Dla belfra zakazane
Gra, reżyseruje, pisze, produkuje - OMAR SANGARE wrócił niedawno z Los Angeles, gdzie przez rok wykładał aktorstwo na uczelni w Santa Barbara. Jego pobyt w Polsce zapowiada się pracowicie.
Czy znasz powiedzenie, kiedy źle komuś życzysz: Bodajbyś cudze dzieci uczył?
- Cha, cha, cha... Rzeczywiście, wolałbym uczyć własne.
A jaka była młodzież w Los Angeles? Jak Ci tam poszło?
- Bezboleśnie, chociaż w obowiązkowym stylu wychowania bezstresowego. Wyraźnie dała się odczuć wysokość wymagań, zarówno samej uczelni, jak rodziców, którzy płacą za edukację swoich dzieci niemałe pieniądze.
Jakie?
- Pytasz o czesne, czy moje wynagrodzenie?
O obie te rzeczy.
- Czesne nie jest tajemnicą. Wynosi w tej szkole 35 tysięcy dolarów za rok. A co do mojej gaży, to mogę ci tylko powiedzieć, że zaspokoiła moje oczekiwania. Do tego doszła jeszcze spontaniczność reakcji tamtej młodzieży i szczery zapał do pracy, a to w promocji gratis. Oni naprawdę chcieli się czegoś nauczyć.
W naszej prasie pisano, że Twoje zajęcia miały największe powodzenie. Czy to tylko reklama, czy prawda?
- Prasa nie kłamie. Pracowałem z nimi nad sztuką "Mieszczanin szlachcicem". Podeszli do tego z entuzjazmem. Bardzo dobrze wspominam tę pracę.
Co Cię przywiało z powrotem do Polski?
- Chciałem się odmłodzić. Przestać uczyć innych i znów zacząć uczyć się samemu. Piszę doktorat na Akademii Teatralnej w Warszawie.
Jaki temat?
- Poszedłem na łatwiznę - Szekspir. Poza tym nakładem wydawnictwa "Nowy Świat" 7 grudnia w warszawskiej księgarni Traffic odbędzie się otwarcie następnego zbioru opowiadań "Bajki dla czarnej owcy". Co więcej, z Barbarą Krafftówną i trójką amerykańskich aktorów wystawiamy spektakl oparty na prozie Gombrowicza, który miał premierę w Los Angeles, a teraz prezentowany jest m.in. na scenie Teatru Narodowego.
A potem będziesz znowu cudze dzieci uczył?
- Z doktoratem mogę nawet leczyć.
A jak tam było z życiem towarzyskim?
- Koktajle zaczynały się za późno i kończyły za wcześnie. Brakowało im poza tym ważnego elementu naszych imprez, czyli fantazji i spontaniczności, i jeszcze jedno - źle było widziane, a właściwie zakazane, aby belfer bywał w tych samych klubach, co młodzież, którą uczy. A te miejsca były właśnie najciekawsze.