Artykuły

"Jeszcze nie wieczór" nie wzrusza. Irytuje

Nie kwestionuję intencji Jacka Bławuta. Wierzę, że chciał swoim filmem zbudować aktorom weteranom nie tylko ze Skolimowa zabarwiony tęsknotą pomnik. Nad "Jeszcze nie wieczór" ciąży natrętna teza, drażnią słabości scenariusza - pisze Jacek Wakar w Dzienniku, dodatku Kultura.

Mam wrażenie, że o tym filmie nie wypada pisać. Oto w fabule zadebiutował jeden z najwybitniejszych polskich dokumentalistów, biorąc na warsztat temat, jak się wydawało, dla niego wymarzony. W pierwszym ujęciu "Jeszcze nie wieczór" z porannych mgieł wyłania się zarys białego budynku. To Dom Aktora w Skolimowie - miejsce obrosłe legendą, a jednocześnie pierwszoplanowy bohater filmu Bławuta. Obraz ma w sobie trochę kiczu, ale też spory ładunek nostalgii. Obiecuje coś więcej, niż film jest w stanie później dać. Opowieść może sentymentalną, ale chyba nieoczywistą. Portret życia w murach Skolimowa niemal takiego, jakim jest naprawdę. Bez upiększeń, ale też bez wchodzenia w kwestie, które dla postronnych widzów powinny pozostać niedostępne.

Problem z "Jeszcze nie wieczór" polega prawdopodobnie na tym, że Bławut zamiast fabularnego debiutu lepiej wyszedłby, gdyby nakręcił film dokumentalny. To, co stanowić ma tzw. historię, od pierwszej chwili razi sztucznością.

Oto do owego domu starców dla aktora trafia niejaki Jerzy (nieustannie szarżujący Jan Nowicki, gdyńskiej nagrody za tę rolę nie rozumiem) - niegdyś gwiazdor, "Wielki Szu" (takim przydomkiem jest zresztą określany). Z początku czuje się jak na zesłaniu, ale po chwili postanawia zaktywizować wszystkie "balkoniki, parkinsony i alzheimery", wystawiając z nimi "Fausta" - pewnie ostatni spektakl ich życia. Zaczynają się próby przetykane obrazkami z życia pensjonariuszy i wątłą nicią wątku niemożliwego powrotu do dawnego romansu Jerzego i Róży (Beata Tyszkiewicz). Niestety nic do siebie nie pasuje, co z kolei wskazuje, że Bławut miał pomysł na film, ale na tym się skończyło. Zabrakło bowiem scenariusza, który złączyłby w jedno porozrzucane motywy i zbyt narzucające się symbole.

W dodatku całość razi niedorzecznościami. Zapytam tylko, dlaczego finałowy "Faust" grany jest w toruńskim więzieniu? Bliżej nie było zakładu karnego?

Bławut nie do końca zrozumiale dla widza zaciera granice między prywatnością aktorów a ich filmowymi wizerunkami. Niektórzy grają siebie - to rozumiem. A jednak skoro tak, dlaczego inni, funkcjonujący na ekranie na tych samych zasadach, ukrywają się pod imionami fikcyjnych bohaterów?

Szedłem na "Jeszcze nie wieczór" z dobrą wolą, chcąc poddać się wzruszeniu. Nie wyszło, pozostała irytacja. Nad filmem Jacka Bławuta ciąży bowiem jedynie słuszna teza. Co gorsza, nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że może mimowolnie Bławut wprzęgł swoich aktorów w tryb własnego konceptu. Paradoksalnie nie pozwolił im (z wyjątkami) ukazać siły własnego bycia w życiu i na ekranie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji