Artykuły

Tezy o "Feuerbachu"

Najnowszy, czerwcowy nu­mer "Więzi" - periodyku, poza sporadycznymi recenzjami, nie zajmującego się ra­czej sprawami sztuki scenicznej - otwiera ankieta na temat kondycji naszego teatru. Tytuł ankiety - "Teatr jaki jest" - jest celowym zapewne nawiąza­niem do cyklu felietonów opa­trzonych tym właśnie nagłów­kiem, a publikowanych pod ko­niec lat siedemdziesiątych na łamach "Dialogu" przez Tadeu­sza Nyczka. Nyczek - znakomi­ty krytyk i wytrawny stylista - nie opisywał ówczesnego tea­tru z wyżyn recenzenckiego Olimpu; zszedł na ziemię, przyjął postawę wnikliwego i bezstron­nego (na pozór) obserwatora, który widzi wszystko: to, co na scenie i to, co na widowni. Fe­lietony Nyczka, mimo sporego ładunku zjadliwej ironii, były w istocie całkiem poważną próbą demitologizacji naszego myślenia o teatrze. Próbą, która - jak się okazuje - niewielu znalaz­ła naśladowców.

W ankiecie "Więzi" znajduje się sporo pięknych, wzniosłych słów. Mówi się tu więc o spo­łecznej służbie teatru, o jego od­powiedzialności przed narodem i historią, przywołuje czasy zabo­rów i niedawny epizod aktor­skiego bojkotu. W morzu pato­su z trudem toruje sobie dro­gę myśl - wyrażona przez jed­nego z twórców teatru alterna­tywnego, a więc, o paradoksie, bodaj najsilniej zaangażowanego politycznie - że teatr, przynaj­mniej w naszym kręgu kulturo­wym, od wieków służył przede wszystkim rozrywce, nie histo­rii czy narodowej sprawie, lecz - publiczności. I że coś nie­normalnego jest w sytuacji, kie­dy teatr zadań tych nie speł­nia.

Obserwacja naszej teatralnej codzienności wskazuje, że myśle­nie to - choć, jak na razie, obce większości ankietowanych przez redakcję "Więzi" - ma coraz więcej zwolenników. Tea­try, zagrożone w swej material­nej egzystencji, coraz bardziej zaczynają liczyć się z tym, czy ich poczynania zyskują akcepta­cję widowni czy też nie. W tej walce o poklask publiczności jest, jak sądzą niektórzy, coś dwuznacznego; przywykliśmy, że to Mahomet powinien przyjść do góry, a nie góra do Mahometa. Przykład teatru w krajach za­chodnich dowodzi jednak, iż możliwe jest tworzenie teatru cieszącego się uznaniem odbior­ców - bez obniżania poprzeczki, schlebiania tanim gustom, epato­wania erotyką itp. Potrzeba tyl­ko - bagatela - odpowiednie­go repertuaru i gwarantujących poziom wykonawców. Wykonaw­cy by się u nas znaleźli, gorzej z repertuarem. Proszę odpowie­dzieć mi na następujące pytanie: który z naszych dramaturgów napisał ostatnio sztukę z myślą o konkretnym aktorze, o jego emploi, możliwościach warszta­towych? Ano właśnie, z tym największa bieda, dlatego teatry ratują się importem ze strefy dolarowej: "Amadeuszem" Shaef-fera, "Edukacją Rity" Russela, "Garderobianym" Harwooda...

Powie ktoś: to repertuar dru­giej kategorii, komercyjna tea­tralna galanteria, banalna w swym przesłaniu, schematyczna w oglądzie świata. Wszystko to prawda, tylko że repertuar ten, tworzący w wielu krajach pod­stawę afisza, wyróżnia się dwo­ma niebagatelnymi walorami. Po pierwsze, pisany jest z dosko­nałym zazwyczaj wyczuciem po­trzeb teatru, praw rządzących sceną, a po drugie - daje wspa­niałe możliwości aktorom. Chy­ba nie przypadkiem: najciekaw­sze kreacje minionych sezonów stworzone zostały w sztukach przed chwilą wymienionych. Przypomnijmy sobie Salieriego Tadeusza Łomnickiego w "Ama­deuszu", Ritę Krystyny Jandy w komedii Russela czy Sira Zbig­niewa Zapasiewicza w "Garde­robianym". A czegóż widz - pod każdą szerokością geografi­czną - najbardziej oczekuje od teatru? Nie oszukujmy się: właś­nie aktorskich kreacji. Do tea­tru chodzi się - tak jest na ca­łym świecie - raczej "na akto­ra", niż po to, by smakować ja­kąś odkrywczą inscenizację. Ta­ka jest prawda, choć zapewne nie wszystkim ona odpowia­da.

Do tego nurtu repertuarowego należy też prezentowana na sce­nie warszawskiego Teatru Dra­matycznego sztuka nie znanego u nas dotychczas zachodnioniemieckiego autora Tankreda Dorsta "Ja, Feuerbach". Nie jest to, jak można by przypuszczać, rzecz o filozofie, lecz - o ak­torze, starym aktorze, który po kilkuletniej przerwie staje po­nownie na deskach sceny, by poddać się sprawdzianowi umie­jętności - nieodzownemu, by otrzymać rolę. Sytuacja o jakiej opowiada Dorst - u nas, w kraju państwowych teatrów, z aktorami na etatach - raczej egzotyczna, na Zachodzie gdzie życie w teatrze jest walką, nieustannym egzaminem - bedącą chlebem powszednim aktora - stanowi kanwę sztuki. Jest to zarazem sytuacja co się zowie dramatyczna, teatralna w każ­dym sensie tego słowa.

Opowiadanemu przez siebie zdarzeniu Dorst nadaje rys tra­giczny. Przerwę w aktorskiej biografii Feuerbacha spowodo­wała bowiem, choroba, choroba psychiczna. Jej źródeł dopatrywać się należy właśnie w tea­trze, w zrodzonym na scenie po­czuciu niedowartościowania, za­wodowego niespełnienia. Teatr jednak zawładnął osobowością Feuerbacha tak dalece, że bez niego nie jest już w stanie żyć. Jest jak narkotyk: bezlitośnie niszczy, lecz daje też ulgę i za­pomnienie. Aktor podejmuje więc desperacką próbę powrotu. Za wszelką cenę. Mimo iż gro­zić to może nawrotem choro­by, mimo że musi poddać się upokarzającej procedurze egza­minu przed młodym, impertynenckim asystentem, reżyser bo­wiem spotkanie z Feuerbachem zignorował.

Zatem: dobrze skrojona sztuka, jakich wiele powstaje na Zachodzie. Z materiałem na nie­złą rolę i z mętnymi dość roz­ważaniami na temat aktorstwa. Sztuka, a właściwie - partytu­ra sceniczna, szkic, który wy­maga od wykonawcy roli Feuer­bacha dopełnienia: talentem, warsztatem, osobowością. To aktor jest w stanie banałowi na­dać wymiar prawdy, sprawić, że - jak chce w didaskaliach Dorst - podrzucone w górę pu­dełko zapałek nie spadnie. Sta­nie się ptakiem. Poleci.

Rolę Feuerbacha gra na sce­nie Dramatycznego Tadeusz Łomnicki (aktor jest także reży­serem przedstawienia). Rolę tę zdążyli już opisać dokładnie ko­ledzy z codziennej prasy. Nie będę pierwszy, nie chcę dorzucać kolejnych przymiotników. W przypadku kreacji jednego z naj­wybitniejszych aktorów, jakich znam, słowa są zadziwiająco ubogie. Od czasu, gdy po raz pierwszy zetknąłem się ze sce­nicznym fenomenem Łomnickie­go (było to W 1975 roku w Tea­trze Narodowym: aktor grał wtedy Prisypkina w "Pluskwie" Majakowskiego w reżyserii Konrada Swinarskiego - premiera odbyła się tuż po śmierci reżysera), a więc od tamtej chwili za każdym razem doświadczam podobnego uczucia bezradności. W wypadku roli Feuerbacha rzecz nie polega zresztą tylko na tym, jak Łomnicki gra. Warsztat jest tylko jednym z komponentów roli. Drugim, nie­mniej ważnym, jest zawodowa (i nie tylko) biografia aktora, biografia pełna meandrów i dra­matycznych zwrotów. Fragmen­ty tej biografii, znaczone rolami Artura Ui, Salieriego, Króla Li­ra Łomnicki wplata w rolę Feuerbacha, a my, oglądając ją, myślimy także o zakończonym burzliwie epizodzie z Teatrem na Woli, o urwanej w roku 1981 działalności politycznej aktora, o jego rektorowaniu warszaw­skiej szkole teatralnej... Poraża­jący ekshibicjonizm - w przy­padku innego wykonawcy, zape­wne trudny do zniesienia, tutaj będący jednym z najsilniejszych atutów roli.

Sztuka Tankreda Dorsta gra­na jest w pięknej, wyjątkowo "trafionej" scenografii Alek­sandry Semenowicz. Najważniej­szym elementem tej scenografii jest przestrzeń, tajemnicza prze­strzeń pustego teatru: wielkiej sceny okolonej szeregiem pokry­tych wiśniowym pluszem foteli (dla widzów przeznaczono za­ledwie kilka ostatnich rzędów). Ta ginąca w czerni pustką, w której pojawia się niepozorna postać Feuerbacha, by półtorej godziny później ponownie znik­nąć w mroku - ma w sobie coś z symbolu. Oto wybitny aktor Tadeusz Łomnicki, jeden z najwybitniejszych, jakich znam - bez stałego etatu w teatrze, bez swego zespołu, bez reżyse­ra, bez partnerów (rola Feuer­bacha to właściwie monodram) - gościnnie, na scenie Drama­tycznego gra sztukę Dorsta. Gra, choć zapewne nie musi, prze­cież zdrowie już nie to, co daw­niej; gra, choć piekielnie du­szne lipcowe wieczory dla ser­ca wspomaganego rozrusznikiem muszą być, podejrzewam, mor­dercze.

Tankred Dorst napisał zgrab­ną, użytkową sztukę. Na scenie zobaczyliśmy wielkiego formatu dramat. Nie wydymajmy pogard­liwie ust nad "teatralną galan­terią". Ona też może sprawić nam niespodziankę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji