Artykuły

Operowy palimpsest

Zarówno od strony literackiej, jak i muzycznej trzecia z kolei opera Krzysztofa Pendereckiego "Czarna maska", której libretto z nieznacznymi tylko modyfikacja­mi wykorzystuje jednoaktową sztukę Gerharda Hauptmanna pod tym samym tytułem, nasuwa sko­jarzenia z palimpsestem, pod któ­rym kryje się wcześniejszy zapis. Tajemnicza postać w czarnej masce, której pojawienie się burzy pozorny spokój ducha bohaterów i budzi uśpione w nich demony przeszłości, zdaje się być uciele­śnieniem antycznego fatum, od którego wyroków nie sposób uciec. Na dodatek przybiera zarazem oblicze czarnej śmierci, dziesiątku­jącej niedobitki ocalałych z dopiero co zakończonej trzydziestoletniej wojny religijnej. Uczestnicy karna­wałowego przyjęcia w domu burmi­strza dolnośląskiego Bolkowa to typowi, jak to zalecał przed wieka­mi Arystoteles, reprezentanci stron tragicznego konfliktu: luterański pastor, katolicki opat, zbie­gły hugenota, ukrywający się jansenista, żydowski kupiec. Dla żony burmistrza, pięknej Benigny, poja­wienie się intruza stanowi wstrząs, który niczym u Edypa wyzwala wyparte z pamięci wspo­mnienia i związane z nimi poczucie winy, co nieuchronnie prowa­dzić musi do zakończonej jej śmier­cią katastrofy. Poza tym, jak u Ib­sena, bieżące wydarzenia są tylko dopełnieniem fatalnej przeszłości.

Również partytura sprawia wra­żenie, że gdyby zetrzeć zewnętrzną warstwę, odsłoniłaby się pod nią kompozycja o znamionach muzyki absolutnej. Poza tym oparta na pulsującym rytmie partia orkie­strowa, poprzez ożywienie i nie­ustanną ruchliwość przechodzi w końcu w swe przeciwieństwo, wywołując wrażenie pewnej mono­tonii, zamiast narastającego napię­cia, odpowiadającego gęstniejącej atmosferze sennego koszmaru, do jakiego coraz bardziej upodabnia się ukazany na scenie dramat. Od reżyserii oczekiwałoby się zatem większej powściągliwości i stono­wania nadmiernej dynamiki, a nie jej zwielokrotnienia za sprawą nie­przerwanej i nieco chaotycznej bie­ganiny postaci. A już za całkowite nieporozumienie uznać należy wy­pełnianie pauz monologu-spowiedzi Benigny, jedynego dłuższego ustępu solowego opery, wstrząsają­cymi ciałem śpiewaczki paroksyzmami. Natomiast najbliższe palimpsestowej naturze dzieła było ustawienie scen rozgrywających się w tle, zaledwie majaczących w mroku. Z kolei dobiegające zza kulis solo altowe w wykonaniu Bożeny Zawiślak-Dolnej najbar­dziej odpowiadało wyobrażeniom o pięknym śpiewie.

Pomimo pokusy doszukiwania się współczesnych analogii z re­aliami zawartymi w fabule (wojna religijna w Bośni, AIDS jako dżu­ma kończącego się stulecia), Krzysztof Nazar wolał pozostać wierny dotychczasowej tradycji inscenizacyjnej "Czarnej maski", ujmując akcję w ramy uniwersal­nej egzystencjalnej alegorii tańca śmierci. Takie rozwiązanie pozo­stawia oczywiście widzowi więk­szą swobodę interpretacyjną. Spo­śród odtwórców ról pierwszoplano­wych wymienić należy zgoła wagnerowskie głosy Ewy Iżykowskiej jako Benigny i Józefa Kolesińskiego, jej scenicznego małżon­ka. Właściwie jednak nie ma tu partii drugoplanowych i epizo­dycznych, gdyż i w nich pojawiają się znaczne trudności techniczne (np. koloraturowe ozdobniki). W pełni sprostali tym wyzwaniom Joanna Kubaszewska, Karin Kałucka, Andrzej Biegun, Imeri Kawsadze i Wiesław Nowak. Orkiestra pod batutą Kaja Bumanna rzetelnie wywiązała się ze swych zadań, choć całości przy­dałoby się nadanie większego rozmachu i bardziej zdecydowa­nego nerwu dramatycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji