Artykuły

Stan stał za kulisami

Opustoszałe ulice, w oknach charakterystyczna błękitna poświata. Datę premiery "Zemsty" teatr Ateneum wyznaczył na sobotni wieczór. Sama z trudem oderwałam się od telewizora - na konferencji prasowej właśnie wertowano paszporty Stanisława Tymińskiego.

W foyer kilku zaledwie krytyków i od razu seria pytań: Kiedy wyszłaś? Ja o szóstej, co było potem? W głosach wyczuwalne napięcie i jeszcze coś... czy to lęk? Mój Boże, więc znowu? Ale już nie pora na rozmowy, dołączamy do widzów zajmujących fotele. Dziwna publiczność. Zupełnie różna od tej, która zazwyczaj gromadzi się na premierach. Prawie wyłącznie licealiści. Nie, na ich dziecinnych buziach nie ma ani napięcia, ani lęku.

Bawią się dobrze, coraz lepiej. Bo też jest czym się bawić. Na tle miniaturowego zamku o białych ścianach toczy się "Zemsta" utrzymana na granicy pastiszu. Porywczy Cześnik (Marian Kociniak) żwawo biega po scenie - wypominać mu "podagrę" jest doprawdy nietaktem. Za Cześnikiem drepce pocieszny tłuścioch w drucianych okularach na nosie. To Marian Opania, komicznie zgięty wpół, przeobraził się w dobrotliwego niezgułę - Dyndalskiego. Papkin jest za to niezgrabnym olbrzymem, gra go Wiktor Zborowski. Nie ma w sobie nic ze śliskiego dworaka, jego obłuda wydaje się rozbrajająco prostoduszna. Inteligencją odznacza się tylko Rejent Gustawa Holoubka, ten stanowi uosobienie chłodnej kalkulacji. Gdy unosi się gniewem nie sposób wątpić, że to gniew pozorny, że każdy jego przejaw został starannie przemyślany, że żaden gest nie wymyka się spod kontroli.

Toczy się "Zemsta", trwa sąsiedzki spór miedzy mieszkańcami zamku, którzy wspólną posiadłość rozgrodzili dziurawym murem. Trudno uniknąć skojarzeń. Spór jest zaciekły, a zaciekłość śmieszna, więc śmiejemy się patrząc na scenę, ale... Gdzieś kołacze się myśl, że ten śmiech taki wyzwalający, taki potrzebny - był przed tygodniem. Dzisiejszego wieczoru jakoś więźnie w gardle. Oto w brawurowym tempie aktorzy docierają do finału, oto pada słowo "zgoda". A jakiś złośliwy chochlik szepcze do ucha, że jeszcze nie koniec spektaklu, że tam, za kulisami, tkwi postać, która za chwilę wkroczy, by wypowiedzieć następną kwestię: "Hasłem naszym zgoda będzie i ojczyzna nasza!". Jednak nie, nikt taki nie pojawia się w świetle reflektorów. Ten poczciwy hrabia Fredro!

Wychodzimy z teatru w zimną, grudniową noc. Magiczne zaklęcia ze sceny powoli przestają działać. Kilka słów o artystycznych "perełkach" i już umykają one z pola widzenia jakby zsuwały się z pękniętego sznurka. Wracamy do rozmowy przerwanej w chwili rozpoczęcia przedstawienia.

Teatr Ateneum: Aleksander Fredro, "Zemsta". Reżyseria Gustaw Holoubek. Scenografia Marcin Stajewski, prem. 1 grudnia 1990

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji