Artykuły

Sambor Czarnota

- Zawsze tęsknię za sceną, która jest miejscem, w jakim aktor, od początku do końca, może mieć pełną świadomość przebiegu swojej roli. Praca w filmie i telewizji nie daje takiej możliwości. Teatr to dom artystyczny każdego aktora i ma pierwszeństwo - mówi SAMBOR CZARNOTA, aktor pomiędzy Łodzią a Warszawą.

Jest dzisiaj zaliczany do najciekawszych aktorów swojego pokolenia. Obsypany deszczem nagród na festiwalach teatralnych, gra z powodzeniem także w filmach i serialach (16 ról na koncie!). Właśnie powrócił po długiej przerwie na łódzką scenę brawurową rolą Cassia w premierze "Otello - wariacje na temat" w Teatrze im. S. Jaracza.

Z samym sobą

Bohdan Gadomski: Pana najnowsza postać teatralna, Michał Cassio, przyznaje, że lubi siebie. W jak dużym stopniu?

Sambor Czarnota: Powiedziałbym, że on bardziej siebie nie lubi, niż lubi, dlatego postępuje w taki, a nie inny sposób. Cassio tak naprawdę jest smutnym gościem, dlatego zewnętrzność, którą dla siebie wymyślił jest jedynie sposobem na samego siebie, co pomaga mu odnaleźć się w otaczającym go świecie.

Cassio twierdzi, że wszystko mu się udaje. Panu prywatnie również?

- Zdarzały się piękne chwile, pełne radości, ale również pełne goryczy

i smutku. Więcej było tych pierwszych, które uskrzydliły mnie i dały poczucie wartości, przekonanie, że to, co robię, ma sens. Zrozumiałem, że jeżeli komuś daję szczęście, robiąc to, co kocham, to jestem szczęśliwszym człowiekiem.

Jak czuje się pan jako aktor w nowej premierze "Otello - wariacje na temat", który jest spektaklem szalenie plastycznym i rozbuchanym w pomysłach?

- Czuję się usatysfakcjonowanym, że dane mi było wziąć udział w tym projekcie, że mogłem się spotkać z tak interesującą kobietą, jak Agata Duda--Gracz, która jest bardzo konsekwentną reżyserką autorskich przedstawień przemyślanych w każdym detalu. Nie obcowałem jeszcze z takim teatrem. Wszyscy włożyliśmy całe serce i mnóstwo pracy w to przedstawienie. Wydaje mi się, że nie zawiedliśmy siebie nawzajem, a czas te-mu poświęcony był tego wart.

Dlaczego tak długo kazał pan czekać łódzkiej publiczności na swoją nową rolę?

- Miałem wiele innych zobowiązań (seriale, warszawski Teatr .Prezentacje", udział w "Tańcu z gwiazdami"), poza tym od pewnego czasu mieszkam w Warszawie. A może nie było dla mnie odpowiedniej roli w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi?

Nie tęsknił pan w międzyczasie za teatrem?

- Zawsze tęsknię za sceną, która jest miejscem, w jakim aktor, od początku do końca, może mieć pełną świadomość przebiegu swojej roli. Praca w filmie i telewizji nie daje takiej możliwości. Teatr to dom artystyczny każdego aktora i ma pierwszeństwo.

Jakie postaci kreował pan na małym i dużym ekranie?

- Grałem m.in. błyskotliwego, przebiegłego, inteligentnego Łukasza w serialu "Egzamin z życia", ciekawy materiał aktorski, możliwość współpracy z kilkoma reżyserami, którzy na zmianę kręcili ten serial, z fajnymi kolegami aktorami. W sumie 108 odcinków, ja wszedłem od 36 odcinka i grałem w nim przez 3,5 roku. W serialu "Fałszerze - powrót sfory", zagrałem czarny charakter, byłego żołnierza, który wraca do Polski i fałszuje pieniądze rozprowadzane po kantorach. Spotkałem się z wielkim reżyserem Wojciechem Wójcikiem. Było 13 odcinków zamkniętych w całość. W serialu "Tylko miłość" zagrałem Marka, fotografa, chłopaka Małgorzaty Kożuchowskiej. Zrezygnowałem z tej ostatniej roli, bo odczułem potrzebę zagrania w teatrze, złapania oddechu, świeżości. Dziennikarza zagrałem w serialu "Samo Życie". Postać zwariowana, zakręcona. W serialu "Kryminalni" zagrałem główną postać jednego z odcinków, był nią Włoch tracący pamięć.

Miał pan szczęście do ciekawych zadań aktorskich?

- Tak, ale myślę, że te najciekawsze są jeszcze przede mną, że jest we mnie jeszcze spore zaplecze i głód grania nowych ról. Teraz rozpoczynam zdjęcia do nowego filmu kinowego "Z piekła rodem", reżyserowanego przez braci Skolimowskich.

Czy już w pełni wypowiedział się pan w którejś ze swoich licznych ról?

- Jeszcze nie i ta niewiadoma jest czymś fantastycznym. Ale zawsze wypowiadam się w granej postaci maksymalnie, ile tylko mogę. Po zagraniu 30 przedstawień biję się w pierś i mówię, dlaczego, Sambor, nie wiedziałeś o postaci tego, co teraz wiesz, na premierze? Ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że to przecież niemożliwe.

A jako człowiek?

- Uczę się cały czas, dlatego ważne jest dla mnie każde doświadczenie, z którego należy wyciągać odpowiednie wnioski.

Czy nadal pozostaje pan w związku z Martą Dąbrowską, córką byłego ministra kultury, a obecnie dyrektora naczelnego Teatru Wielkiego w Warszawie, Waldemara Dąbrowskiego?

- Tak.

Słyszałem, że jednak nie zamierza pan zalegalizować tego związku.

- To plotki, bo jest wręcz przeciwnie. Jestem tradycjonalistą i wychodzę z założenia, że na wszystko jest czas. Nie wyobrażam sobie życia bez rodziny.

Jaka jest Marta Dąbrowska?

- Jest aktorką, absolwentką Akademii Teatralnej w Warszawie. Na etacie w Teatrze Polskim w stolicy. To niezwykle urodziwa młoda dama z dużą klasą. Jest dojrzała jak na swój wiek (24 lata) i wie, czego chce. Mądra, inteligentna, wrażliwa i czuła.

Podobno budujecie dla siebie dom?

- Tak, razem go budujemy. fi Przecież kupił pan sobie własnościowy apartament na Saskiej Kępie w Warszawie...

- Apartament ma 65 m kwadratowych, na dwie osoby może być za mały. Nowy dom to połowa bliźniaka o powierzchni powyżej 200 metrów kwadratowych. W przeciągu roku powinniśmy się tam wprowadzić.

Nie wspomniał pan o domku letniskowym w górach...

- Stoi na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Jest drewniany, z podpiwniczeniem. Okolica nieodkryta, dzika, przepiękna. Obok swój domek mają rodzice.

A jeszcze tak niedawno wynajmował pan małe mieszkanka w Łodzi..

- Mam duży sentyment do Łodzi. Zaczynałem tutaj od Domu Studenta, później mieszkałem w czterech różnych mieszkaniach, a skończyłem na służbowym pokoju w teatrze. Dobrze jest zmienić środowisko, wracać do dawnego i odwiedzać stare kąty. To powoduje zdrową równowagę, bo nie jest się uzależnionym od jednego miejsca. Raz jestem głodny Warszawy, a innym razem Łodzi.

Co dał panu udział w "Tańcu z gwiazdami"?

- Doświadczenie, w wyniku którego dowiedziałem się, jak widzę samego siebie w takim dużym show. Przekonałem się, jakie mam możliwości, a jakie słabości. Nauczyłem się rzeczy, z którymi nie miałbym szans się spotkać w życiu.

Jak przyjął pan przegraną?

- Uważam, że wygrałem z samym sobą, bo zdecydowałem się na udział w tanecznym show i jeszcze zachowałem siebie, nikogo nie udając.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji