Artykuły

Diabelski strzał

"Wolny strzelec" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Po 31 latach od realizacji Wodiczki i Dejmka na afisz Teatru Wielkiego wrócił "Wolny strzelec". Uwertura, nagrodzona potężnymi brawami, wprowadziła w klimat i smak muzyki Carla Marii von Webera.

Orkiestra jest wiodącą Osobą Dramatu, jaki rozgrywa się w tej operze. Pod batutą Tadeusza Kozłowskiego muzycy popisali się przejmującą interpretacją dzieła, w którym poszczególne grupy instrumentów wyraziście budują postacie. Tak ważne tu rogi, klarnety, smyczki przekonująco zagrały swoje trudne role.

W wyrazie scenicznym reżyser i współautor oprawy plastycznej Waldemar Zawodziński budował alegoryczne widowisko wiodące do konkluzji, że zło - w globalnym i jednostkowym wymiarze - jest niezniszczalne, a oczekiwane w życiu szczęśliwe zakończenia nie są aż tak jednoznaczne, jak byśmy chcieli.

Libretto umieszcza akcję tuż po wojnie 30-letniej. Żywioł życia zwycięża, ale w zawiązaniu fabuły nie dość wyraźnie zaznacza się konflikt między etosem życia przyzwoitego a pokusą poddania się grze z losem, takiej jak udział w konkursie strzeleckim, w którym Maks (Ireneusz Jakubowski) ma szansę "wygrać" prawo do ręki Agaty i po jej ojcu objąć funkcję leśniczego. Szczęście go opuściło, strzela fatalnie, staje się pośmiewiskiem okolicy, więc aby wygrać, idzie na kompromis nawet z mocami piekielnymi, do których drogę najlepiej zna jego konkurent Kacper (Robert Ulatowski). Chór, przygotowany przez Marka Jaszczaka, dobrze zaznacza atmosferę zdarzeń.

Piekielne kule są niezawodne, ale ceną za sukces będzie życie Agaty. I tylko siła Pustelnika (podniosły finałowy występ Rafała Siwka) - duchowego przywódcy - pozwala nadać wyrokom władzy Księcia (efektowna obecność Andrzeja Kostrzewskiego, z dwoma wyżłami obok) taki sens, by człowiek, który zbłądził, miał jeszcze jedną szansę.

W wykładnię moralną mało przekonująco wpisana została Agata. Odtwarzająca tę postać Katarzyna Hołysz była natomiast niekwestionowaną wokalną gwiazdą premiery. Zachwycał jej głos o wielkiej sile (mezzosopran świetnie radzący sobie z sopranowymi brzmieniami) i wrażliwość interpretacyjna. Jednak jej reakcje, a nawet stroje zdawały się o wiele lat starsze od tego, co odsłania scena. Dylematy dziewczyny szykującej się do zamęścia, w której życie wdzierają się jakieś tajemnicze moce (straszy portret przodków, wianek czernieje), groteskowe pojawienie się druhenek w "popowych" fartuszkach wypadły blado. Dziewczęce przeżycia wdziękiem i wokalną swobodą dopełniała Iwona Socha jako Anusia, kuzynka Agaty.

Inscenizacja zaczynająca się ascetycznie zaszokowała wizjonerskim rozmachem w drugim akcie, rozgrywającym się w jaskini zła, w piekielnym Wilczym Jarze. To tam mogły być odlane niezawodne kule. Kłębiący się tłum szkieletów, upadłych aniołów tworzy niesamowite misterium. Reżyser i odpowiadająca za choreografię Janina Niesobska przygotowali piekło godne dzieła Dantego, a Maria Balcerek z fantazją ubrała niezwykłe postacie (gorzej z realnymi).

O atrakcyjności niezniszczalnego zła jako Samiel perfekcyjnie przekonała świetna tancerka Edyta Wasłowska (na zdjęciu u góry), występując w baletowej i aktorskiej roli o wielkim ładunku emocjonalnym. To symbol i pointa alegorycznej opowieści.

Mimo zastrzeżeń interpretacyjnych i oczekiwań wokalnych większych niż poprawność "Wolny strzelec" robi wrażenie, o czym już w sobotę o godz. 18 przekonają się nasi czytelnicy podczas Premiery z "Expressem".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji