Warszawa. Recital Marijany Mijanović
Na całym świecie opera wraca do łask, ale śpiewacy się zmienili. Słowiczy głos muszą łączyć ze smukłą sylwetką. Doskonałym przykładem jest słynna mezzosopranistka Marijana Mijanović, która w piątek 30 stycznia wystąpi w Filharmonii Narodowej.
Kiedyś mówiło się, że głos lubi pływać w tłuszczu. W czasach gdy największe triumfy odnosili Montserrat Caballe czy Luciano Pavarotti, tusza śpiewaków była przedmiotem anegdot, ale nikt nie liczył gwiazdom kalorii. Widzowie wierzyli w umowność na scenie operowej.
Dziś, gdy w teatrach operowych rządzą reżyserzy zamiast dyrygentów, a otyłość stała się wstydliwą przypadłością, już nie wystarczy pięknie śpiewać. Trzeba jeszcze dobrze wyglądać, najlepiej jak modelka. I wiecznie młodo. Ideałem stały się rosyjska seksbomba Anna Netrebko (sopran) i blond piękność Elina Garancza obdarzona hebanowym mezzosopranem. O mistrzyni bel canta Angeli Gheorghiu, zwanej La Draculettą, mówi się, że jest następczynią Marii Callas, lecz w przeciwieństwie do nieśmiertelnej diwy wyróżnia się wysmukłą sylwetką. Okładki płyt wydawanych przez wielkie koncerny fonograficzne coraz bardziej przypominają okładki kolorowych pism dla kobiet, a inscenizatorzy dobierają śpiewaczki na podstawie wyglądu, nie głosu. - A przecież nie według aparycji przyjmuje się na wydział wokalny. Bo "aktorem" w operze jest głos. Zostaliśmy zdeprawowani przez film i telewizję, które elementarne kryteria postawiły na głowie - oburza się Piotr Kamiński, dziennikarz Radio France International i wybitny znawca opery. - Gdy na jednym z festiwali muzycznych we Francji pewna polska śpiewaczka wystąpiła w "Cyruliku sewilskim", to o wspaniałym głosie, wirtuozerii i wcale niezłym aktorstwie mało kto mówił, za to o tuszy i "wąsiku" - wszyscy - wspomina Piotr Kamiński.
O wielu współczesnych wokalistkach mówi się, że karierę zawdzięczają w dużej mierze wyglądowi. Ale w przypadku serbskiej mezzosopranistki Marijany Mijanović, która w sobotę wystąpi w Filharmonii Narodowej, prezencja zgodna ze współczesnymi kanonami urody jest tylko dodatkowym atutem.
Zasłynęła kreacjami w operach Vivaldiego i Haendla, m.in. w "Bajazecie" i "Giulio Cesare", z których arie wykona w Warszawie. Osiem lat temu rzuciła na kolana słuchaczy festiwalu w Aix en Provence jako Penelopa w "Powrocie Odysa" Monteverdiego. Dokonała wielu świetnych nagrań z czołowymi barokowymi dyrygentami: Williamem Christie, Fabio Biondim, Philippem Herreweghe czy Alanem Curtisem. Swoją największa rolę - tytułowego Juliusza Cezara w operze Haendla - stworzyła pod kierunkiem Marca Minkowskiego, obecnego dyrektora muzycznego orkiestry Sinfonia Varsovia. Miała z nim wystąpić trzy lata temu w Operze Narodowej, ale z przyczyn osobistych musiała odłożyć na później swoją pierwszą wizytę w Warszawie.
Dzięki specyfice głosu Mijanović z powodzeniem rywalizuje z kolegami kontratenorami o role pisane niegdyś dla słynnych kastratów, jak Senesino. I właśnie w takim repertuarze wystąpi jutro. - To idealny głos do takich partii, dwuznaczny, androgyniczny, bo ciemny i gęsty. Ale z kolei w partiach kobiecych, np. w Penelopie, zdolny do ciepłego wyrazu i kobiecości - ocenia Piotr Kamiński. - Ostatnio Mijanović miała pewne kłopoty wokalne wynikające z przepracowania. Mam nadzieję, że jest już w formie, bo taki głos to rzadkość - dodaje. Marijanie Mijanović towarzyszyć będzie orkiestra Arte dei Suonatori z Poznania.
* Filharmonia Narodowa, ul. Sienkiewicza 10, piątek, 30 stycznia, godz. 19.30
***
Jej pierwszy koncert w Warszawie pozwoli skonfrontować dzieła tych dwóch mistrzów. W piątek (godz. 19.30) serbska śpiewaczka wraz z orkiestrą Arte dei Suonatori z Poznania wykona arie z takich oper Haendla jak "Rodelinda", "Orlando" i "Giulio Cesare", w której przed kilkoma laty pod batutą Marca Minkowskiego stworzyła jedną ze swoich największych kreacji.