Artykuły

Z teatrów warszawskich. Racine i Czechow

Dwa przedstawienia piękne a tak odmienne. "Trzy siostry" Czechowa w Teatrze Współczesnym konstruowane precyzyjnie z kruchych elementów nastroju, filozoficznej zadumy, ironii. "Brytanik" Racine'a w Teatrze Narodowym - to rysunek o zdecydowanych liniach i konturach silnych uczuć i namiętności, prostych w swej prostocie, szczerych i jakoś wyzwalających. Klarowność klasycyzującej tragedii. Historyczne tło akcji - początki panowania Nerona w Rzymie. Sztuka pisana przez Racine'a prawie 300 lat temu (1669), a mimo to (świetnie zagrana) działa silnie i dziś. Brytanik, choć postać tytułowa, nie jest wcale właściwym bohaterem sztuki. Młodzieńczy, szlachetny, szczery aż do naiwności, staje się pionkiem w rozgrywce tych dwojga: matki i syna. Agrypina i Neron. Wielkie ambicje, duma, zaborczość. Walka o władzę, wpływy - znaczenie. Sytuacje komplikuje stosunek: syn - matka. Więc zamiast miłości - nienawiść. Konflikt dwóch jednostek bezkompromisowych, żądnych władzy. Agrypina, świadoma swych wpływów, gra otwartą kartą majestatu cesarzowej, chce nim przytłoczyć syna, narzucić mu swą wolę. Pyszna królewskość postaci wcale nie oznacza jaskrawości środków wyrazu. Eichlerówna posługuje się tu głównie siłą i specyficzną modulacją głosu, ekspresją postawy, ruchu, rzadziej mimiką. Woli nieruchomą maskę twarzy, potrafi całe partie monologu wygłaszać z zamkniętymi oczami. To, co u Agrypiny jest ugruntowane, dojrzałe, otwarcie rzucone na szalę walki - pycha, zaborczość - w Neronie dopiero się budzi, domaga ujawnienia, własnego wyrazu. Okrucieństwo ściera się jeszcze z lękiem, niezdecydowaniem; stopniowo jednak narasta coraz bardziej, okazuje prężność nieuświadomionej dotąd a groźnej siły. Trochę histerii, trochę przypadku, słabość ulegania złym podszeptom, zmysłowa fascynacja, zraniona próżność, narodziny tyrana i sadysty. Oto elementy, z których buduje Gogolewski postać Nerona. Agrypina jest wspaniała w swej władczej dojrzałości, ale mimo wszystko musi przegrać wobec niepohamowanego dynamizmu narastającego zła. Świetne zestawienie postaci. Doskonała rola I. Gogolewskiego.

Zakochana, a nieszczęśliwie prześladowana para wybija się tu znacznie słabiej. Bardziej przekonujący wydaje się jednak Brytanik (J. Łotysz) niż Junia (G. Staniszewska). Scenograf - Z. Pietrusińska - słusznie nie zabudowała małej sceny. Efekt przepychu pałacu dają ściany obite blachą złotobrązową, na tym tle tylko jeden fotel. Mniej udane są stroje. Jaskrawość kolorów miała zapewne odpowiadać gwałtowności uczuć. Jest to efekt już zbyt banalny. Przekład brzmi dobrze i przedstawienie reżyserowane przez W. Laskowską uznać należy za wartościowe i żywe. Wieczór jest na pewno udany.

W porównaniu z "Brytanikiem", "Trzy siostry" to spektakl utkany prawie z mgły. Czechow wprowadza realia: kolacja, samowar itp. Ale najważniejszy jest tu człowiek, atmosfera, którą sam sobie stwarza, i otoczenie. Atmosfera zaczynająca się na: nie. Różne odcienie niemożności, nieprzystosowania. Niezadowolenie z tego, co jest, a brak konkretyzacji planów, marzeń. Małe miasteczko rosyjskie - stagnacja. Trzy siostry, które nie wiedzą, co robić ze swoim życiem, z wykształceniem. Niedouczony doktor, profesor "in spe", kończący swoją karierę w poślednim urzędzie, zdegustowani wojskowi. Ludzie jakoś nieszczęśliwi, rozczarowani do rzeczywistości. Pretensje za zmarnowane życie. Nie do siebie. Do świata. Stałe oglądanie się na coś z zewnątrz, wyczekiwanie. Upragniony wyjazd do Moskwy, to prawie współczesne oczekiwanie na Godota. We wszystkich, bardziej lub mniej świadomie, nurtuje pytanie: co robić? co robić? Odpowiedzi nie ma. Dysproporcja pięknego teoretyzowania i nieciekawej praktyki życia, "uziemiającej" wszelkie wzloty. Pomyłki uczuć. Rezygnacja.

Sztuka w zasadzie rozwlekła, bez mocnego kośćca fabularnego, budowana z elementów niedopowiedzianego nastroju, może być dla teatru bardzo niebezpieczna. Teatr Współczesny poradził sobie z tym świetnie. To nie była ani muzealna, nudna rekonstrukcja historycznego stylu, ani udziwniona fantazja na temat Czechowa. Czuło się w tym przedstawieniu stylowe, lekkie oddalenie przeszłości, a równocześnie bliskość dnia dzisiejszego. Reżyser potrafił te elementy tak świetnie powiązać, że nie uświadamiamy sobie żadnych sprzeczności. Widz chłonie przedstawienie jako jednorodną całość, poddaje się całkowicie urokowi tego pięknego spektaklu. Reżyserowi dopomogła tu doskonała scenografia E. Starowieyskiej. Poszerzono przestrzeń sceny. Dekoracja tkwi bardzo w nastroju, a nie narzuca się odbiorcy jako element samoistny. Sukces wieczoru zapewnia gra aktorów. Gra całego zespołu, a przede wszystkim trzech sióstr: Olgi, Maszy i Iriny. Każda w innym typie, a pełna, wyrazista sylwetka. Najbardziej dojrzała, przybita życiem, ale przejawiająca głęboką dobroć, powściągliwą Olga H. Mikołajskiej. Masza w wykonaniu Z. Mrozowskiej, to kobieta wciąż jeszcze kipiąca buntem, choć ukrywanym pod maską obojętności i znużenia. I wreszcie Irina, podlotek o szlachetnych młodzieńczych zrywach, głęboko później zraniony i rozgoryczony. Niezmiernie udany debiut Marty Lipińskiej. Jej Irina posiada świeżość, wdzięk i prawdę. Wszystkie trzy siostry - to role dużej klasy. Dzielnie sekundują im mężczyźni. Np. Opaliński jako Czebutykin. Zapasiewicz (Andrzej), Borowski (Kułygin, nauczyciel), Bylczyński (Wierszynin). Z małej a dziwnej rólki Solonego Łomnicki zrobił aktorskie cacko.

Cieszymy się więc, że mamy znów na co chodzić w Warszawie. I że, gdy na afiszu Czechow, to i na scenie Czechow i że gdy na afiszu Racine, to i na scenie Racine.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji