Artykuły

Musical, czyli "Cabaret"

Widowisko musicalowe nie jest gatunkiem, który krakowska publiczność ma okazję oglądać nazbyt często. Na scenie Teatru im. Słowackiego mogliśmy jednak ostatnio - w ramach gościnnych występów - obejrzeć i usłyszeć słynny "Cabaret" w wykonaniu chorzowskiego Teatru Rozrywki.

Uważany już za klasykę gatunku, musical kojarzony jest przede wszystkim ze wspaniałym filmem Boba Fosse'a. Zarówno libretto, jak i scenariusz filmu opierają się jednak na wydanej w 1939 roku powieści Christophera Isherwooda. Próba zmierzenia się z legendą świadczy o niemałych ambicjach i odwadze chorzowskiego zespołu - porównania z wybitną realizacją filmową nieuchronnie bowiem muszą narzucać się wszystkim widzom.

Inscenizacja w reżyserii Marcela Kochańczyka, zrealizowana została ze sporym rozmachem - w spektaklu bierze udział ponad czterdziestu aktorów. Szkoda jednak, że rozmiary największej krakowskiej sceny okazały nie niewystarczające dla odpowiedniego rozegrania licznych scen zbiorowych w choreografii Henryka Konwińskiego. Pokazana w Teatrze im. Słowackiego polska wersja "Cabaretu", to efektownie i sprawnie zrealizowane widowisko. Nie tylko dlatego że powszechnie znane szlagiery duetu Joe Masteroff - Fred Ebb ("Forsa", "Życie jest kabaretem" i wiele innych) obronią się zawsze. Mimo iż - należy stwierdzić obiektywnie - chórki wypadały chwilami dosyć słabo, a popisy taneczne w wykonaniu kabaretowych "girls", nie zawsze zachwycały nadzwyczajną perfekcją - sceny rozgrywające się w lokalu "Kit Kat", bez wyjątku spotykały się z aplauzem publiczności. Mistrz Ceremonii (Jacenty Jędrusik) już od pierwszej sceny zdołał przykuć uwagę widowni. Aktor poruszający się po scenie z ogromną swobodą, nie tylko dobrze śpiewa, ale ma niezbędny w profesji konferansjera wdzięk i rodzaj charyzmy, która sprawia, że po prostu chce się na niego patrzeć.

Lirycznie i bezpretensjonalnie nakreślone zostały postacie Fraulein Schneider i Herr Schulza, a wątek ich "jesiennej miłości" musi wzruszać. Operowy, postawiony głos Stanisława Ptaka sprawił, że postać żydowskiego sklepikarza miała w sobie staroświecki urok. Powściągliwa, oszczędna gra Elżbiety Okupskiej nadała kreowanej przez nią postaci znamiona prawdziwego dramatyzmu. Cliff Bradshaw w interpretacji Cezarego Jakubickiego chłopięco przystojny i czysty, wydaje się trochę papierowy. Wynika to jednak w pewnej mierze już z założeń scenariusza. Pamiętna, doskonała kreacja Lizy Minelli sprawiła, że niewątpliwie najtrudniejsze zadanie stanęło przed odtwórczynią roli piosenkarki Sally Bowles. Maria Meyer w estradowych partiach w kabarecie "Kit Kot" potrafiła być przekonująca. Niestety, po zejściu z kabaretowej sceny stale "rozdygotana", wręcz neurasteniczna, Sally w jej wykonaniu zaczynała po prostu drażnić.

Rozbudowana, potraktowana bardzo realistycznie scenografia Bogusława Cichockiego, dzięki obrotowej scenie pozwala błyskawicznie zmieniać miejsce akcji i nastrój, oscylując między kabaretowym blichtrem i tandetą w nocy, a solidnością uporządkowanego niemieckiego domu w dzień. Pulsujący życiem spektakl przenosząc nas do szalonego Berlina przełomu lat 20. i 30., nie stanowi bynajmniej jedynie wiązanki kabaretowych numerów. Atmosfera stopniowo się zagęszcza. Ukazując, jak zwyczajnie i niepostrzeżenie rodził się faszyzm, rujnując życie ludzi wierzących, że polityka ich nie dotyczy. Nucąc wpadające w ucho efektowne songi, musimy zastanowić się, jak niebezpiecznie blisko bywa czasem od normalności do fanatyzmu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji