Artykuły

Epizod

23 października. Telefon. Dzwoni asystentka włoskiego reżysera filmu o życiu Karola Wojtyły pt. "Karol": czy mnie interesuje epizod nazwany w tym filmie "Old Lady"? Owszem, interesuje - mini dziennik HALINY KWIATKOWSKIEJ z filmowego planu.

Przysyłają mi natychmiast scenariusz owej rólki. Jest to sześć zdań po angielsku. Dowiaduję się, że muszę mówić z akcentem amerykańskim, tak bowiem jest kręcona całość. Godzę się

25 października. Jestem umówiona w nowym krakowskim hotelu Sheraton z lektorem, który czuwa nad prawidłowym wymawianiem tekstów przez wszystkich aktorów, a więc i przeze mnie. Amerykanin, miły pan nagrywa na maleńkim magnetofonie moje sześć kwestii, każdą trzykrotnie, w trzech różnych tempach: od najwolniejszego do najżywszego - oczywiście bez interpretacji. Zabieram wypożyczony magnetofonik, maleńkie cacko do domu.

26 października. Tym razem udaję się do opuszczonej fabryki papierosów przy ulicy Dolnych Młynów, wypożyczonej na potrzeby filmu "Karol". Ogromne terytorium, dziedzińce, hale, różne pokoje, wszystko do dyspozycji ekipy i aktorów, gdzie w przeważającej ilości kręci się różne sceny, oczywiście nie plenerowe i te na tle historycznych budynków. Na dziedzińcu dziesiątki autobusów, ciężarówek i aut osobowych. Na przejściu z ulicy muszę się wylegitymować. Zajmuje się mną młoda, energiczna asystentka, ta z telefonów, prowadzi mnie do olbrzymiej hali, przeznaczonej na kostiumy. Setki ich wiszą na specjalnych wieszakach - osobno buty, bielizna, przymierzalnie i lustra. Dwie panie zawiadują tym zbiorowiskiem i wybierają dla mnie kostium, rudą sukienkę i gruby sweter, buciki, zegarek na rękę, kolczyki - wszystko z lat czterdziestych.

Teraz idziemy z asystentką do drugiej hali przedzielonej na dwie części. Tu już są pracownicy włoscy. Perukarnia i charakteryzatornia. Dobierają mi perukę ze szpakowatych włosów, czeszą na próbę skromną fryzurę z kokiem w tyle głowy. Jest miło i wesoło. I tutaj spotyka mnie pewna niespodzianka. Przychodzi dziewczyna, młoda, ładna i pełna wdzięku, która przedstawia mi się "Tesia". Tesia za moich wadowickich czasów to młodsza siostra gimnazjalnego kolegi z tej samej, co ja klasy, Jurka Krugera. Tesia Krugerówna jest dziewczyną piękną, o dwu grubych blond warkoczach, świetną w przyszłości, jak głosiła miejscowa fama, tenisistką. Gra ją studentka III roku Akademii Teatralnej z Warszawy. Ogarnia mnie wzruszenie na wspomnienie, kiedy to prawdziwa Tesia, jej matka i babcia zostały zabrane z wadowickiego getta i wszystkie trzy zagazowane w obozie koncentracyjnym. Miały nawet szansę na ucieczkę, jednak niewidomej babci postanowiły nie opuścić aż do końca.

27 października - 6 listopada. Uczę się mojej roli. Skromny tekst daje jednak pewne możliwości zagrania dość wyrazistej postaci. To właścicielka krakowskiego mieszkania, która podczas okupacji wynajmuje pokoje sublokatorom. Jest zasadnicza i niezbyt miła w obejściu. Ku jej niezadowoleniu przychodzi do sublokatorki Hani nieznany jej Karol Wojtyła, aby odbyć krótką i bardzo ważną rozmowę. Niechętnie wpuszcza go do pokoju Hani, gdzie na stanowcze życzenie pani domu owa wizyta odbywa się przy drzwiach otwartych. Po krótkim czasie przerywa ich rozmowę i Karol musi opuścić mieszkanie.

Myślę nad moim tekstem i powtarzam go nieustannie, rysując w wyobraźni jego aktorskie możliwości. Towarzyszy mi stale w domu, na ulicy, przy kierownicy w aucie. Umiem go już na blachę, jak również odzywki moich dwojga partnerów, Karola i Hani. Powtarzam siedząc, chodząc, stojąc, nawet leżąc w wannie. Dzwoni do mnie z biura filmu pan, aby uzgodnić warunki jednodniowej umowy. Termin nagrania, jak zawiadamia mnie asystentka, zostaje ustalony na dzień 6 listopada, miejsce: fabryka przy ulicy Dolnych Młynów.

6 listopada. Punktualnie o godz. 7.10 asystentka prowadzi mnie do znanej mi hali, gdzie nakładam na siebie wybrany kostium. Idę z nią potem do perukarni. Ku memu zdziwieniu dowiaduję się, że tylko w szczególnych wypadkach stosuje się charakteryzację, na ogół aktorzy, w tym i ja, występują bez niej. Fryzjerka właśnie bardzo starannie czesze moją fryzurę zrobioną z peruki. Nagle pojawia się obok mnie Piotr Adamczyk, aktor kreujący główną postać. Przedstawia mi się i przyznaje, że jest zdenerwowany, wie bowiem doskonale, jak dobrze znałam Karola Wojtyłę z młodych i późniejszych lat. Robi na mnie bardzo dobre wrażenie. Jest sympatyczny, przystojny i skromny. No, i jak się potem okazuje, świetnie mówi po angielsku.

Wokół lustra, gdzie jest stałe jego miejsce w charakteryzatorni, znajdują się dziesiątki fotografii Ojca Świętego z różnych okresów życia. Aktor wie, że nie jest za bardzo podobny do oryginału. Uspokajam go: czy to jest najważniejsze? Zdaje sobie sprawę, jak wielka przygoda zdarzyła mu się w jego aktorskim życiu, mówi, że nie może ani na moment oderwać myśli od tego niezwykłego zadania, jakie przyszło mu wykonać. Ja bardzo się cieszę, że mam okazję mieć go za partnera w mojej krótkiej scence.

Kiedy jestem gotowa, prowadzą mnie na dziedziniec do ogromnej przyczepy, gdzie mam oczekiwać na wezwanie na plan. Jest to luksusowy, długi pokój z tapczanem, meblami, WC i umywalnią - oświetlony i ogrzewany. Do mojej dyspozycji. Pierwszy raz widzę na żywo takie pomieszczenie, znane mi jedynie z filmów. Tutaj przychodzi do mnie na moment, aby mi się przedstawić, włoski reżyser Giacomo Battiato. Sympatyczny pan około pięćdziesiątki. A potem we trójkę, "Karol", "Hania" i ja "Old Lady", odbywamy tekstową próbę. Moją sublokatorkę gra Małgorzata Bela, znana mi z głównej roli filmu "Ono". Przysłuchuje się nam ów amerykański lektor z hotelu Sheraton i poprawia minimalne usterki w anglojęzycznej wymowie. Dialog powtarzamy kilkakrotnie. Oddaję mój wypożyczony magnetofonik, dziękuję za nowy i herbatę, którą mi proponują.

Wzywają nas na plan, jest 10 rano. "Mój" pokój bardzo mi się podoba. Antyki, krzesła, mały stoliczek ze stylową naftową lampą, książki, szafa z walizkami na górze, dywanik. Dwoje drzwi - jedne prowadzą na zewnątrz, drugie do pokoju sublokatorki. Robimy krótką sytuacyjną próbę. Ekipa liczna, reżyser pierwszy i drugi i operator to Włosi, oświetleniowiec Polak. Do tego panowie robotnicy, którzy zmieniają położone lub niepotrzebne do różnych kadrów elementy. Najwięcej czasu zajmuje przygotowanie oświetlenia. Na planie panuje bardzo dobra atmosfera, wszyscy są zgrani, praca idzie sprawnie i szybko.

"Karol" puka do drzwi, nie chcę go zrazu wpuścić, okazuje się jednak znajomym Hani. Owa ważna i krótka rozmowa odbywa się w jej pokoju. "Karol" ostrzega ją przed mającą wkrótce nastąpić niebezpieczną akcją przeciw okupantowi, w której ta bierze udział, przerywam tę rozmowę, nakazując "Karolowi" opuścić mieszkanie.

W pierwszej części mej scenki kręcimy bardzo mało dubli, mylę się w angielskim tekście jeden raz, na szczęście zbiega się to ze zmianą filmowej taśmy. Kontakt z aktorem "Karolem" mam doskonały, jako mój partner jest bardzo życzliwy i miły. Ważna rozmowa "Karola" i "Hani" zabiera sporo czasu, spędzam go obok w roboczym pokoju, czekając na moje ostatnie wejście, tutaj są monitory, dźwiękowe aparaty, przy jednym ze słuchawkami na uszach siedzi znajomy mi amerykański lektor, śledząc pilnie wymowę aktorów. Tutaj też zwykle znajduje się reżyser, jednak czasem jest w ruchu, dobiegając z poprawkami i uwagami do operatora, pana od oświetlenia i do aktorów.

Jest mi zimno. Natychmiast przynoszą mi dodatkowe okrycie i herbatę. Palić oczywiście nie wolno. Wszyscy Włosi i nie-Włosi odnoszą się do mnie bardzo serdecznie, podpisuję nawet parę moich książek "Wielki Kolega", które sobie co niektórzy nabyli - cieszy mnie to, że moja praca o Ojcu Świętym znalazła tutaj swoje miejsce.

Piotr Adamczyk jest również w posiadaniu tego egzemplarza, podpisuję mu go bardzo ciepło. Na jego prośbę robimy w przerwie filmowania sporo prywatnych fotosów. Jest mi bliski jako aktor i w tym króciutkim epizodzie mam z nim doskonały kontakt. Prywatnie zbliża nas do siebie jeszcze i to, że w czasie jego dość długiego pobytu w Londynie mieszkał w domu bardzo mi bliskiej polskiej przyjaciółki. Mam dla niego dużo sympatii, jako że gra tego niezwykłego człowieka, Jana Pawła II, którego dobrze znam od szkolnych wadowickich czasów po maturę w 1938 roku, potem przez wspólne studia polonistyczne na UJ w Krakowie, potem przez wspólny udział w tajnym Teatrze Rapsodycznym, przez nasze klasowe maturalne jubileusze w Watykanie, wreszcie przez moje prywatne odwiedziny jeszcze w krakowskiej kurii, następnie zaś w Rzymie.

Mój epizod kończą na planie ostatnie dwie odzywki w drzwiach pokoju sublokatorki i jestem wolna. Włoski reżyser serdecznie dziękuje mi za udział - ja z kolei dziękuję operatorowi i panu od światła, no, i żegnam dwójkę aktorów.

Idę do garderoby, zdejmuję kostium, w perukarni odpinają mi moją perukę, wszystko sprawnie i szybko, jest sobota, praca na planie trwa tylko do 14. Jeszcze odbieram w biurze moje honorarium i asystentka proponuje mi obiad w dużym autobusie kuchni stojącym na dziedzińcu. Jestem zmarznięta, obiad za to gorący i smaczny, nawet ciasteczka i owoce na deser. Wszystko w ramach udziału w filmie.

***

Wracam do domu piechotą. Wspominam sobie kilkanaście dni w filmie Wajdy "Popiół i diament" kręconym we Wrocławiu, rolę pani baronowej Krzeszowskiej u Hasa w "Lalce" w Łodzi - i teraz ten maleńki epizodzik w "Karolu" w Krakowie. Ten jednak jest w moim aktorskim i prywatnym życiorysie szczególny. Szkoda tylko, że taki króciutki. Myślę o wadowickim i krakowskim okresie. "Karol" Piotra Adamczyka może nie jest za bardzo podobny do prawdziwego z tamtych lat, ale przystojny, o ładnym głosie i bardzo przejęty rolą. Życzę mu jak najlepiej. W kontakcie ze mną miał takie samo zainteresowanie człowiekiem, był niezwykle uważny i ciepły, jak tamten tak dobrze mi znany Karol.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji