Artykuły

Jak tańcował z panem chłop, czyli w Teatrze Kameralnym

Nie pomogła Zygmuntowi Krasińskiemu głęboko patriotyczna wizja, która zamknął w pełnych nadziei słowach: "Jeden tylko, jeden cud, z szlachta polską, polski lud". W okresie "jedynie słusznym" i tak trafił do szuflady cenzora.

Podobny los, choć zgoła z innych przyczyn, spotkał większość utworów Bruna Jasieńskiego. W "Słowie o Jakubie Szeli" jego sarkastyczna refleksja odbiegła od hrabiowskich tęsknot: "Tańcowali raz po raz, chłopska kosa, pański pas, od ogródka, ciekła rowem krew jak wódka".

Nie w smak były i te rymy twórcom raju robotniczo-chłopskiego.

Twórczość Stefana Żeromskiego, hołubiona przez programy szkolne PRL-u, także nie była publikowana w całości, a jego dramaty "Róża", "Turoń" i "Ponad śnieg bielszym się stanę" nie ujrzały światła dziennego na oficjalnych scenach ludowej ojczyzny.

Może dlatego, że ten zwany sumieniem narodu autor, z uporem maniaka rozdrapywał społeczne rany, by jak pisał, "nie zabliźniły się błoną podłości".

Jedną z takich ran jest wspomnienie galicyjskiej rzezi, do której nawiązuje przypomniany przez Teatr Kameralny w Warszawie "Turoń" Stefana Żeromskiego. Napisany w 1923 roku utwór, ogranicza akcje do jednej lutowej nocy 1846 roku, kiedy to pod wodzą manipulowanego przez rząd austriacki Jakuba Szeli, małopolscy chłopi spalili 150 dworów, mordując w bestialski sposób ponad dwa tysiące polskich patriotów. Żeromski nie ukrywa, że przeraża go ciemna siła drzemiąca w nieoświeconym chłopie, ale jak niegdyś w "Rozdziobią nas kruki, wrony", wskazuje dość wyraźnie winnych - tych, którzy przez wieki nie dostrzegali chłopskich klasowych racji.

Dramat Polaków polegał zawsze na tym, że ofiarami zemsty stawali się nie ci, zaślepieni w swoich egoistycznych interesach, ale najlepsi synowie tego narodu. Dla ukazania tragicznego paradoksu Żeromski powołuje w "Turoniu" do życia znanych nam z "Popiołów" bohaterów: Krzysztofa Cedrę i Rafała Olbromskiego. Dziś, już w sile wieku weterani, oddają pałeczkę synom, wciąż jednak gotowi do czynu, który niweczy brutalna chłopska napaść.

Ostałą przy życiu córkę Krzysztofa Cedry, zaręczoną z synem Rafała Olbromskiego chce poślubić śniący o pańskich piernatach parobek, syn Szeli, którego ojciec zasiekał właśnie kłonicami właścicieli zajętego majątku.

"Turoń" jest więc ponurym przypomnieniem haniebnych kart historii, w latach, gdy był pisany także ostrzeżeniem, podobnie jak "Przedwiośnie", przed niekontrolowanym żywiołem dzikiego ludu. Ludu, nad którego losem pochyla się skądinąd autor wielokroć.

A czym teraz dla nas może być "Turoń" poza tym, że wabi smakiem zakazanego przez lata owocu? Jakie przesłanie przyświecało w wyborze reżyserowi spektaklu, Waldemarowi Śmigasiewiczowi?

Brak konsolidacji społecznej jest faktem także i teraz. Skłóceni stajemy się podatni

na manipulacje. Potraktujmy więc spektakl jako lekcję historii. Jedynie jego strona dydaktyczna może nas zadowolić, bo zarówno kształt artystyczny jak i role Janusza Zakrzeńskiego (Krzysztof Cedro) i Mieczysława Kalenika (Rafał Olbromski) nie budzą żywszych emocji. Znacznie lepiej radzą sobie młodzi aktorzy, spośród których na wyróżnienie zasługuje niewątpliwie Katarzyna Tatarak (Weronika).

W poprawnej inscenizacji mało jest scen, które budują prawdziwe napięcie, najsilniejszym w tym względzie elementem jest znakomita muzyka Andrzeja Zaryckiego.

Parę pięknych plastycznie scen jak z obrazków Grottgera, parę dynamicznych akcji scenicznych sprawi, że wieczoru nie uznamy za stracony, nie tylko z racji wartości poznawczej sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji