Artykuły

Cały zgiełk

Krakowska premiera to niewatpliwie jedno z najbardziej ekscytujących wydarzeń Festiwalu Krzysztofa Pendereckiego. Libretto opery oparte na ekspresjonistycznej sztuce niemieckiego dramaturga Gerharta Hauptmanna ("Schwarze Maske", 1928), to psychologiczny dra­mat w jednym akcie, zawierający - we­dług słów kompozytora - współczesną wizję średniowiecznego tańca śmierci. Akcja sztuki rozgrywa się tuż po zakoń­czeniu wojny trzydziestoletniej, w mia­steczku śląskim Bolkenhain, na tle trwa­jącej tam maskarady karnawałowej. Opera Krzysztofa Pendereckiego jest dziełem ciągle aktualnym jako parabo-la sytuacji krańcowej, ujawniającej wciąż istniejące w ludziach stłumione lęki i pragnienia. Takie dzieło godne jest prezentacji o najwyższej wartości arty­stycznej.

Realizacja krakowska w dużej mierze staje na wysokości zadania. Orkiestra i sztuka wokalna śpiewaków są posta­wione na bardzo wysokim poziomie: nie tylko odtwórcy głównych ról - Benigny (Ewa Iżykowska), Schullera (Jó­zef Kolesiński) czy kupca Perla (An­drzej Biegun) - ale i tych mniejszych, choć równie ważnych, jak choćby zwra­cająca uwagę, bardzo sugestywna kre­acja Karin Kałuckiej (Daga).

Scenografia Marka Chowańca przed­stawia wnętrze mieszczańskiego salo­nu z XVII wieku, surowe i mroczne. Ak­centem skupiającym akcję jest okrągły stół pośrodku. Przy takim samym, na ogromnym obrazie po prawej stronie, ucztują szkielety. Od początku wpro­wadza to w wewnętrzny dramat, który powoli zaczyna się rozgrywać na sce­nie.

Muzyka doskonale oddaje narastanie lęku, doprowadzonego prawie do psy­chozy, zaciskającego się powoli w pęt­lę śmierci. Jest ona nieustannym tań­cem w kole, zarówno w dosłownym znaczeniu, gdy rozbrzmiewają baroko­we tańce śląskie, jak i symbolicznie, jako nieustanna gonitwa, kołowrót zdarzeń muzycznych na tle nerwowych pa­saży w smyczkach i obsesyjnych ryt­mów perkusji. To muzyka nie dająca wytchnienia, narastająca do kolejnych kulminacji w wielogłosowej masie. Pierwsza następuje w momencie, gdy służąca donosi o pojawieniu się w ogrodzie "czarnej maski". Reakcje poszczególnych osób są wyolbrzymio­ne. Maska symbolizuje śmierć, która wkracza w akcję opery. Śmierć jako sytuacja graniczna, która sprawia, że pękają ramy konwenansu i zaczynają się ujawniać prawdziwe oblicza boha­terów. Powraca przeszłość, która od­cisnęła swoje piętno. Główna bohater­ka zaczyna się obnażać. Symbolicznie i dosłownie. Dystyngowana dama o nienagannych manierach przeobra­ża się w targaną rozpaczą i namiętno­ścią słabą kobietę. Po każdym spiętrze­niu akcji i muzycznej kulminacji na­stępuje chwilowe jej zatrzymanie. To niezwykle ważne momenty przedsta­wienia. Nieustanne przemieszczanie się po scenie wielu osób, dążących w różnych kierunkach, zgodnie z pul­sem muzyki - nagle ustaje. Postacie nieruchomieją. W ciągu przedstawie­nia nerwowa gestykulacja aktorów przechodzi w coraz bardziej nadnatu­ralną choreografię, taneczne, ekspre­syjne figury.

W grze aktorów jest to dobrze pomy­ślany element, natomiast w samym układzie baletu, szczególnie w otwie­rającym fragmencie, choreografia po­zostawia uczucie pewnego zawodu. Już gdzieś to było - te powykręcane posta­cie, ni to z teatru Kantora, ni to jakieś chochołowe strachy. To epatowanie wi­dza ogranymi chwytami. Brakło na­prawdę poruszającej wizji, czegoś na miarę tematu. To samo można powie­dzieć o momencie pojawienia się w salonie zamaskowanej postaci. Jeśli to miało być ekspresjonistyczne wyolbrzy­mienie narastającego szaleństwa i śmierci, to sprawiło raczej odwrotne wrażenie - mało wyrafinowanego cyr­ku. No, ale czyż takim cyrkiem nie jest czasami samo życie - cały ten karna­wałowy zgiełk?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji