Artykuły

Architektura wnętrz ludzkich

Po wstrząsającym, miejscami wręcz porażającym spektaklu "Darcie pierza" opartym na ostatniej, nie dokończonej sztuce Agnieszki Osieckiej, sopocki Teatr Atelier przygotował "Demony" Larsa Norena, premierę o podobnym ciężarze gatunkowym.

Lars Noren, szwedzki poeta, pisarz, dramaturg jest w Polsce stosunkowo mało znany. Druku w "Dialogu" oraz premiery doczekała się sztuka "Noc jest matką dnia" grana w warszawskim Teatrze Powszechnym jeszcze za dyrekcji Zygmunta Hubnera. Międzynarodową sławę i uznanie zapewniły Norenowi właśnie "Demony", które powstały równo dwadzieścia lat po jego literackim debiucie. Sztuka jest pierwszą częścią tryptyku, na który składa się także "Popiół" i "Nocna straż". Lars Noren, nazwany przez jednego ze szwedzkich krytyków teatru "architektem wnętrz ludzkiego nieszczęścia", świetnie porusza się w kłębowisku uczuć i namiętności.

Sztuka "Demony" przywołuje co najmniej kilka literackich skojarzeń. Najczęściej można dostrzec w niej analogię z dramatami Strindberga, choćby "Tańcem śmierci" oraz Durrenmattowskim "Play Strindberg". Mnie najbardziej przypomina "Kto się boi Wirginii Woolf?". Katarzyna i Frank to współczesne odpowiedniki bohaterów Albee'go: Marty i George'a. Są tylko znacznie bardziej cyniczni i bezwzględni wobec siebie. Łączą ich jakieś trudne do sprecyzowania sadomasochistyczne zależności. Zadawanie bólu i wzajemne upokarzanie wyraźnie sprawia im przyjemność.

Najciekawszą, najbardziej złożoną postać zagrał tu Jacek Mikołajczak. Aktor przez wiele lat specjalizujący się w bohaterach romantycznych, wyznających najszlachetniejsze wartości i wierzących w siłę prawdziwej miłości, w postaci Franka nie pozostawił nawet śladu z tamtych ról. Jego Frank jest człowiekiem cynicznym o perwersyjnych upodobaniach. Trudno odróżnić w jego słowach prawdę od kłamstwa. Potrafi mówić rzeczy najbardziej prowokacyjne, by z rozkoszą obserwować reakcję rozmówcy. Ten sposób dialogu potrafiła zaakceptować jego żona Katarzyna. W wykonaniu Ewy Kasprzyk sprawia ona niekiedy wrażenie kobiety modliszki, choć, tak naprawdę, to tylko pozory. Bo atak bywa dla niej niekiedy jedyną formą obrony. Dziwne zachowanie Katarzyny i Franka przyciąga uwagę ich sąsiadów, Jenne i Tomasza, którzy bardzo przypominają Żabcię i Nicka z "Kto się boi Wirginii Woolf?".

Dla widzów może być sporym zaskoczeniem, że Marzena Trybała uchodząca przez wiele lat za jeden z symboli seksu w polskim kinie, specjalistka od ról kobiet władczych i fatalnych tym razem (również z wdziękiem) zagrała typową "kurę domową", życiową nieudaczniczkę, która z rozbrajającą szczerością opowiada, jak podczas karmienia piersią dwa razy wypuściła dziecko z rąk. Nie jest natomiast zaskoczeniem Tomasz w wykonaniu Marka Richtera. Aktor ten już kilkakrotnie dał się poznać jako odtwórca mężczyzn, u których przerost mięśni znacznie góruje nad intelektem i tym razem nie pokazał niczego nowego.

Architektura wnętrz ludzkich została nakreślona w "Demonach" niezwykle precyzyjnie. Tak też wyreżyserowana i zagrana. Źle dobrana jest, niestety, warstwa muzyczna spektaklu. Bardzo piękna kompozycja Przemysława Gintrowskiego raczej pasowałaby do musicalu. Reżyser Andre Hubner-Ochodlo, aby zdynamizować akcję "Demonów", trochę ją odrealnić, poszczególne sceny sztuki poprzeplatał sekwencjami filmowymi. Ten ryzykowny zabieg ma jednak w tym przypadku swoje uzasadnienie. I nie wynika jedynie z fascynacji techniką, jaką od pewnego czasu ten twórca wyraźnie przejawia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji