Artykuły

Cisza, która boli

Nadchodzi czas Ingmara Villqista. Sztuki ukrywającego się pod tym pseudonimem historyka sztuki z Warszawy zapowiada kilka renomowanych scen. Seria zaczęła się świetną "Nocą Helvera" w warszawskim Teatrze Powszechnym.

Villqist wie o widzach coś, o czym zapomniała większość współczesnych twórców. To, że w teatrze najważniejsi są ludzie - ich radości, a częściej ból i łzy. Pamięta, że każdy dramat opiera się na wyraziście zarysowanym konflikcie między bohaterami i musi zmierzać do jakiejś kulminacji. Dba wreszcie, by widza w teatrze tak bardzo zainteresowały perypetie bohaterów i opowiadana ze sceny historia, aby zapomniał o całym świecie.

Prosta recepta

Na czym polega recepta Villqista na dramat, wiemy po obejrzeniu spektaklu w Teatrze Powszechnym. Tylko dwoje aktorów, zamknięta w jednym ciasnym pomieszczeniu akcja i do tego - najwyższe emocje. Villqist nie pozwala nam pozostać obojętnymi. Od pierwszej chwili wciąga w wir scenicznych wydarzeń. Powoduje, że na dwoje bohaterów po jakimś czasie patrzymy, jakby byli nam bliscy.

Helver ma 30 lat, ale w emocjonalnym rozwoju zatrzymał się dużo wcześniej. Karla - jego opiekunka - wie, że zmarnowała życie. Kiedyś straciła dziecko, a teraz, gotując dla Helvera, ubierając go, sprzątając mu, prowadząc go za rękę, próbuje odkupić swoją winę. Od pierwszej chwili jednak widać, że nie traktuje tego jako dożywotniego wyroku.

Tak wygląda prosta przecież historia i tak, prosto i z ogromnym zaangażowaniem, grają ją w Teatrze Powszechnym Krystyna Janda i Sławomir Pacek. Od pierwszej chwili przedstawienia zapominamy, że ostatnio na tej właśnie scenie regułą były gwiazdorskie popisy. Janda i Pacek z minuty na minutę coraz bardziej stapiają się ze swoimi bohaterami, niknie granica dzieląca aktora od scenicznej postaci. Są tylko wielkie emocje, bowiem Villqist nie wstydzi się wywoływać wzruszenia i współczucia.

Janda za 15 lat

Największym zaskoczeniem jest Janda. Ostatnich kilka sezonów to spektakle tworzone z myślą o niej, po to, by niepodzielnie panowała na scenie, wywołując huragany braw wielbicieli. Mniej istotna była wartość całej inscenizacji oraz klasa wystawianej literatury. Szefowie Powszechnego wiedzieli, że na Jandę przyjdą tłumy - niezależnie od wyboru repertuaru.

Niektórym jednak pozostawał niedosyt, wrażenie, że świetna aktorka trwoni w nic nie znaczących sztuczkach swe ogromne możliwości. Również role w wielkim repertuarze - choćby Fedra czy Lady Makbet - nie spełniały nadziei. Artystka nie potrafiła obronić całej inscenizacji ani uwiarygodnić swego wizerunku bohaterek.

W "Nocy Helvera" patrzymy na inną Krystynę Jandę. Zwykle na wejście aktorki w Powszechnym rozlegają się brawa- tym razem byłyby nie na miejscu. Janda nie boi się fizycznej przemiany. Jest szara, smutna, można powiedzieć - brzydka. Jakby przybyło jej 15 lat. I tylko w oczach widać czasem żar i pasję. Jej Klara jest przede wszystkim kobietą - niespełnioną matką, gospodynią, strażniczką domu. Jej życie to cztery ściany kuchni - obiady, sprzątanie, zmywanie. I jeszcze nieustanny lęk o Helvera.

Śmieszni, prawdziwi

Dzięki Jandzie i Sławomirowi Packowi patrzymy, jak między dwojgiem nieprzystosowanych ludzi rodzi się uczucie. Jest takie jak oni sami - kalekie, czasem śmieszne. Siła warszawskiego spektaklu i jego aktorów tkwi jednak w tym, że potrafimy w to uczucie uwierzyć i że staje się ono piękne.

Konstrukcja roli Klary powoduje, że Janda jest na scenie w cieniu młodego Sławomira Packa. To on dyktuje tempo spektaklu, prowadzi dialog, do niego należą najbardziej dramatyczne sekwencje. Helver Packa spala się w krzyku i bezustannym ruchu. Najbardziej przejmujące są jednak sceny, kiedy głos więźnie mu w gardle, zostają tylko strach i bezradność.

Spektakl wyreżyserował niewidoczną ręką Zbigniew Brzoza. Wybrał jedyne słuszne wyjście - zaufał autorowi, podkreślając tylko najważniejsze momenty i pozwalając wybrzmieć emocjom. Reszta należy do dramaturga i aktorów. Inscenizacja Brzozy obywa się bez wielkich słów i efektownych chwytów. Trwa niewiele ponad godzinę, ale jest to jedna z tych teatralnych godzin, o których trudno zapomnieć po wyjściu z teatru.

Spektakl powinien cieszyć się dużym powodzeniem u publiczności, która czeka na takie sztuki. Chcemy przecież oglądać na scenie ludzi, którym można po prostu współczuć. Podczas premiery na widowni panowała absolutna cisza. Po zakończeniu dłuższą chwilę czekaliśmy na oklaski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji