Artykuły

Gombrowicz przed wrotami zgrozy

Fama niosła, że Michał Paweł Markowski zetnie kwiat humanistyki polskiej i zaproponuje zupełnie nowe odczytanie książek Gombrowicza [na zdjęciu]. To w "Czarnym Nurcie..." się sprawdziło, ale po części. Środowisko gombrowiczologów czekało od dawna na książkę Michała Pawła Markowskiego "Czarny nurt. Gombrowicz, świat, literatura". Miał on dokonać generalnej rewizji dotychczasowych kategorii służących do opisu Gombrowicza, że, jednym słowem, od chwili ukazania się tej książki inaczej będziemy czytać dzieła tego autora - pisze Jerzy Jarzębski.

Tym większe napięcie, bo - co tu kryć - gombrowiczologia jest dziedziną, w której od lat panuje straszny ścisk. Już autor pierwszej w Polsce książki poświęconej w całości Gombrowiczowi Andrzej Falkiewicz pisał o mękach, jakie czekają każdego, kto się zechce zmierzyć z pisarzem. Męki stąd, że borykać się musi z legionem dotychczasowych interpretatorów, z których każdy chciałby zaistnieć osobno, lepiej, bardziej uniwersalnie, pragnąłby wchłonąć wszystkich poprzedników, ich analizy albo unieważnić, albo przyswoić sobie, czyniąc z nich cegiełki własnego, znacznie obszerniejszego i pełniejszego planu. Postępowaniem takim rządzi zawsze lęk przed przezwyciężeniem, połknięciem, wessaniem przez konkurentów tworzących nowe kanony czytania, wreszcie: wypchnięciem poza orbitę zainteresowania.

A tu Markowski powiada, że analizy konkurentów nie tyle starać się będzie wmontować w ściany gmachu własnych interpretacji, ile - że je pogardliwie odepchnie. I rzeczywiście: we wstępie do swojej książki autor deklaruje, że poprzednicy i ich egzegezy nie tyle stanowią dlań wyzwanie, ile - że go nudzą, że ma ich i płodzonych przez nich analiz po prostu dosyć. Oddaje więc im hołd (niedbale) i wyrzuca do zsypu.

Markowski przeciwstawia sobie dwóch największych - Gombrowicza i Miłosza - aby podkreślić, że tylko ten pierwszy (ale czytany na nowy, niekonwencjonalny sposób) był ciekawy i pełen zagadek dla niego, a także dla jego niedawnych amerykańskich studentów, drugi natomiast jest zrozumiały w pełni, więc może wręcz - banalny. Zaczyna zatem Markowski od klasycznego wręcz "świętokradztwa", tego creative blasphemy, na którym opierało się tyle wcześniejszych przewartościowań w świecie humanistyki. Ten, kogo to zgorszy, powinien wspomnieć na "świętokradztwa" samego Gombrowicza - ten gest jest zaiste w jego stylu!

Gombrowicz siebie niepewny

Autor książki traktuje w ten sposób kwiat humanistyki polskiej (któż dotąd nie zabierał głosu w sprawie Gombrowicza!), że likwiduje całego znanego dotąd uczniakom (i studentom) "Gombrowicza szkolnego" i znane wszystkim do bólu komunały na temat Formy, Gry, nieautentyczności etc., co więcej, podważa też autointerpretacje samego pisarza, odmawia im definitywnego charakteru, nieledwie - kompetencji.

Streścić tej książki na paru stronach recenzji się nie da, bo ona jest ustawieniem całego uniwersum gombrowiczologii odmiennie, próbą oparcia jej o inne niż wprzódy kluczowe fragmenty tekstów i inne konteksty filozoficzne czy antropologiczne. Czyta Markowski Gombrowicza przede wszystkim nie jako pisarza o dobrze ugruntowanym "ja", świadomego swych zamiarów i realizującego własne pomysły z wprawą właściwą wytrawnym graczom. Przeciwnie: Gombrowicz Markowskiego jest człowiekiem głęboko niepewnym siebie i niepewnym, czy świat, który mu się jawi, ma twardą, "obiektywną" konsystencję. Ten Gombrowicz jest stale sobą samym, swoimi zachowaniami zdumiewany i zaskakiwany, a jedną z podstawowych kategorii służących do opisu jego świata jest Freudowskie Unheimlich: "niesamowite". "Ten właśnie człowiek - pisze Markowski o autorze "Kosmosu" - bezsilnie zapatrzony w czarne rozlewisko, które jest i życiem, i literaturą, człowiek, przed którym wrota zgrozy otwarły się na oścież , został bohaterem mojej książki".

Z tekstów Gombrowicza, które czytano dotąd z reguły tak, aby - przechodząc do porządku nad niekonsekwencjami - rekonstruować ich logikę i "obiektywny sens", wybiera teraz Markowski takie cytaty, które potwierdzają raczej rozsypkę sensów i fragmentację. Istotną metaforą tej zdekomponowanej całości jest rozczłonkowane ciało ludzkie, disiecta membra - tak często pojawiające się w tekstach Gombrowicza. A do tego cała kolekcja motywów, na które dotychczas nie zwracano uwagi - jak motyw telefonu (ogromnie ważny, bo wraz z metaforą telefoniczną idzie bardzo zasadnicze rozważanie o problemach zapośredniczenia - wiedzy, komunikacji), poza tym wymiotów, bełkotu, idiotyzmów itd. Gombrowicz Markowskiego pozbawiony zostaje w ten sposób owego niepodległego poziomu racjonalności, na którym dokonuje się interpretacja świata i kształtowanie własnego "ja" jednostki. W zamian staje się człowiekiem nieporównanie bardziej niż wprzódy konkretnym, żywym, cielesnym, oddanym lękowi, niewiedzy, obrzydzeniu.

Tajemnice Gombrowicza

Po przeczytaniu książki Markowskiego trudno nie zadać sobie pytania, dlaczego wszystkie tuzy gombrowiczologii nie poświęciły dotąd dostatecznej uwagi tej ciemnej stronie twórczości pisarza, która w "Czarnym nurcie" tak sugestywnie i z takim talentem została opisana. A raczej: próba taka została przed laty podjęta przez Marię Janion, ale ówcześnie odczytywana "ciemność" brać się miała z adaptacji do współczesnych potrzeb romantycznego demonizmu.

Ten język interpretacyjny niezbyt dobrze się w przypadku Gombrowicza sprawdzał, brakło jednak na razie innego, który by się do tego typu celów nadawał.

Taki język Markowski w swojej książce proponuje, nawiązując do różnych przeoczonych dotychczas przez gombrowiczologów lub po prostu całkiem nowych wątków światowej humanistyki. Jest jednak, jak myślę, jeszcze inny powód: sądzę mianowicie, że tym powodem jest zlekceważenie wielu otwartych enuncjacji, w których Gombrowicz mówił o otaczających go mrokach, o niejasności czy niepoznawalności świata, zlekceważenie tym spowodowane, że one w uszach badaczy brzmiały jak czysta retoryka.

I dziś nawet, po przeczytaniu książki Markowskiego, nie umiem całkiem zdusić w sobie przekonania, że niektóre przynajmniej spośród tych deklaracji są jakoś na pokaz wydeklamowane - bo przecież wielkiemu pisarzowi do twarzy z Mrokami Duszy i Tajemnicą.

Przypomina się tutaj recenzja z lat 30., jaką Gombrowicz poświęcił książce Mariana Ruth-Buczkowskiego "Tragiczne pokolenie". Zawarte w niej patetyczne zawołania komentuje autor: " dlaczego, zamiast ujmować życie nasze w jego rzeczywistości konkretnej, prywatnej, sięgamy do wielkich, historycznych ogólników i mówimy: my, pokolenie , powojenna epoka , duch czasu etc. Ależ dlatego że to się doskonale mówi, mówi się to tak smacznie, jakby się jadło cukierek".

Otóż jestem gotów przyjąć, że piewcy odczuć indywidualnych równie smacznie mówi się: "ciemność i magia", "niesamowite" czy "tajemnica". Oto powód, dla którego ten typ autokomentarza szybko w zapiskach Gombrowicza stracił wyrazistość, wtapiając się w tło. Markowski powiada, że fragmenty objawiające gust Gombrowicza do nauczania, "mądrzenia się" - jak to ujmuje - są już nazbyt wytarte i mało dla badacza ciekawe. Retoryczność tropi więc po drugiej stronie: tam, gdzie pisarz umieszcza swoje przesłanie dla Polaków czy Ludzkości. Całkiem słusznie. Obawiam się jednak, że retoryka działa tu po obydwu stronach, a teksty na temat tajemnicy czy magii wytrą się równie szybko jak Gombrowiczowe nauki, ich tajemniczość też niebawem będziemy odbierać jak coś aż za dobrze już znanego - taki los każdego języka interpretacji i próżno wierzgać przeciw przeznaczeniu.

Gombrowicz bełkocący

Korci mnie jednak co innego: jako krytyk o temperamencie nieco od Markowskiego odmiennym, tzn. skłonny nie tyle do likwidowania tego, co zastane, by zrobić miejsce dla własnych pomysłów, ile - do wchłaniania cudzych myśli i wykorzystywania ich do wzniesienia jakiejś większej struktury, chciałbym widzieć Gombrowicza w jego dwoistości. Bo dopiero ten chwiejny, niejasny, rozdwojony w sobie, bełkocący i zaskakiwany własnym idiotyzmem pisarz staje się postacią prawdziwie dramatyczną, kiedy ze swego kąta próbuje (i to z jakim powodzeniem!) nauczać Naród, co mówię: Ludzkość całą, wkładając jej do głowy swoje kategorie, swój sposób widzenia świata i własne recepty na przetrwanie. Istotą człowieka jest bowiem, że wciąż głupstwo stara się na mądrość przerobić (jak ci studenci Waltera Höllerera słuchający bełkocącego Gombrowicza na berlińskim Lesung), a jednocześnie: im mądrzej przemawia, w tym gorszą popada głupotę - i to się jedno w drugie przelewa w nieskończoność. Wszak sam Markowski im mocniej chce nam Gombrowiczową "głupotę" zalecić, tym uczeniej i mądrzej prawi, swoje "ja" badawcze niczym skałę utwardza, a ponowoczesnego dyskursu prawidła pielęgnuje, gdzież więc jego mowie do "bełkotu", kiedy na odwrót: klarowna być chce i - o zgrozo! - jednoznaczna.

I jeszcze jedno: Markowski, wpatrując się intensywnie w "ciemnego Gombrowicza", gubi coś, co w portrecie pisarza odgrywa niezwykle ważną rolę, gubi mianowicie śmiech. Przyjrzyjmy się anegdocie o butach, od której zdaniem Markowskiego właściwy "Dziennik"-dzieło sztuki i myśli się zaczyna. Gombrowicz idzie do sklepu, kupuje w nim parę żółtych bucików, które cisną, idzie więc tam raz jeszcze, aby obuwie wymienić - i wymienia je na inne, choć całkowicie identyczne i podobnie cisnące. Autor "Czarnego nurtu" każe się nam pochylić z przejęciem nad tajemniczością tej sceny i z najwyższą powagą przeczytać następujący po niej komentarz: "Bywa, iż sobą zdumiewam siebie". Zgoda. Może i tak trzeba. Ale na miły Bóg: ta anegdota jest również śmieszna - a jej śmieszność nie na tajemniczości polega, ale wprost przeciwnie: na całkowitej rozpoznawalności, rzec można, strukturalnej klarowności zdarzenia. Tak zbudowane są tysiące dowcipów z bohaterem-kukiełką uparcie, powiedzmy, rozbijającym sobie nos o tę samą przeszkodę, której chce uniknąć, ale z nieznośnym automatyzmem wciąż na nią wpada. W takich przypadkach rodzi się śmiech wynikający z rozpoznania struktury zdarzenia, śmiech nieskomplikowany, ale jednak urodzony z porządkującego intelektu.

Nie milczeć o Gombrowiczu

Zgodzę się więc bez szemrania na te wszystkie czarności, w jakie Gombrowicz zdaniem Markowskiego wpada, na bełkoty, głupstwa, niejasności, pod jednym jednak warunkiem: że mi autor książki nie zechce wmawiać, jakoby to tylko w Gombrowiczu było ważne i godne analizy. Dlaczego? Bo wyłączność tej opcji jest niszcząca dla jednostki, stawia ją w sytuacji nie do wytrzymania.

W takich momentach - odsłonięcia głupoty (rozumianej tu w specyficznym sensie, jaki nadaje temu słowu Markowski) - śmiech musi się pojawić jako instancja odkupicielska. Markowskiego "Gombrowicz-gracz" może badacza nudzić - proszę bardzo! - ale bez rodzącej śmiech intelektualnej machinacji, bez dystansu, bez "efektu obcości" pisarz ze swoimi ciemnościami nie mógłby wytrzymać (a i my także!).

Przed sprzecznością autor "Czarnego nurtu" zatem nie ucieknie. Ale czy uciekać musi? Gombrowicz mówił jeszcze o sprzeczności, która jest śmiercią dla filozofa, przynosi zaś życie artyście. Od tamtych czasów sporo zmieniło się w branży filozoficznej, która coraz więcej ma wspólnego z literaturą i coraz bardziej przywykamy do idei, że są takie sprzeczności, których z myślenia wyeliminować się nie da. "Czarny nurt" jest z pewnością dziełem pierwszej rangi; jego wartość mierzyć należy innowacyjnością, ilością nowatorskich pomysłów interpretacyjnych, które autor z powodzeniem zastosował do twórczości Gombrowicza. To się nie udało żadnemu z tak licznych przecież ostatnio autorów piszących o autorze "Kosmosu".

Czy tradycyjnej gombrowiczologii przyjdzie od dziś zamilknąć? Z pewnością nie - bo problematyka wcześniejszych studiów nad pisarzem nie znikła bynajmniej, nie została też unieważniona przez nowe analizy. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że pojawił się w studiach nad Gombrowiczem nowy paradygmat i z wielką agresywnością szuka sobie partnerów dialogu.

Jerzy Jarzębski jest profesorem UJ, jednym z najwybitniejszych znawców twórczości Gombrowicza

Michał Paweł Markowski "Czarny nurt. Gombrowicz, świat, literatura", Wydawnictwo Literackie, Kraków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji