Wariaci są wśród nas
Aby zagrać siostrę Ratched dojeżdżałabym nie tylko do Kalisza, ale nawet do Władywostoku - powiedziała Grażyna Barszczewska przed sobotnią premierą "Lotu nad kukułczym gniazdem" w kaliskim Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego.
Powieść Kena Keseya, otoczona swoistym kultem nie tylko w naszym kraju, doczekała się wcześniej kinowej ekranizacji Miklosa Formana. Film obsypano "Oscarami", choć sam Kesey w czasie pobytu w Polsce, pytany o wrażenia z filmu odpowiedział, że na ten temat nie chce w ogóle rozmawiać, ponieważ filmu... nie oglądał. Teatralnej adaptacji powieści dokonał amerykański dramaturg Dale Wasserman. W latach 70. słynne było przedstawienie "Lotu..." w warszawskim Teatrze Powszechnym z Wojciechem Pszoniakiem i Franciszkiem Pieczką w rolach głównych. Po wielu latach tekst ten dotarł również do Kalisza.
- W latach 70. polityczna metafora sztuki lokowała wszystkie spektakle w nurcie romantycznym, z nachyleniem niepodległościowym - mówi Jan Buchwald, reżyser kaliskiego spektaklu. - Tymczasem dziś jest to rzecz o wolności i o dążeniu do niej. Mówi o tym, że im więcej obszarów tej wolności się zdobywa, tym większa odpowiedzialność na nas spoczywa.
Autorzy przedstawienia przed przystąpieniem do jego realizacji odbyli kilka wizyt, w szpitalu psychiatrycznym w Warcie. Szukali tam jakiegoś wzorca zachowań przed budowaniem scenicznych postaci.- Na zewnątrz są jednak dużo więksi wariaci - dodają. - Tylko nie wszyscy zostali jeszcze przebadani.
Kaliska publiczność przyjęła sobotnią premierę "Lotu nad kukułczym gniazdem" owacją na stojąco. W kuluarach już po pierwszym akcie podkreślano trafność obsady, ciekawą scenografię i muzykę oraz aktualność tekstu Keseya. Wszyscy byli przekonani, że był to repertuarowy strzał w dziesiątkę, a liczba przedstawień "Lotu..." być może pobije dotychczasowy rekord wystawień spektaklu "Tylko we Lwowie".
