Artykuły

Prawda belkanta

- Od czasu Marii Callas wszystko się zmieniło: nie da rady stanąć i śpiewać. A oko z uchem jest sprzęgnięte, więc jeśli rola jest świetnie zagrana, rozumiemy postać i lepiej słyszymy. Fascynujące jest znaleźć w belkancie prawdę - reżyser MACIEJ PRUS o premierze opery "Lukrecja Borgia" [18 grudnia, Teatr Wielki w Łodzi].

Z Maciejem Prusem [na zdjęciu] rozmawia Michał Lenarciński:

Michał Lenarciński: Przygotowuje pan w łódzkim Teatrze Wielkim "Lukrecję Borgię" - operę Donizettiego, która liczy ponad sto siedemdziesiąt lat. Czy widoczne w operze od kilku lat poszukiwanie formy oznacza, że opera się zestarzała? Że zrealizowanie jej w sposób tradycyjny oznaczać będzie "muzeum"?

Maciej Prus: Kiedy ponad trzydzieści lat temu zadebiutowałem "Strasznym dworem" w operze w Warszawie, zadano mi podobne pytanie: czy opera się przeżyła, czy umrze? Oczywiście zauważam w operze pewne śmieszności, czasem sztampę, ale nade wszystko prawdziwe tchnienie teatru. I nie ma takiej ludzkiej siły, aby opera kiedykolwiek zniknęła. Mój profesor Jan Kosiński napisał w książce "Wszystko, co teatralne", że kryzys teatru istnieje od czasów wozu Tespisa. I tak jest w operze, od kiedy ta forma powstała, jednak - na szczęście - nie może się spełnić. Współcześnie możemy wręcz obserwować rozkwit opery, ciągle szuka się nowych dróg. Proszę zwrócić uwagę, jak wiele mamy dziś mocnych, zaskakujących i niezwykłych inscenizacji. Zaniedbana jest natomiast strona aktorska. A dla mnie jest to niezwykle ważne. Śpiewak powinien zdawać sobie sprawę, że ma przewagę nad aktorem dramatycznym: ma muzykę.

Są tacy, którzy uważają, że muzyka ich ogranicza.

- A w teatrze dramatycznym reżyserzy często używają muzyki, by "watować" niedostatki aktorskie. Dobremu aktorowi nic nie przeszkadza. Im więcej słabego aktorstwa, tym więcej muzyki.

Niektóre opery czy muzyczne dramaty Wagnera pozwalają na inscenizacyjny rozmach, jednak opera romantyczna chyba nie pamiętała o inscenizacji. Najważniejsze było zachwycić głosem, jego możliwościami.

- Ja się z tym nie zgadzam. Powiedzenie, że wszystko jest zapisane w nutach, jest szalenie prawdziwe. W okresie belcanta obowiązywała pewna maniera komponowania, jednak wszystko znajdujemy w partyturze: każdy dźwięk dyktuje emocje, wzajemne relacje między postaciami. W muzyce "Lukrecji..." precyzyjnie zapisane są wszystkie psychologiczne pułapki, w jakie wpadają postaci. My powinniśmy je pokazać.

Kiedyś jednak wystarczyło stać i śpiewać. W dzisiejszej estetyce się to nie mieści.

- Nie, bo m.in. walczymy o prawdopodobieństwo. Dlatego coraz więcej mają w operze do powiedzenia śpiewacy, będący dobrymi aktorami. Od czasu Marii Callas wszystko się zmieniło: nie da rady stanąć i śpiewać. A oko z uchem jest sprzęgnięte, więc jeśli rola jest świetnie zagrana, rozumiemy postać i lepiej słyszymy. Fascynujące jest znaleźć w belkancie prawdę. Oczywiście to jest prawda tamtego czasu, ale musi być ona ważną prawdą dla współczesnego widza.

Zdarzają się inscenizacje, w których Aida wyposażona w kałasznikowa idzie bronić Etiopii. Takie uwspółcześnianie na siłę jest zwykle wyśmiewane. Gdzie szukać złotego środka?

- Zmieniają się gusty, gadżety, którymi bawimy się na co dzień i w pewnym momencie nie jesteśmy w stanie wytrzymać malowanej dekoracji, choćby była największej urody. I oparcia szukamy dziś w inscenizacji właśnie. Tylko trzeba robić to z rozumem.

Na czym współcześnie w dobrej inscenizacji polega to oparcie?

- Na idealnym współgraniu tego co jest w zasięgu scenografa, z reżyserem. Dekoracja nie jest tylko ozdobą, nie mówi za całe przedstawienie, a jest posłuszna temu, co chce wyrazić reżyser, a nade wszystko posłuszna muzyce. Trzeba dziś budować na scenie inną rzeczywistość.

Jaka będzie "Lukrecja..."

- To nie będzie wielka inscenizacja, dekoracje będą tłem do zdarzeń, bo chcę, by była to opera aktorska. Bo "Lukrecja..." taka jest.

A co należałoby powiedzieć tym, którzy nade wszystko uwielbiają w operze bogatą wystawę?

- Aby wybierali się do teatru na te tytuły, które się do takiej wystawy nadają. Warto jednak pamiętać, że bogato może być za sprawą wyobraźni reżysera, a nie przez blichtr. Trzeba uciekać od tandety; już minęły czasy, kiedy firanki mogły udawać koronki.

Czy pana zdaniem opera XIX-wieczna, ta najczęściej w Polsce wystawiana, może ograniczyć się do ascezy? Czy może być tak, że oglądamy pustą scenę, przestrzeń aranżowaną światłami?

- Tak jest u mnie. Podejmuję ten trud: jest tylko aktor i logika zdarzeń wspierana przez światła. I w tym rozegra się dramat Lukrecji i Genara. W operze najważniejsza jest partytura i śpiewak. Nie bawi mnie epatowanie pomysłami. Chcę, by wszystkie śpiewane kwestie znaczyły, żeby - nie znając języka - widz wiedział, czy aktor pyta czy zaprzecza, w jakim jest nastroju. Neutralne wyśpiewywanie nut mnie nie interesuje.

Czyli, czytając uważnie partyturę, tę samą operę można zajmująco wystawić dziś, pięćdziesiąt lat temu i za sto lat?

- Oczywiście. Nie tylko w operze, ale teatrze w ogóle. Trzeba jednak posłużyć się również czasem, w którym się żyje.

Teatr dramatyczny sięga często po utwory powstałe przed setkami lat dla konkretnego powodu: chce o czymś powiedzieć współczesności. Czy operę również można wystawiać "po coś", a nie tylko dla zapoznania z dziełem?

Naturalnie, jeśli będzie to od początku do końca logiczne. Dwa lata temu na przykład w Salzburgu wystawiono "Borysa Godunowa" jako rzecz o przemocy. Przedstawienie było traktatem politycznym. Wszystko można ożywić swoją wrażliwością, bo przecież dojrzewamy przez sztukę.

O czym najważniejszym dla współczesnych będzie "Lukrecja Borgia"?

- O tym, że człowiek nie ma prawa decydować o losie drugiego człowieka. Jeśli się tego dopuści, nie może usprawiedliwiać się ani największą miłością, ani odwetem za upokorzenie.

Gdyby mógł pan teraz wybrać tytuł, który chciałby zrealizować w operze, to co by to było?

- Nade wszystko marzeniem mojego życia jest "Żywot rozpustnika" Strawińskiego, który jest w gruncie rzeczy traktatem o operze. Chciałbym też zrobić "Mojżesza i Aarona" Schoenberga i, jakby los pozwolił, jeszcze raz w życiu - wreszcie już ze swoimi doświadczeniami - sięgnąć po najwspanialszy esej operowy świata, czyli "Don Giovanniego".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji