Artykuły

Widzowi daję cios w nos

- Cieszę się, że zespół Warlikowskiego mnie zaakceptował, że nie jestem dla nich strupieszałym teatralnym mamutem. Czuję się chciana, co jest dla aktora najważniejsze. Ale nie złapałam się Nowego wszystkimi pazurami. Mam w sobie taką wolność, że jak mi nie przypasuje... - mówi EWA DAŁKOWSKA, przed premierą "(A)pollonii" w Nowym Teatrze w Warszawie.

Wybitna aktorka dołączyła do Teatru Nowego Krzysztofa Warlikowskiego. Opowiada o pracy przed premierą "(A)pollonii" i o swoich zawodowych tajemnicach.

Rz: Jak się zostaje aktorką Krzysztofa Warlikowskiego?

Ewa Dałkowska: Wcześniej byłam związana z Rozmaitościami, kiedy robiliśmy "Festen" Grzegorza Jarzyny. Czułam się tam tak, jak na początku w Teatrze Powszechnym u Zygmunta Hübnera. Bardzo mi odpowiadały atmosfera i podejście do pracy.

Jak wyglądała pani rozmowa z Warlikowskim?

Tak, że zadzwonił do mnie Redbad Klynstra, aktor Warlikowskiego. Powiedział, że Warlikowski boi się rozmawiać z aktorami, i zapytał, czy nie zastąpiłabym Stanisławy Celińskiej w "Dybuku". Bardzo się ucieszyłam, bo rzadko mi się zdarza, by to, co ja polubiłam - mnie też polubiło trochę. Po ośmiu przedstawieniach palimy sobie papieroska z Warlikowskim w Edynburgu na ulicy, w czasie śniadania, a on mówi: "Oni chcą, żebyś z nami była".

Wstydził się powiedzieć, że on też chce?

Nigdy nie zapomnę tej rozmowy. Zdenerwowałam się. I drążyłam, o co chodzi. Odpowiedział, że będzie robił sztukę. Spytałam: "Masz dla mnie jakąś rolę?". "Tam jest dużo ról" - usłyszałam. Samochody sobie jadą ulicą, on milczy, to i ja milczę. W końcu powiedziałam, że przeszłam na emeryturę i mam za miesiąc podpisać nową umowę z Teatrem Powszechnym. Dalej milczenie. "Czy mam jej nie podpisywać?" - cisnę jak kowboj kowboja. "Nie podpisuj. Ktoś do ciebie zadzwoni". Oczywiście nikt do mnie nie zadzwonił. Sytuacja stawała się dziwna. Zadzwoniłam ja. Chciałam etat, bo nie przetrwałabym prób bez stałej pensji.

Czy kiedy Grzegorz Jarzyna i Krzysztof Warlikowski pracowali razem, Rozmaitości różniły się od innych teatrów?

Tyle rzeczy grałam w różnych teatrach, u różnych reżyserów, że nie mogłabym tak powiedzieć. Teraz też nie mam takiego wielkiego poczucia odmiany. Cieszę się, że mnie zaakceptowali, że nie jestem dla nich strupieszałym teatralnym mamutem. Czuję się chciana, co jest dla aktora najważniejsze. Ale nie złapałam się Nowego wszystkimi pazurami. Mam w sobie taką wolność, że jak mi nie przypasuje... No, nie powinnam tego mówić. Generalnie moja wolność pozwala mi nie być sekciarą, bo tego nie lubię.

A pani nowych kolegów traktowano jak sektę.

To robi nasze kochane środowisko. Niektórzy wychodzili z przedstawień Rozmaitości, trzaskając fotelami. Ja nie byłam zszokowana. Byłam zachwycona.

Co jest szczególnego w pracy Warlikowskiego z aktorami?

Wszystko zależy od jego wyobraźni, która jest tajemnicza. Wieczorem czacha mi pęka. Trzeba się otworzyć. Kiedy czuję się bezradna, wściekam się, choć nie mogę. Gdybym nie była pijakiem wódki, nie wiem, jak bym się rozładowywała po próbie, żeby wrócić rano oczyszczona. Być może gram za mało intensywnie. Uczę się tego. Warlik mi mówi: "Zobacz, jak oni walczą o rolę". A ja tego nie znoszę.

To dlaczego zdecydował się na panią?

Koledzy z teatru mówią, że jestem dla nich balansem.

Bo nie daje się pani rozwibrować?

Nawet tego nie lubię. Zawsze mnie uczono, że powinnam myśleć o sobie, a świat się do mnie dostosuje. Tymczasem myślę o innych. Może to jest jakaś wada.

Nie wdzięczy się pani do kamery, pozostaje sobą albo zachowuje dwuznaczność, tajemniczość.

Wajda się tym zachwycał w "Bez znieczulenia". Mówił o mojej postaci: nie wiadomo, co ona myśli. Ale przecież we wszystkim trzeba zrobić zwody. Kiedy widzowi się wydaje, że wie już wszystko, trzeba mu wywinąć fangę, żeby mógł więcej pomyśleć o człowieku, o sobie.

Czy to ma coś wspólnego z podziałem na dobro i zło?

Ludzie nie są wszami. Nie ma co się nad nimi pastwić.

A co z prostytutkami, które zagrała pani w "Roku spokojnego słońca" Zanussiego i "O7 zgłoś się"?

Na początku byłam zrozpaczona. Nie było co grać. Powiedziałam Zanussiemu, że napisał moją rolę na kolanie w samolocie. Odpowiedział, że jeżeli publiczność mnie polubi na ekranie - będzie dobrze. A po roli Markizy w "07 zgłoś się" cała rodzina się ze mnie śmiała. Fatalnie to zagrałam. Został tylko jeden gest. Jak się podpieram o bioderko.

Nie ma innej polskiej aktorki, która u trzech różnych reżyserów zagrała medium - W "Medium", "Lekcji martwego języka" i "Głosach". Na czym polega pani medialność?

Ja w to nie wchodzę. Gram technicznie. W "Lekcji martwego języka" wymyśliłam sobie, że popracuję źrenicami. Koszty były takie, że jak wracałam do domu, nic nie widziałam i spowodowałam wypadek samochodowy.

A to, że zaprosili paniąaż pięć razy do dubbingu w "Harrym Potterze", to też przypadek?

Lekko to brałam. Nie poświęciłam się temu.

Watykan ostrzegał, a pani lekko?

Nawet dziecku swojemu kupiłam.

Czarownicą pani nie jest?

Mieszkam w domu, gdzie się w duchy wierzy. Ojciec chrzestny mojego męża je wywoływał. Teść też. Ale w to również nie wchodzę.

Wróćmy do rzeczywistości. Grała pani w kinie moralnego niepokoju. Agnieszka Holland powiedziała, że ludzie boją się dziś przyznać, na kogo głosowali, boją się ostracyzmu towarzyskiego.

Co pani o tym sądzi?

Akurat mam poglądy inne niż Agnieszka Holland, a na czole pieczątkę pisówy, bo byłam w komitecie wyborczym. Miałam trochę nieprzyjemności z tego powodu, ale nie za dużo. Koledzy mówili, że ich zdradziłam. Patrzyłam na to z rozpaczą. Nikt mnie nie słuchał. Wyszydzali moje poglądy. Nauczyłam się takich robić w jajo. Nie miałam wyjścia.

Co z kabaretem Pod Egidą?

Janka Pietrzaka można różnie oceniać, ale mówi prawdę. Tymczasem najlepiej, by go zakopali pod ziemię.

Mamy wielkie trudności z miejscem do grania.

Wyrzucają dyrektorów domów kultury, u których występowaliśmy. Nikt nie chce ryzykować. Gorzej niż w PRL.

O spektaklu

"(A)pollonia" Krzysztofa Warlikowskiego oparta jest na tekstach Ajschylosa, Eurypidesa, Krall i Coetzeego. Bohaterkami są Ifigenia, Alkestis i Polka Apolonia Marczyńska, która ratowała Żydów podczas wojny. Reżyser podjął problem ofiary z ludzkiego życia. Grają m.in. Magdalena Cielecka, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Danuta Stenka, Maja Ostaszewska, Anna Radwan-Gancarczyk, Andrzej Chyra, Zygmunt Malanowicz, Jacek Poniedziałek, Marek Kalita i Maciej Stuhr. -j.c.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji