Artykuły

Spalić Marilyn, ocalić Lupę

"Persona. Tryptyk/Marilyn" w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Krystian Lupa pokazuje hollywoodzką legendą w momencie heroicznej walki o własną tożsamość. Ale bóstwom mieć bebechów nie wolno. To rozpoznanie ważne dla samego reżysera, który zmienia się z artysty w "personę".

Kiedy Krystian Lupa chwycił za kamerę cyfrową przy próbach do "Factory 2", pojawiły się wątpliwości. Czy mistrz chce być modny? Sięga po zabawki uczniów, zdradzając swój świat celebrowanej powolności, Junga, Mitteleuropy zagubionej na kartach Bernharda czy Musila? Czy wykazując zainteresowanie Warholem i korzeniami popkultury, sam chce stać się bardziej "pop"?

Po dwóch spektaklach widać już, że w historiach artystów Srebrnej Fabryki i biografii Marilyn Monroe kryje się być może więcej filozoficznych dwuznaczności niż w "Zaratustrze" czy "Kalkwerku". Nigdzie więc, tak wyraźnie, bezczelnie i ostro, jak w najnowszej "Personie" Lupa nie zajmował się tematami równie niepopularnymi, co "człowieczeństwo vs. osobowość", "piętra teatralności" czy Jungowskim zderzeniem "persony i cienia".

W pierwszej części tryptyku (kolejne części "Persony..." mają być poświęcone ormiańsko-greckiemu mistykowi Georgijowi Gurdżijewowi i francuskiej filozofce Simone Weil) reżyser przyłapuje Marilyn (Sandra Korzeniak) na próbie ucieczki. Zagrzebana w wielkiej opuszczonej hali zdjęciowej bogini seksu po raz pierwszy próbuje przyjrzeć się sobie bez kamer i reflektorów. Przez chwilę nie chce spełniać oczekiwań, dbać o karierę, dotrzymywać terminów. Próbuje dotrzeć do takich sfer intymności, które nie zainteresowałyby paparazzich. Chce się dowiedzieć, czy jest prawdziwą artystką. Chce się dowiedzieć, czy jest prawdziwym człowiekiem.

Ku irytacji swojej trenerki Pauli Miller (Katarzyna Figura), żony Lee Strasberga (założyciela najsłynniejszego studia aktorskiego w Stanach) Marilyn wraca do pomysłu, by zagrać Gruszeńkę z "Braci Karamazow". Co gorsza pragnie grać szczerze, melancholijnie, ekshibicjonistycznie, bez stylizacji na rosyjską rodzajowość. Czepia się sceny, gdy pijana, wyrwana z tańca Grusza odsyła na chwilę ukochanego Mitię, by samej przyjrzeć się swojemu przegranemu życiu. Swoim emocjonalnym, egzystencjalnym bebechom. Gwiazda komedii, komedyjek i dramacików też by tak chciała. Próbuje monolog Gruszeńki bez końca, do zwariowania, cicho, sennie, histerycznie, nudno. Ale bóstwom posiadać bebechów nie wolno. W tym rozpoznaniu kryje się groza i brutalność stworzonego przez Lupę obrazu.

Marilyn nie ma prawa istnieć prywatnie, przeżywać kryzysów twórczych, roztrząsać nieszczęśliwej miłości do byłego męża Arthura Millera. Kolejni odwiedzający ją w samotni opiekunowie i przyjaciele wymagają od niej bezwzględnego posłuszeństwa jej medialnemu wizerunkowi. "Ty nie rozumiesz kim jesteś - jesteś ważniejsza od Chrystusa, musisz coś dać światu" - tłumaczy Paula. Psychoanalityk Greenson (Władysław Kowalski) zabrania jej narzekać na idiotyzm roli, jaką dostała w najnowszym filmie. Dla epileptycznego młodego strażnika (Marcin Bosak), który przychodzi patrzeć, jak śpi, w stercie ubrań, pościeli i papierów, aktorka pozostanie tylko senną seksualną fantazją. Nawet najbliższy jej z pozoru fotograf André de Dienes (Piotr Skiba) nie ma czystych rąk. To stworzone przez niego portfolio przyczyniło się kiedyś do zmiany ambitnej słodkiej Normy Jean w legendę, zaszczutą celebrity, własność tłumu. Odwiedzając Marilyn po latach, przygląda się więc ofierze własnego eksperymentu. I ani na chwilę, rozmawiając, pieszcząc pędzlem do makijażu, tuląc, nie przestaje "tworzyć gwiazdy", fotografować, utrwalać jej wizerunku. Patrzy na nią z czułością, rezygnacją i fascynacją reportera, odwiedzającego własne dziecko w hospicjum. Ból, cierpienie i żal - oczywiście, ale z drugiej strony, co za obrazy.

Spektakl jest także zapisem walki, jaką toczy z Marilyn Sandra Korzeniak. Aktorka w aktorce, legenda w dziewczynie, wamp w profesjonalistce. Monroe wylewa się z niej, tak jak Grusza wylewa się z Marilyn. "To nie ja, to Grusza, się we mnie buntuje" - wrzeszczy Marylin, rzucając kieliszkiem o ścianę. "Jak ja mam grać wyobrażenie, ja nie jestem ideałem" - szlocha nieucharakteryzowana Korzeniak wcinającym się nagle w przedstawienie nagraniu z prób. To przypomina, że nie tylko MM jest tu poddana zbiorowej przemocy. Poszkodowana jest także jej odtwórczyni, którą nieuchronnie będzie się odtąd porównywać z pierwowzorem, taksować wymiary, stawiać oceny z seksapilu. Ale Korzeniak wydobywa z Marylin nie blond-kokietkę, ale człowieka, który doświadcza niespodziewanie bolesnej, porażającej chwili samoświadomości. Tak jak chorzy na Alzheimera miewają czasem rozdzierające momenty "powrotu pamięci", tak ona przyłapuje się nagle w procesie rozpadu. Cierpi. Panikuje. Miota się. Próbuje uwodzić otoczenie w poszukiwaniu ratunku. Próbuje zrozumieć, co znaczy być człowiekiem, przyglądając się dziwnemu strażnikowi. Próbuje opanować strach dziesiątkami prywatnych mikrostrategii obronnych: malowaniem ust, krzykiem, zmianą sukni, odgrywaniem dziwki. Pragnie zdjąć wreszcie maskę personę, otrząsnąć się z wizerunku, ale gdy tylko się jej to udaje, wciąga ją ze strachu z powrotem.

W onirycznej scenie końcowej Marylin zostaje złożona przez tłum w całopalnej ofierze. Płonie jak taśma filmowa w starym projektorze, jakby zawsze była tylko iluzją.

Krystianowi Lupie wśród bełkotu pijanej neurasteniczki udało się odnaleźć temat walki o człowieczeństwo, wydobyć go, oczyścić i pokazać z zatrważającą jasnością. Podobny moment autorefleksji, prowadzącej do autodestrukcji udało się ostatnio pokazać Grzegorzowi Jarzynie w "T.E.O.R.E.M.A.C.I.E.". Tam jednak bohaterowie zostali sprowokowani do zmian przez tajemniczego przybysza z zewnątrz. W "Marylin" czuć tragizm walki podejmowanej wyłącznie dla siebie. Heroiczny egoizm. Odwagę, by wybrać małą pretensjonalną Normę zamiast wielkiej lakierowanej legendy. Odwagę pozostania niepopularnym. Marilyn nie udaje się ten zabieg. Nie przypadkiem mówi o tym Lupa, któremu każdy miesiąc, każdy festiwal przynosi kolejne Grand Prix, nagrodę za całokształt itp. Który staje się coraz bardziej kultowy. Który zmienia się we własny wizerunek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji