Artykuły

Muzyczny odlot w Fabryce Trzciny

- Nigdy nie byłem wielkim znawcą powieści ani dramatów Witkacego, natomiast zawsze kochałem jego fotografie i portrety. Intrygował mnie też sam Witkacy jako człowiek, z jego dyscypliną, skrajnościami, paradoksami osobowości. Po przeczytaniu książki "Narkotyki. Niemyte dusze" zrozumiałem też, że Witkacy nie był żadnym narkomanem, że ta opinia została mu niesłusznie przylepiona - mówi Tomasz Stańko przed niedzielnym koncertem w Fabryce Trzciny w Warszawie, promującym wznowienie jego płyty "Peyotl".

Zainspirowana prozą Witkacego płyta "Peyotl" to jeden z najciekawszych eksperymentów jazzowych lat 80. W niedzielę w Fabryce Trzciny Tomasz Stańko i Andrzej Smolik zagrają ją na nowo.

Płyta "Peyotl" ukazała się w 1986 r. nakładem Poljazzu. Stańko nagrał ją z grupą Freelectronic, w której skład wchodzili doskonali muzycy, m.in. klawiszowiec Janusz Skowron i gitarzysta Antymos Apostolis. Fragmenty książki Witkacego "Narkotyki. Niemyte dusze" nagrał Marek Walczewski. Z tej współpracy powstał album niezwykły, narkotyczny w brzmieniu, psychodeliczny, niepokojący. Stańko wraca do tej płyty niesłychanie rzadko, przez ponad dwadzieścia lat od jej wydania sięgał po nią kilkakrotnie, np. podczas Komeda Jazz Festival w Słupsku i Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej. Niedawno postanowił oddać płytę w ręce Andrzeja Smolika, by ten ją przearanżował, uwspółcześnił, rozpisał na nowy zespół.

Łukasz Kamiński: Kiedy ukazał się "Peyotl", miałeś 16 lat. Czego wtedy słuchałeś?

Andrzej Smolik: W moim domu słuchało się bardzo różnej muzyki, od Abby i Boney M, przez polski rock, po płyty z Ameryki Południowej.

Tomasz Stańko: Słuchałeś salsy?

A.S.: Nie, to raczej był pop, np. Julio Iglesias. Ja sam natomiast kupowałem strasznie dużo winyli, które w latach 80. były w Polsce okrutnie tanie. Chodziłem do empiku i kupowałem wszystko. W pewnym momencie zainteresowałem się jazzem i tak trafiłem na "Peyotl", który od razu wrył mi się w pamięć. To była niesłychanie nowoczesna, psychodeliczna muzyka.

To było twoje pierwsze spotkanie z Witkacym?

A.S.: Nie, byłem wtedy w ogólniaku, przerabialiśmy go na lekcjach, ale tego, co usłyszałem w szkole, a tego. jakie wrażenie na mnie zrobił "Peyotl" Tomasza Stańki. nie da się nawet porównać.

Kiedy pan po raz pierwszy zetknął się z Witkacym?

T.S.: Nigdy nie byłem wielkim znawcą jego powieści ani dramatów, natomiast zawsze kochałem jego fotografie i portrety. Intrygował mnie też sam Witkacy jako człowiek, z jego dyscypliną, skrajnościami, paradoksami osobowości. Po przeczytaniu książki "Narkotyki. Niemyte dusze" zrozumiałem też, że Witkacy nie był żadnym narkomanem, że ta opinia została mu niesłusznie przylepiona. Jeśli był od czegoś uzależniony, to od tytoniu i ewentualnie piwka. Kiedy wiele lat później pracowałem nad "Peyotlem", te moje przypuszczenia potwierdziła pani Micińska [Anna Micińska - historyk i krytyk literacki], która powiedziała mi, że Witkacy był strasznym hipochondrykiem.

Dlaczego postanowił pan wykorzystać fragment "Narkotyków" na płycie?

T.S.: Ten tekst po prostu doskonale brzmi, jest pełen neologizmów, ma niesłychany rytm oraz tak naprawdę jest aliteracki. To jest język malarza. I ja ten język mogę pociąć, poukładać, poprzestawiać. Mogę go wpleść w muzykę, tak jakbym wplatał jakiś riff. Na początku pracy nad "Peyotlem" planowałem, że fragmenty tekstu będą "mówione" przez maszyny, komputer, jakiś sztucznie stworzony głos. Potem zaproponowałem czytanie Januszowi Zakrzeńskiemu, ale on źle się czuł z tym tekstem, przestraszył się tych wszystkich okrucieństw Witkacego. Nagrał go w końcu Marek Walczewski i zrobił to mistrzowsko. Zinterpretował ten tekst głęboko i gorąco. Nie do pobicia.

Co było najtrudniejsze w realizacji nowej wersji "Peyotlu"?

A.S.: Osoba Tomasza zobowiązuje, więc praca nad tą płytą była próbą zderzenia się z legendą.

T.S.: I dlatego ci ją oddałem. W pełni zaufałem. Zawsze współpracując z innymi muzykami, kierowałem się intuicją. I nie dość, że mnie jeszcze nie zawiodła, to z wiekiem zyskałem pewne doświadczenie. Tak było np. z moim nowym gitarzystą Jakobem Bro - kiedy proponowałem mu współpracę, opierałem się wyłącznie na przeczuciu, i proszę bardzo, dziś współpracuje np. z Joe Lovano.

A.S.: A wracając do pytania, najwięcej pracy poświęciłem nowym aranżacjom, a potem przełożeniu ich, rozpisaniu na grę zespołu.

Czy z tego nowego "Peyotlu" powstanie płyta?

T.S.: Jest kilka przeszkód, m.in. mój kontrakt z wytwórnią ECM. Ostatnio jednak coraz częściej dochodzę do przekonania, że jazz jest formą bliską teatrowi. I choć płyty są oczywiście niesłychanie ważne, to najistotniejszy jest sam performance, proces gry i uczestnicząca w tym spektaklu publiczność.

Koncert Tomasza Stańki i Andrzeja Smolika odbędzie się w niedzielę w Fabryce Trzciny, ul. Otwocka 14. Początek o godz. 20. Wstęp 100 zł

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji