Artykuły

Nowy klasyk

HISTORIA spłatała Witkacemu figla. Prócz badaczy, nikt dzisiaj nie przejmuje się jego teoretycznymi manifestami, nie dba o jego "czystą formę", o jego programowy antyrealizm. Na całej linii zwyciężył tylekroć przez niego wyśmiewany i wykpiwany pragmatyzm. Po Witkacym-pisarzu (był także malarzem, filozofem, teoretykiem sztuki) zostało oprócz dwóch powieści kilkanaście sztuk dramatycznych. Są one dziś po prostu używane przez teatr zgodnie z ich głębokim sensem i wartością społeczną. Gra się jego dzieła jako komedie polityczne, jako polityczne satyry antymieszczańskie, antyimperialistyczne, antyfaszystowskie.

Teatr Narodowy postąpił sobie również wielce pragmatyczne, zestawiając dwie sztuki Witkacego: "Mątwę czyli hyrkaniczny światopogląd" i "Jana Macieja Karola Wścieklicy" (sztuk w trzech aktach bez trupów) - w komediowy spektakl o wyraźnym charakterze politycznej satyry. Rzekome absurdy i nonsensy, które tak niegdyś denerwowały wielu współczesnych Witkacemu koneserów i ogół publiczności, dziś zamieniły się w trafne aluzje i celne parabole intelektualne, zrozumiale dla większości widzów. Zdumiewająca niegdyś nielogicznymi skojarzeniami poetyka Witkacego dziś jest tak lekkostrawna jak chleb z masłem. Kiedy Witkacy pisał swoje sztuki i kiedy nieśmiało próbowano wystawiać niektóre z nich w teatrach, widzowie ze znaczącymi uśmieszkami rysowali palcami kółka na czołach. Od tamtych czasów społeczeństwo przeszło długą drogę, pod batogami nowoczesnej sztuki, ale nie tylko: przede wszystkim pod batogami historii. Dziś Witkacy jest rozumiany. Może wbrew sobie - ale to wcale nie jest takie pewne.

Jedno jest pewne - pojawienie się papieża Juliusza II w "Mątwie" i wzięcie przez niego udziału w dyskusji z Pawłem Bezdeką na temat możliwości sztuki XX wieku jest przyjmowane przez publiczność jako fakt o wiele bardziej naturalny niż, powiedzmy, przyjazd wujka z prowincji w jakiejś komedii Bałuckiego. Chwyty stosowane przez Witkacego cieszą nas bezgranicznie. Trafiają do nas o wiele łatwiej niż mozolne wypracowania sceniczne znane z literatury wszystkich czasów. Dzięki nim łatwiej pojmujemy, kto bierze udział w grze o dusze. Bezdeki, mięczakowatego intelektualisty i artysty. Cyniczny pseudohumanista w dawnym stylu Juliusz II; mieszczańska idiotka Ella symbolizująca życie "normalne"; a kiedy pojawia się na scenie Hyrkan IV, król sztucznego królestwa Hyrkanii i składa faszystowskie deklaracje, jesteśmy już całkiem na znajomym gruncie. Nie zapominajmy też o istnieniu tajemniczego rewolucyjnego syndykatu, który gdzieś za sceną pali nowoczesne obrazy Bezdeki... Ta pozornie nonsensowna, absurdalna zabawa ma treść, i treść jest tu najważniejsza. Pojął to teatr i tak rzecz tę przedstawił. Inna sprawa, że "Mątwa" w spektaklu Teatru Narodowego nie wypadła najlepiej, głównie wskutek niezbyt przekonywającej gry aktorów.

"Jan Maciej Karol Wścieklica" to, jak zgodnie stwierdzają fachowi badacze, najbardziej życiowa, realistyczna, normalna ze sztuk Witkacego. Ta historia chłopa, który z dawnego pastucha wyrósł na posła, polityka, a wreszcie prezydenta Rzeczypospolitej i w głowie mu się nieco poprzewracało od tej zawrotnej kariery i od wszelakiej miejskości, której zakosztował - była niegdyś odczytywana jako satyryczna aluzja do kariery słynnego przywódcy ruchu ludowego Witosa. Sam Witkiewicz bardzo się przed tym bronił. Ale czy to dziś ważne?

Ale to tylko wierzchnia warstwa komedii, w której teatr znalazł i może nawet zbyt mocno podkreślił nutę tragiczną. Ostatecznie można ten utwór cały czytać na wesoło, i wcale to nie znaczy, że mniej głęboko. Ale trzeba przyznać, że przemiana gry zabawnej w grę serio wypadła bardzo efektownie w ujęciu reżysera przedstawienia Wandy Laskowskiej, poparta przez znakomitą kreację tytułowej roli, jaką dał Jan Kobuszewski.

"Wścieklica" w Teatrze Narodowym osłodził widzom braki "Mątwy". Wspaniale zagrały Wanda Łuczycka w roli Rozalii z Supełkiewiczów Wścieklicowej i Barbara Krafftówna w roli Wandy Lektorowiczówny, nauczycielki wiejskiej i kochanki Wścieklicy. Z nieporównanym komizmem i liryzmem zagrał wiejskiego lichwiarza Abrahama Mlaskauera Aleksander Dzwonkowski.

Tak to dzięki wytrawnej pracy teatru, a jeszcze bardziej dzięki zdecydowanemu nurtowi historii i życia umysłowego, ugruntuje swą pozycję Witkacy jako nasz wybitny komediopisarz i satyryk. Szalony niegdyś awangardysta zostanie chyba już ostatecznie asymilowany przez teatr narodowy, powszechny i ludowy.

Ostatnio pierwsza scena Francji- Comedie Francaise - wystawiła sztukę Ionesco., stwierdziwszy w statystykach, ze po Molierze jest to aitor najczęściej z Francuzów grany na scenach całego świata. Nasz Witkacy na pewno nie jest gorszy jako prekursor nowoczesnego teatru, a chyba jest ciekawszy jako klasyk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji