On, Łomnicki
Występował na scenach Krakowa, Katowic i Warszawy. Przez 25 lat w Teatrze Współczesnym, w Narodowym, Na Woli, w Polskim, Studio, a teraz również w Dramatycznym. Był rektorem, dyrektorem teatru, działaczem. Reżyserował, uczył aktorów, pisał dla teatru i o teatrze. Jednak przede wszystkim był i pozostał aktorem, świetnym aktorem, który niejedno przeżył i sporo przyszło mu za to zapłacić.
I oto Tadeusz Łomnicki, bo o nim tu mowa. znalazł doskonała okazję, aby podzielić się z nami doświadczeniami i rozterkami starego aktora. Sięgnął po świeżą jeszcze sztukę Tankreda Dorsta "Ja, Feuerbach", napisaną we współpracy z Ursulą Ehlel i przetłumaczoną u nas przez Jacka St. Burasa, w której zachodnioniemiecki dramaturg wykłada swe niewesołe obserwacje i przemyślenia na temat aktorskiego losu. Reżyserując przedstawienie w Teatrze Dramatycznym, Łomnicki wcielił się równocześnie w tytułową rolę zapomnianego aktora, który po okresie psychicznego załamania stara się teraz o pracę w jakimś teatrze. I dokonuje na naszych oczach okrutnej i fascynującej zarazem wiwisekcji osobowości doświadczonego życiem aktora - owego Feuerbacha ze sztuki Dorsta. swojej własnej po trosze, czy może ich obu razem i jeszcze kilku pokrewnych przypadków.
"Traktuję tę sztukę jako utwór o egzystencji ludzkiej - zwierzał się przed premierą przedstawienia. - Jest w nim coś przerażającego, coś, co zastanawia. Do jakich upokorzeń wobec Boga, losu, drugiego człowieka, instytucji, ale również wobec samego siebie może dojść człowiek. Są to przecież problemy, którymi żyje każdy współczesny".
Ta wypowiedź twórcy polskiej prapremiery sztuki Dorsta najlepiej chyba odsłania ideę przedstawienia w Teatrze Dramatycznym, szlachetnie prostego, surowego wręcz pod względem inscenizacyjnym, a przy tym tak bogatego w myśli i aktorskie mistrzostwo. Tworzy w nim bowiem Tadeusz Łomnicki wspaniałe, głęboko poruszające studium o życiu w teatrze i o teatrze życia. Przy czym najwyraźniej pragnie identyfikować się ze swoim Feuerbachem, skoro w tym wielkim, półtoragodzinnym monologu powołuje się na trzy własne wybitne kreacje aktorskie z przeszłości, na Króla Lira, Artura Ui i Salierego. Feuerbach to również ja - wydaje się dawać do zrozumienia widzom znakomity nasz aktor, wzmagając tym wyznaniem autentyzm i siłę przekonywania swojego bohatera.
Wśród starych dekoracji, zgromadzonych w półmroku na scenie przez Aleksandrę Semenowicz (scenografia) i bezlitośnie obnażających całą fikcje teatru, Łomnickiemu towarzyszą w tym przedstawieniu zajęci swymi rutynowymi zadaniami pracownicy techniczni teatru oraz tylko dwójka aktorów. Krzysztof Stelmaszyk w roli asystenta reżysera, zgodnie z odczuciem samego Feuerbacha, "z tępą obojętnością'' poniża, drażni i prowokuje starego aktora. Ryszarda Hanin natomiast pojawia się na krótko w doskonałej, prawie niemej roli "kobiety z ludu", wprowadzając (wraz z towarzyszącym jej psem) nieco pogody do całej tej ponurej historii steranego życiem aktora. Historii, pełnej zresztą szerszych odniesień.