokół "Króla Ubu". Gdyby u władzy była nadal poprzednia grupa PiS-owska, to jeszcze chwila i - wypisz, wymaluj - byłoby w Polce "grówno", zastraszenie i jedna wielka tragedia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji