Artykuły

"Anioły w Ameryce" z polskimi przygodami

"Anioły w Ameryce" w reż. Krzystof Warlikowskiego na XV Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Dariusz Pawłowski w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Kontrowersyjny spektakl i niespodziewane emocje związane z jego prezentacją w Łodzi. "Anioły w Ameryce" Tony'ego Kushnera w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego z TR Warszawa, które miały premierę w lutym 2007 roku, zostały okrzyknięte teatralnym wydarzeniem, przez jednych uznane za arcydzieło, przez innych odrzucone.

Grane nie za często, bowiem trudno jest dopasować terminy całej obsady, a i czas trwania widowiska - pięć i pół godziny - robi swoje. Zainteresowanie łódzkich widzów było ogromne i bilety na dwa pokazy "Aniołów..." w ramach festiwalu rozeszły się błyskawicznie. Tymczasem...

Najpierw dotarła wiadomość, że zachorowała Maja Ostaszewska, grającą w przedstawieniu jedną z głównych ról. Postać tę aktorka gra wymiennie z Magdaleną Popławską, która obecnie kręci film w odległych zakątkach Szwecji. Udało się z artystką skontaktować i ta zgodziła się do Łodzi przyjechać. Do ostatniej chwili nie było jednak wiadomo, czy wszystko się uda. Magdalena Popławska po długiej podróży dotarła w sobotę do Łodzi, by zagrać przed festiwalową publicznością. Spektakl rozpoczął się jednak z półtoragodzinnym opóźnieniem, co sprawiło, że zakończył się już po drugiej w nocy! Jeszcze gorzej mieli ci, co wybierali się na "Anioły..." w niedzielę. Zobowiązania Magdaleny Popławskiej zmusiły ją do powrotu do Szwecji i nie mogła uczestniczyć w drugiej prezentacji spektaklu. Niedzielne przedstawienie więc odwołano.

A szkoda, bo głośne "Anioły w Ameryce" okazały się spektaklem co najmniej godnym uczestnictwa w nim. I najmniej może ze względu na swój przebrzmiały już nieco i oswojony temat, a bardziej przez swoją teatralność i klimat. Rozciągnięte po granice wytrzymałości widza widowisko właśnie owym rozciągnięciem powolnie wciąga w swój świat. Widz, w którego wrażliwość Warlikowski trafi, podda się temu całkowicie. Do tego świetnie rozwiązana przestrzeń, znakomita plastyka (m.in. impresjonistyczne obrazy "malowane" światłem na lustrzano-blaszanych ścianach), no i inscenizacyjne pomysły błyskotliwie wkomponowujące się w treść. A sama zawartość? To chyba najbardziej osobiste przedstawienie Warlikowskiego - nie tylko w zakresie otwarcia samego siebie, ale i oceny polskiej rzeczywistości. Nie jest to też na szczęście widowisko doraźne, publicystyczne, sprowadzające się do gazetowych frazesów, czym nieco grzeszy tekst i czym groziła jego homoseksualna manifestacja. Warlikowski uderza raczej do wnętrza bohaterów i relacji pomiędzy nimi, pozwalając sobie nawet na pewne przerysowania i nieprawdziwość w grze aktorów (co akurat świetnie pasuje do konwencji i wypowiedzi reżysera), w efekcie dążąc do przedstawienia swoistej współczesnej apokalipsy i końca świata człowieczeństwa. Warlikowskiemu udało się stworzyć widowisko niepokojące, kołaczące się w mózgu jeszcze długo po jego obejrzeniu, przemawiające - jak mniemam - szczególnie silnie do młodego widza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji