Artykuły

Upupianie

Jest to nowy "musical dla dzieci", skomponowany przez Ernesta Brylla i Katarzynę Gartner. Znana spółka, - oboje stworzyli już podobne w założeniu dzieło - "Na szkle malowane", to niejaka gwarancja jakości. Znęciła mnie zatem forma widowiska oraz temat. Samo zresztą nazwisko bohatera jest już atrakcją. Nie wstydzę się wyznać, że chętnie oglądam przygody czeskiego zbójnika w telewizji. Są one pełne fantazji, zaradności, pogody i przyjaźni dla ludzi. Telewizyjny Rumcajs nie moralizuje, a przecież trudno mu odmówić takiego właśnie oddziaływania. Jest w tym względzie nowoczesny, nie tracąc nic z bohatera wielkiej przygody. Rumcajs traktuje swoich widzów poważnie. I w tych właśnie cechach dostrzegam jego atrakcyjność i walory wychowawcze.

Spodziewałem się takiego Rumcajsa zobaczyć na scenie. Spotkało mnie całkowite rozczarowanie. Rumcajs Brylla to ktoś zupełnie inny. Siedziałem na widowni wśród gromady "ekspertów*' w wieku od 6 do 14 lat; niektórym towarzyszyły matki. Nieporównanie więcej były podniecone, niż ich pociechy. W czasie przerwy konfrontowałem swoje wrażenia. Ankieta wypadła jednomyślnie: wolą Rumcajsa telewizyjnego.

Cała bowiem akcja (?) widowiska ani słowem, ani gestem nie zahacza o współczesny zasób pojęć młodego widza. Nie pobudza jego wyobraźni. Mimo bardzo kolorowych i zabawnych dekoracji Adama Kiliana oraz przyjemnych piosenek Katarzyny Gartner. Tym niecierpliwym zwrotem można by zakończyć omówienie spektaklu. Ale nie załatwi się przez to problemu teatru dla dzieci. Bowiem dwie trzecie widowni teatru polskiego żywego planu (poza teatrem lalkowym) - a w sumie wynosi to rocznie niebagatelną ilość około 6 milionów osób - wypełnia młodzież. Wiem, młodzież to pojęcie nieprecyzyjne. Składa się na nie zarówno uczeń szkoły, jak i przedszkolak. Nie podejmę się określić szacunkowo, jaki odsetek stanowią dzieci. Z pewnością znaczny. Młodzież, jako całość rzadko chodzi do teatru z inicjatywy swoich opiekunów i nauczycieli. Nieporównanie częściej czyni to z namowy organizatorów widowni, dla których jest ona najcenniejszym, bo najłatwiejszym do pozyskania klientem. Przychodzą tacy do szkoły, czy do komitetu rodzicielskiego i wmawiają spektakl, jak choremu jajko: że umyślnie przygotowany przez teatr, że zalecony przez władze szkolne itd. itd. A że taka widownia zachowuje się czasami niewłaściwie? Któż by wytrzymał takie nudziarstwo i to szmirowato wykonane? Bo na domiar teatr nie zdradza zbyt wielkiego szacunku dla widza, cóż dopiero młodego! Bywa więc, że lecą papierowe kulki na scenę. Wtedy się mówi o chuligaństwie i szuka na gwałt "marginesu społecznego", który się "zaplątał".

Czym się tę młodzież karmi? Lukrowaną ,,Ania z Zielonego Wzgórza" nieśmiertelnej pani Montgomery (koronna pozycja repertuaru dla młodzieży spoza obowiązkowej lektury), "Ludźmi bezdomnymi" Żeromskiego w przeróbce scenicznej. "Wierną rzeką" "Anielką" Prusa, "Historią żółtej ciżemki" Domańskiej, utworami Rogoszówny. Konopnickiej i podobnych autorek. Nie do nich kieruję moje pretensje o brak repertuaru teatralnego dla dzieci i młodzieży. Mam pretensje do teatru, że nie zajmuje się najpoważniejszą - nie tylko liczebnie - częścią swojej widowni że nie myśli ani o dniu dzisiejszym, ani o kształtowaniu jutrzejszej publiczności.

W ciągu ostatnich trzech lat do tradycyjnego repertuaru "młodzieżowego" przybyła jedna nowa (?) pozycja: "Chłopcy z Placu Broni" według Molnara, ale wystawił ją jeden teatr - w Poznaniu. Inne czekają zmiłowania, albo gwiazdki z nieba. I nieustannie drepce się w kółko, zanudza dzieci, wyciska z nich łzy współczucia dla bezradności bohaterów scenicznych rodem z XIX stulecia. Ciągle przestaje się poza sferą współczesnego świata pojęć dziecka, poza jego zainteresowaniami, czy pragnieniami. I ciągle w tym samym naturalistycznym sosie, naśladującym rzekomo życie, jeśli nie takie, jakie jest, to takie, jakie być powinno. Jeszcze jedna wielka, gombrowiczowska pupa.

Dziesięć lat temu oglądaliśmy "Przygody Pana Kleksa" Brzechwy w Teatrze Narodowym. Był to spektakl dla widzów od lat pięciu do stu pięciu. Z odejściem Dejmka z Teatru Narodowego spektakl nie tylko zszedł z repertuaru tej sceny, ale jakby wyklęty znikł w ogóle. Nikt, żaden teatr w Polsce nie sięgnął po ten scenariusz. Widocznie własne chałtury są popłatniejsze. Tak sposób myślenia zemści się w przyszłości i to bliskiej. Dzieci szybko rosną i żadna siła nie pchnie ich w stronę teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji