Artykuły

Play Ritter

Dobre sztuki są jak dobre wino: nie starzeją się. Jeśli zaś wystawione są tak dobrze, jak "Głupi Jakub" w "Ateneum" - nabierają nagle nowych wymiarów, ujawniają się jako dzieła wciąż żywe i ciekawe. Nawet dla pokolenia, tak daleko odbiegło od konwencji, w której napisana została sztuka Rittnera.

Wnikliwa reżyseria Jana Świderskiego i pięknie skomponowana, pastelowa scenografia Władysława Daszewskiego ukazała nam w tym przedstawieniu różne powiązania, których aniśmy się dotąd spodziewali. Niespodzianką był więc dla mnie w pierwszym akcie tej tragikomedii jej fredrowski ton. Bo przecież ten Szambelan z "Głupiego Jakuba" ma wiele wspólnego z Rejentem z "Zemsty" i z tatką z "Dożywocia". Jest kutwą kutym na cztery nosi. Wszyscy się go w tym domu boją, a żenić chce się z młodziutką Hanią, którą kupić pragnie, jak Latka swą Rózię. A porucznik Teofil, pieczeniarz i rezydent na łasce Szambelana, to przecież nikt inny jak przesunięty w wiek XX Papkin, tchórz i kłamca nie pozbawiony przy tym swoistego wdzięku.

Im dalej jednak posuwa się akcja sztuki, tym więcej znajduje w niej Świderski elementów, które wiążą ją z dziełem innego pisarza: króla moderny Augusta Strindberga. Kluczem do odczytania tej warstwy "Głupiego Jakuba" są słowa, które wypowiada pod koniec sztuki Szambelan: "Ludzie są straszni". Straszni i podli. Tu odzywa się już wyraźnie autor "Tańca śmierci", a ostatnia scena "Głupiego Jakuba" w interpretacji Świderskiego mogłaby być pierwszą sceną okrutnej sztuki Strindberga o beznadziejnej torturze pożycia małżeńskiego, wzajemnym zżeraniu się męża i żony na przestrzeni dziesięcioleci, jaką jest "Taniec śmierci". Różnica polega tu tylko na tym, że Szambelan gra z Hanią w domino, a nieszczęśni małżonkowie Strindberga grają w karty.

Friedrich Dürrenmatt opracował na nowo: zaadaptował sztukę Strindberga, dając jej nawet odmienny tytuł "Play Strindberg". Świderski odczytał tylko świetnie i obsadził bezbłędnie sztukę Rittnera, zaostrzył jej wymowę bez żadnych zabiegów adaptacyjnych. Wyniki są znakomite, uznanie dla jego pracy tym większe. Dawno już nie oglądaliśmy w Warszawie spektaklu tak starannie i wnikliwie wystawionego, tak frapującego, tak dobrze granego.

Zasługę sukcesu dzieli Świderski-reżyser ze Świderskim-aktorem. Jego rola Szambelana zasługuje nie tylko na wielkie uznanie, ale i na szczegółowy opis. Widziałem w tej roli Junoszę-Stępowskiego i śmiem twierdzić, że Szambelan Świderskiego nie tylko nie ustępuje tej wielkiej kreacji, lecz jest pod pewnymi względami ciekawszy, a w każdym razie naszym odczuciom bliższy.

Na początku przedstawienia oglądamy na scenie zasuszonego, stetryczałego starego człowieka. Świderski gra go z całym właściwym mu mistrzostwem przeobrażania się. Wierzymy mu całkowicie, że jest stary, znudzony i niczego więcej od życia nie oczekuje. Wszystko go mierzi, wszystko go drażni. I oto w akcie drugim i trzecim ten stary człowiek młodnieje na naszych oczach pod wpływem potężnej namiętności, jaką wzbudza w nim Hania. Pędzi na oślep w objęcia swego nieubłaganego, tragicznego przeznaczenia. Początkowo chce tylko kupić Hankę, chce uczynić z niej swą kochankę, targuje się z nią o cenę. Później gotów jest przystać na wszystko: ożeni się z nią i znosić będzie najgorsze upokorzenia. Zostanie rogaczem, przełknie ten wstyd i ukrywać go będzie przed innymi. Nie potrafi już bowiem żyć bez tej dziewczyny, spali się jak ćma w ogniu świecy. Znakomita jest scena końcowa przedstawienia. Szambelan Swiderskiego wie już dobrze, że Hania będzie go zdradzać, że będzie dla niego bezwzględna i okrutna.

Choć jest jeszcze przed Ślubem, choć mógłby jeszcze wycofać się i zerwać zaręczyny, wie dobrze, że już wszystko przepadło. Nie może się cofnąć. Ta namiętność go zniszczy, ale jest to nieuniknione. Klamka zapadła, wyrok jest nieodwołalny. To wszystko wyczytać można bezbłędnie z podtekstu każdego słowa i pełnego rezygnacji gestu, jakim kończy Świderski to świetne przedstawienie.

Do wielkiego sukcesu jego spektaklu przyczynia się jednak w decydującej mierze jeszcze jedno: Świderski ma tu niezrównaną partnerkę w osobie ANNY SENIUK (Hania). Ta młoda aktorka krakowska, znana już dobrze z kilku bardzo udanych ról, granych w Starym Teatrze w inscenizacjach Swinarskiego i Jarockiego, zadebiutowała w Warszawie w sposób olśniewający. Gra pomiędzy Szambelanem i Hanią jest dzięki Świderskiemu 1 Seniuk czymś zupełnie niezapomnianym. Oto para równorzędnych przeciwników. Żadne z nich nie chce się poddać, każde ma swoje atuty. Napięcie tej gry jest blaskiem i błyskiem tego przedstawienia. Seniuk jest w pierwszym akcie pełną wdzięku, skromną, młodą dziewczyną. Ale już pod tą powłoką wyczuwa się jej piekielna ambicje, żądzę życia i władzy. Apogeum swej roli osiąga w akcie trzecim. Jest pełna leniwej zmysłowości, każdy jej ruch mówi o tym, jak łatwo zawładnie Szambelanem i co z nim będzie robić. Jest chytra i przebiegła, ma w sobie żywiołową siłę dziewczyny z ludu, a przy tym starannie dba o maniery nabyte poprzez długoletnią obserwację ludzi tej sfery, do której pragnie za wszelką cenę się dostać. Inne role w tym przedstawieniu grane są bardzo dobrze. Wymienić należy tu przede wszystkim ANDRZEJA SEWERYNA jako "Głupiego Jakuba", tytułową postać sztuki. W tym przedstawieniu musiał on ustąpić miejsca parze protagonistów, ale był bardzo prawdziwy, szczery, pełen temperamentu i młodzieńczego uroku, wzbudzając dla tej postaci może nawet więcej sympatii, niż to się zwykle w przedstawieniach "Głupiego Jakuba" dzieje. BOGDAN BAER zagrał rolę Teofila bardzo ostro, na pograniczu groteski, ale przekonał mnie całkowicie o tym, że grać ją tak można, a nawet należy. Bo choć "Głupi Jakub" jest smutną komedią (szczególnie w akcie trzecim), to jednak jest komedią, o czym się nieraz zapomina. W "Ateneum" pamiętano o tym, śmiech rozbrzmiewał nieraz na widowni. I tak było dobrze. Bardzo dobrze. Bardzo pięknie, z ciepłym, wewnętrznym humorem zagrała rolę Katarzyny, matki Jakuba BARBARA RACHWALSKA. Zabawnym Prezesem był BOGUSZ BILEWSKI. Słabiej może wypadła w tym przedstawieniu KRYSTYNA BOROWICZ, zbyt monotonna w roli Marty, siostry Szambelana. Nie wszystkie możliwości wydobył też z ciekawej postaci Doktora JÓZEF KOSTECKI, traktując ją nazbyt powierzchownie. Ale na tle tak doborowej stawki aktorów trudno było wytrzymać porównanie tym, którzy nie zdobyli się na maksymalny wysiłek twórczy.

W sumie jest to przedstawienie, które sprawia prawdziwą przyjemność. Warto je obejrzeć, a jednocześnie zastanowić się nad tym, ile wartości wciąż żywych tkwi w naszej dramaturgii. Można grać Strindberga, ale nie trzeba zapominać, że mamy w naszym dorobku Rittnera i mamy Perzyńskiego i mamy Zapolska. Więc play Strindberg, lecz także play Rittner. Play Perzyński i play Zapolska... Trzeba tylko umieć ich zagrać tak dobrze, jak "Głupiego Jakuba", a efekt będzie na pewno niezawodny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji