Artykuły

Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono

"Aż do bólu" w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego w Teatrze im. Sewruka w Elblągu. Pisze Jarosław Grabarczyk w Dzienniku Elbląskim.

Dawno już nie widziałem podczas premiery w teatrze widzów tak mocno wciśniętych w krzesła i tak bardzo przeżywających oglądaną sztukę. Przez półtorej godziny publiczność miała okazję doświadczać różnego rodzaju uczuć i emocji - od strachu poprzez złość po współczucie. Niektórym pociły się dłonie, a kiedy jedna z aktorek waliła młotem w metalową konstrukcję kominka, w którym zamknięty był inny aktor, w bezwarunkowym odruchu przymykali oczy.

Czy to oznacza, że najnowsza propozycja sceniczna elbląskiego teatru jest czymś wyjątkowym? - mógłby ktoś zapytać. Trudno tu mówić o wyjątkowości, ale na pewno jest to spektakl inny niż prezentowane tu wcześniej produkcje.

Uwaga widzów skupiona na aktorach

O sztuce "Aż do bólu" Williama Mastrosimone w reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego głośno było już na długo przed premierą. To miał być spektakl, który mocno nas zaskoczy (aż do bólu), który sprawi, że inaczej spojrzymy na różne sprawy. Ale co innego zapowiedzi (choćby i najszumniejsze), a co innego konfrontacja najnowszej inscenizacji teatralnej z publicznością.

Mała Scena Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. Po dwóch stronach widzowie, a w środku aktorzy. Scenografia jest niezwykle oszczędna, więc i uwaga publiczności skupia się przede wszystkim na aktorach. A ci dwoją się i troją, by wypaść jak najlepiej, by zrobić wrażenie. Tym bardziej, że dla większości widzów są zupełnie nowymi twarzami elbląskiego teatru.

Wiwisekcja ludzkiej natury

Fabuła sztuki wygląda mniej więcej tak, że do domku zamieszkałego przez trzy samotne kobiety, podczas nieobecności dwóch z nich, wdziera się obcy mężczyzna. Pod byle pozorem nawiązuje rozmowę, a potem usiłuje dokonać gwałtu na głównej bohaterce sztuki - Marjorie (w tej roli oglądamy Annę Iwasiutę). Ta za pomocą środków chemicznych oślepia napastnika, krępuje i przejmuje nad nim kontrolę. Wracają pozostałe kobiety i nagle role się odwracają, to przestępca jest teraz ofiarą. Ponieważ Marjorie boi się, że mężczyzna zostanie uniewinniony od zarzutu gwałtu, a sama będzie musiała odpowiadać za uszkodzenia jego ciała, w szoku podejmuje decyzję: trzeba go zabić.

Sam temat gwałtu i tego, co przeżywa jego ofiara, jest czymś, co przełamuje pewne tabu (nie tylko w teatrze), co każe nam sobie uświadomić, że przecież coś podobnego może się przytrafić każdemu z nas. Jednakże w tym spektaklu próba gwałtu nie jest czymś jedynym i najważniejszym. Prawdę mówiąc, jest ona pretekstem do tego, by bohaterowie sztuki ujawnili swoje prawdziwe oblicza, pretekstem do ukazania na scenie swoistej wiwisekcji ludzkiej natury. Bo "Aż do bólu" Williama Mastrosimone w reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego to spektakl o ludziach, o relacjach między nimi, o tym, jak w ekstremalnych sytuacjach zdejmujemy maski, ukazując swoje prawdziwe oblicza.

Duże wyzwanie dla młodych aktorów

Postacie, które stworzył w swojej sztuce Mastrosimone, nie są łatwe do zagrania nawet dla doświadczonych aktorów. Tymczasem tutaj z tą trudną materią zmagają się młodzi aktorzy elbląskiego teatru, co z jednej strony jest dla nich ogromnym wyzwaniem, ale też i dodatkowym smaczkiem przedstawienia, powiewem świeżości i młodzieńczej energii. I trzeba przyznać, że aktorzy radzą sobie z tym trudnym zadaniem dobrze, a momentami bardzo dobrze. W obsadzie, obok wspomnianej już Anny Iwasiuty, oglądamy także: Annę Suchowiecka (Terry), występującą gościnnie Sawę Fałkowską (Patrycja) oraz Leszka Czerwińskiego (Raul). Wydaje się, że najtrudniejsze do zagrania role mają Iwasiuta i Czerwiński (większą część spektaklu gra ze związanymi rękoma, nogami i po omacku), ale i dwie pozostałe aktorki muszą pokazać widzom przemiany, jakie przechodzą w trakcie spektaklu, ujawniając w końcu swoje prawdziwe natury. I trzeba przyznać, że wszyscy są na scenie dość naturalni i przekonywujący. Młodzi aktorzy pokazują, że oprócz warsztatu, jaki zdobyli w szkołach teatralnych, potrafią też być na scenie partnerami. Bo szczególnie w tym spektaklu owo partnerstwo pomiędzy aktorami jest bardzo istotne. To właśnie ono rodzi brawurę, ekstremalne zachowania i pozwala aktorom na pokazanie się z jak najlepszej strony. Jednym z atutów spektaklu jest także to, że widz siedzi bardzo blisko aktorów, że czuje się tak, jakby sam uczestniczył w tym przedstawieniu.

Kiedy ofiara staje się katem

Patrząc na losy bohaterów sztuki "Aż do bólu", widzimy, jak zło rodzi zło, jak z ofiary łatwo jest przeobrazić się w kata. Poza tym oglądamy też coś innego, a mianowicie to, że nawet żyjąc z kimś przez dłuższy czas pod jednym dachem, tak naprawdę niewiele o sobie wiemy, prawie w ogóle się nie znamy. Dopiero w ekstremalnych sytuacjach, w przypływie stresu i złości, wykrzykujemy to, co rzeczywiście myślimy o drugiej osobie, zdejmujemy dotychczasowe maski, ukazując swoje prawdziwe oblicza. I niejako potwierdzają się słowa Wisławy Szymborskiej, że "Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono".

Na zakończenie dodajmy jeszcze, iż doskonałym uzupełnieniem emocjonalnego ładunku, jaki niesie ze sobą spektakl, jest muzyka w opracowaniu Bartłomieja Wyszomirskiego, a autorką kostiumów oraz skromnej, aczkolwiek wymownej scenografii do tego przedstawienia jest Iza Toroniewicz-Wyszomirska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji