Artykuły

Lot na pół gwizdka

W 32. rocznicę wystawienia przez Zygmunta Hübnera "Lotu nad kukułczym gniazdem" Teatr Powszechny postanawia ponownie zmierzyć się z tym tytułem. I, choć przedstawienie ogląda się z zaciekawieniem, gra aktorska jest wysokiej próby, to działania reżysera można oceniać jedynie w kategoriach rzemieślniczych.

Sam wybór utworu, choć z pewnych względów zrozumiały, budzi niepokój. Teatr, który od dłuższego czasu boryka się z trudnościami repertuarowymi, decyduje się na tytuł, którego konfrontacja z mistrzowskim filmem Milosa Formana wydaje się nieunikniona. Ponadto, przez starszą publiczność nieuchronnie będzie on porównywany ze spektaklem Hübnera.

W momencie, gdy Hübner wystawiał na deskach Powszechnego "Lot", była to przejmująca artystyczna wizja tamtych czasów. Dziś temat ten nie stracił na aktualności, nadal porusza i skłania do kontemplacji świata, ale czy wystawienie tej sztuki po latach również przejdzie do historii? Czasy Hübnera były zupełnie inną epoką, w której ludzie wyczekiwali przełomu, spektakl zapowiadał właśnie takie rewolucyjne tendencje, mało tego - precyzyjnie analizował mechanizmy manipulacji człowiekiem. Wtedy działania te były społeczeństwu narzucane.

Dziś też mamy do czynienia z manipulacją i uprzedmiotowieniem człowieka, o których mowa jest w "Locie nad kukułczym gniazdem", problem polega jednak na tym, że dziś społeczeństwo akceptuje taki stan rzeczy, przyjmuje go za normę, rezygnując z buntu. Reżyser zdaje się nie dostrzegać zmiany owych realiów. Spektakl jest zatem prawie idealnym odwzorowaniem dawnej realizacji filmowej.

Jedynie sporadycznie czynione są zabiegi mające na celu stworzenie suwerennego działa. Trzeba przyznać, że są to bardzo udane pomysły - są one jednak tylko ornamentami na monolicie. Buchwald skupia się między innymi na Wodzu Bromdenie, tworząc bardzo ciekawe wizje jego wewnętrznego świata, wprowadzając także jego alter ego w postaci małego indiańskiego chłopca. Wiele zapowiadającą różnicą jest także postać legendarnej siostry Ratched, którą w warszawskim wystawieniu kreuje młoda aktorka Aleksandra Bożek. To przez tę postać reżyser próbuje uwspółcześnić wymowę utworu, nadając jej cechy młodej, pewnej siebie, idącej, jeśli trzeba, po trupach do celu szefowej. Jednak i ta zmiana, oceniając spektakl całościowo, wydaje się być tylko kosmetyczną poprawką.

Wielką szkodą jest, mając zespół tak zdolnych aktorów, zrezygnować z eksperymentowania na scenie na rzecz tworzenia repliki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji