Artykuły

Liberté, Egalité, Fraternité. Sraté taté

O "Sprawie Dantona" w reż. Pawła Łysaka z Teatru Polskiego w Bydgoszczy prezentowanej podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Antoni Winch.

Widzowie stoją przed budynkiem, w którym ma się odbyć przedstawienie. Dzielą się wrażeniami z poprzednich dni Warszawskich Spotkań Teatralnych, czytają programy, oglądają plakaty. Nagle z wnętrza budynku teatru dochodzą do nich dźwięki muzyki i rozbawione głosy kilkorga ludzi. Jeden z widzów domaga się, aby wpuszczono go do środka - nie chce przegapić przedstawienia, które najwyraźniej już się zaczęło. Jest coraz agresywniejszy i głośniejszy. Kopie w drzwi wejściowe. Zostaje wreszcie wpuszczony i krzycząc do reszty widzów, aby poszli za nim, wchodzi do środka.

W "Sprawie Dantona" Teatru Polskiego z Bydgoszczy duch rewolucji rozsiewany jest wśród publiczności od samego początku. Twórcy spektaklu bardzo starają się wciągnąć widzów w akcję przedstawienia. Od wejścia częstuje się ich winem, kiełbasą rewolucyjną i kromką chleba, potem sadza na niespecjalnie wygodnych taboretach, pomiędzy którymi będą poruszali się bohaterowie dramatu Przybyszewskiej. Publiczności zachęcana jest wreszcie do poparcia stronnictwa Dantona lub Robespierre'a podczas rozprawy sądowej. Trzeba przyznać, iż jest to taktyka niezwykle ryzykowna. Przychodzimy do teatru po to, aby obserwować jakieś wydarzenia, a nie dlatego, żeby brać w nich udział, współtworzyć je. Trudno jest zmusić widownię, aby włączyła się do akcji, aby zrezygnowała z bezpiecznego dla niej statusu niewidzialnego świadka na rzecz przyjęcia roli protagonisty dramatu. Paweł Łysak, reżyser "Sprawy Dantona", zminimalizował owe ryzyko dzięki posadzeniu wśród publiczności aktorów, którzy w odpowiednich momentach reagowali w pożądany sposób - wznosili okrzyki, tupali, wyrażali poparcie lub dezaprobatę, itp.

Aktorzy poruszali się w przestrzeni składającej się z dwóch dużych pomieszczeń, kilku małych pokoików i wąskich korytarzy. Trzeba przy tym zaznaczyć, że widzowie siedzieli tylko w jednym z dużych pomieszczeń. Jeżeli jakaś scena była rozgrywana gdzie indziej, akcja docierała do publiczności za pośrednictwem obrazu z kamery. Miało to swoje głębsze uzasadnienie zwłaszcza w przypadku Robespierre'a i jego stronników. W pierwszej części spektaklu główny przeciwnik Dantona pojawiał się jedynie na ekranie, jego głos docierał do odbiorców dzięki mikrofonowi. Zabieg ten odczłowieczył Robespierre'a, uczynił zeń zimnego, wyrachowanego, pozbawionego emocji polityka-półboga, wyolbrzymił go do rozmiarów protagonisty antycznej tragedii, umiejscowił go w sferze niedostępnej ani większej liczbie bohaterów przedstawienia, ani, tym bardziej, widzom. To on decydował, kiedy się do nas zbliżyć, okazać się, wejść do zajmowanej przez nas sali. Ale nawet wtedy nie stawał się cieplejszy, bardziej ludzki. Wciąż sztywny, wolny od emocji, trzeźwo myślący, nieśpiesznie, ostrożnie, wypowiadający słowa, rozgrywał swoją grę, której łaskawie pozwolił nam się przyglądać.

Odwrotnie Danton. Ten od samego początku przebywał wśród publiczności. Swój chłop - lubi wypić, zjeść, pobić swoją żonę, a potem uraczyć ją stosunkiem płciowym. Trochę zwierzę, ale nie pozbawione takiego rodzaju inteligencji, zbliżonej może do naturalnego instynktu, która czyni zeń groźnego przeciwnika. Czuje, że jest silny, że ma poparcie. Wie również, że ciężko mu będzie wygrać z Robespierre'em. Jest jednak za głupi, zbyt dumny i pewny siebie, aby w porę się wycofać.

Spektakl Łysaka nie umiejscawia akcji dramatu Przybyszewskiej w jakimś konkretnym czasie historycznym. Oczywistym jest, rzecz jasna, że przedstawiane wydarzenia dotyczą rewolucji francuskiej. Stroje niektórych z postaci nawiązują do tamtej epoki. Na scenie pojawiają się jednak bohaterowie ubrani zgodnie z dzisiejszą modą. Gdy Robespierre rozmawia z Dantonem, siedzą na współczesnych krzesłach, przy nowocześnie zaprojektowanym stole. Prawo każdej rewolucji nie zmienia się w zależności od czasów. Jest ona bowiem głodna zawsze, a największy apetyt ma na swoje dzieci.

Choć dramat Przybyszewskiej nosi tytuł "Sprawa Dantona", jego głównym bohaterem nie jest Danton, lecz Robespierre. Tylko on bowiem zdaje sobie sprawę, że bez względu na to, czy wygra, czy przegra z Dantonem, rewolucja poniesie klęskę. To zatem jedynie przed nim otwiera się perspektywa tragicznego konfliktu, sytuacji bez wyjścia. Danton to bestia miotająca się w klatce i próbująca ugryźć każdego, kto się zbliży. Robespierre to polityk, który z całą świadomością doprowadza do upadku dzieło swojego życia. Wie, że już w niedalekiej przyszłości krew i żółć zaleją Wolność, Równość i Braterstwo, gilotyna urżnie łby pięknym ideom, a marzenie o republice zdechnie w jednej z cel jakiejś nowo wybudowanej Bastylii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji