Artykuły

Okna Czechowa

"Wiśniowy sad" w reż. Andrzeja Bubienia w Teatrze im. Horzycy w Toruniu ocenia Andrzej Churski.

W toruńskim Teatrze Horzycy dyrektor artystyczny Andrzej Bubień wyreżyserował "Wiśniowy sad" Czechowa we własnym tłumaczeniu. Czy nowe brzmi piękniej? Niekoniecznie, zwłaszcza gdy Jarosław Felczykowski grający kapitalistę świeżego (sto lat temu) chowu, a więc z chłopów pochodzącego, mówi "do zobaczyska" albo wręcz "bye, bye". Jest to tekst czytelny, dyskurs łatwo śledzić i rozumieć, ale do tej pory też tak było. Na ważniejsze pytanie, czy nowy przekład stawia przed teatrem i widzem nowe problemy, też trzeba odpowiedzieć negatywnie. Nie stawia, choć mamy do czynienia z łagodną reinterpretacją, tyle że jednak w warstwie scenicznej.

Otóż na scenie ten tradycyjnie zły kapitalista Łopachin, w wykonaniu Felczykowskiego długo jawi się jako jedyny pozytywny bohater, który rozumie, co trzeba robić w sytuacji gospodarczo beznadziejnej, a w dodatku jest dość sympatyczny i na pewno chce dobrze nie tylko dla siebie. I już myślimy, że tak zostanie, bo nikt nie przedstawia przekonującej (także aktorsko!) alternatywy. Padają jednak zdania, które muszą paść (bo Czechow je napisał) i nic nie kończy się dobrze dla nikogo, prócz Łopachina, który nie chciał, ale przecież taki interes zrobić musiał.

Bo (dla niezorientowanych) chodzi o to, że zadłużony wielki sad wiśniowy można by rozparcelować na działki i wynająć letnikom tworząc daczowisko (jak radzi kapitalista), ale sentymentalni, niepraktyczni właściciele liczą na cud, grają w bilard i dalej wydają pieniądze. Więc sad kupuje Łopachin, by go wyrąbać i podzielić.

Andrzej Bubień, mówiąc o swoim Czechowie, mówi o ludziach wykorzenionych na własne życzenie, znudzonych, żyjących na walizkach, zezujących w stronę modnego wtedy Paryża, a więc Europy. Obserwacja to celna (i ponadczasowa), tyle że pozbawiająca postacie emocji i dramaturgii. Bo na scenie Raniewska (właścicielka sadu), jej brat, jej córki jawią się jako pozbawiona woli i rozumu menażeria. Od początku skazani na swój los, a więc scenicznie nieciekawi.

Najbardziej teatralne są w tej sytuacji okna. Stare, secesyjne ramy i ich fragmenty wykorzystane przez Aleksandrę Semenowicz w scenografii przedstawienia. W czasie remontu ponad stuletniego budynku toruńskiego teatru wymieniono je, zachowując kształty, na nowe. Teraz grają na scenie. Te okna nie potrzebują Raniewskiej z jej dramatem, bo opowiadają własną historię, w której nikt nie ucierpiał: Macie tu piękne miejsce - mówią - więc dbajcie o nie z głową, a nie z toporem w rękach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji