Artykuły

Rycerze czy ciury

Dla Arystofanesa przed 2407 laty takiego dylematu nie było. Ten duchowy arysto­krata, słusznie uwa­żany za Ojca Komedii jako gatunku, nie mógł pogodzić się nigdy z przejawami ochlokracji, kiedy to w czasach po - Peryklesowych - jak napisał jeden z historyków - "ludowładztwo wyradza się we władztwo motłochu, wiecznie nowych zmian żądne, wiecznie ..nienasyconej. Postawę Arystofanesa ukształtowało jego życie, w trudnych, ale - jak się powiada i złośłiwie, i pocieszająco - ciekawych cza­sach. Sielskie dzieciństwo i szczęśliwą młodość przyszłego Wieszcza w pełni rozkwitu epo­ki Peryklesa przerwała straszli­wa wojna peloponeska, dodatko­wo połączona z epidemią dżu­my.

Przyczyną wojny, która przez trzydzieści lat trzymała Greków pod bronią, było współzawodni­ctwo Sparty i Aten o hegemonię w Helladzie, Perykles, któremu Ateny zawdzięczały wspaniały rozkwit sztuk wszelkich, nie wy­wołał tej wojny, ale ją przyjął, przeświadczony, iż zdoła uchro­nić Stolicę Muz Greckich przed ciosami wojowniczych Spartan. Jego śmierć na skutek zarazy nie tylko położyła kres tej stra­tegii, ale i przyśpieszyła dojście do władzy Kleona, prawodawcy ochlokratyzmu. "Żywiołowa" i spektakularna demokracja, nie­baczna określonej sytuacji zew­nętrznej, oznaczać musiała klę­skę Aten w niedalekiej przyszło­ści.

Arystofanes już w swej pierw­szej zachowanej w całości ko­medii "Acharnejczycy", wysta­wionej w 425 roku p.n.e., ujawnił się jako nieprzejednany wróg Kleona. Rok później poświęcił mu cały utwór zatytułowany "Rycerze .

Tytuł tej jednej z najbardziej złośliwych komedii wywodzi się z postawionej w chórze sztuki korporacji żołnierskiej. Był to w Atenach za czasów Kleona ro­dzaj opozycji skupiającej potom­ków najznakomitszych rodów ateńskich, a zdecydowanie sprze­ciwiającej się ideologii "korzyst­nej wojny". Kleon zresztą nie­ustannie oskarża rycerzy o sa­botowanie patriotycznych powin­ności i o zdradę ojczyzny. Arysto­fanes pragnąc chłostać demago­ga bezpośrednio, komentatorami postępków ochlokraty uczynił je­go wrogów.

Historyczny wstęp jest dla dzi­siejszego widza podstawową po­winnością i teatru, i krytyki. Tłu­maczy bowiem ąlegorię, która dla współczesnych Arystofanesowi nie wymagała ani klucza, ani na­zywania figur po imieniu.

A oto streszczenie komedii nie­zawodnym piórem prawdziwego znawcy antyku, Tadeusza Zieliń­skiego:

"Mamy przed sobą (...) chatę starca Demosa... (...) Demos ten zgodził sobie nie tak dawno nie­wolnika - garbarza (czytaj: Kleona) i od tej pory życie je­go towarzyszy - niewolników stało się udręką nie do zniesie­nia. I oto dwaj spośród nich (roz­poznajemy w nich: Nikiasza i Demostenesa Starszego) knują przeciwko niemu spisek. Udaje im się wykraść zazdrośnie prze­zeń strzeżone proroctwa co do jego losu przyszłego; z proroctw tych dowiadują się, że z woli, przeznaczenia zwyciężyć garba­rza sądzone jest kiełbaśnikowi. Wyszukawszy tego ostatniego, człeka gruboskórnego i prostaka (jest to postać fantastyczna), dwaj spiskowcy - przy pomocy rycerzy, którzy nadbiegli w tej chwili - poją duszę jego animu­szem przeciwko garbarzowi. (...) Zwycięża, rzecz jasna, kiełbaśnik".

Co to znaczy uwspółcześniać Arystofanesa, co zaś świa­domie go aktualizować? Je­rzy Kopczewski-Bułeczka, zapra­szając na swą kameralną wer­sję "Rycerzy" Anno Domini 1983 do ciasnej piwniczki Sceny "For­mat" przy ul. Mikołajskiej, zda­je się przypominać przede wszystkim o "perresii" czyli wolności słowa. Wolność wypowiadania własnych myśli, niczym nie krę­powanych, uważana była bowiem przez Ateńczyków za najwyższe dobro, jakie może spotkać czło­wieka na tej ziemi. Kopczewski powraca zatem do wystawionej w roku 424 p.n.e. komedii, bar­dzo wtedy współczesnej, po to, by wydobyć całą demagogię spo­ru między dwoma politykami, za­biegającymi wszystkimi dostęp­nymi środkami o względy ludu. Demos uosabia tu biedne, ciemne i zahukane masy.

Oglądając "Rycerzy" przycho­dzi nam sobie uświadomić nie­pojętą już dzisiaj dla nas swo­bodę, z jaką dramaturg atakował z imienia i bez osłonek najwy­bitniejszych i najwyżej postawio-nych pośród swoich współ­czesnych. Co więcej, wraz ze swoimi kolegami z Teatru im. Słowackiego - inscenizator skromnie przypomina, że ci ata­kowani politycy, pisarze, filozo­fowie, sędziowie, kupcy, żołnie­rze i ich krewni siedzieli wraz z innymi na theatrum, oglądali samych siebie w okrutnych lu­strach karykatury, a słysząc śmiech swoich współobywateli, sami musieli się śmiać, choć nie było im wcale do śmiechu.

Te nauki sceniczne ze starożyt­ności się wywodzące, że demo­kracja wymaga silnych nerwów i nie pozwala na czułostkowe rozkochanie się w swoich przy­wódczych zaletach, podobają się widowni. Aktorzy robią zresztą wszystko (czasem za wiele!), by publiczność rozśmieszyć. Ale dowcip sprzed 24 wieków zbyt często w piwniczce na Mikołaj­skiej okazuje się zbyt wiekowy. Przestrzeń tylu konwencji, jaką przebył teatr, sprawią, że ga­datliwość Arystofanesa, która by­ła kiedyś samym ostrzem publi­cystycznym, trudno dziś czym­kolwiek zapełnić. Aktorzy czując pustkę, bronią się grepsem i estradowym gagiem.

Trudno dzisiaj rozśmieszyć pu­bliczność, choć tego z utę­sknieniem oczekuje.. Żyjemy chyba w epoce takiego przesile­nia i kryzysu pojęć wszelkich, że czasy wojny peloponeskiej wydać się muszą sielanką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji