Artykuły

Zerwanie z tradycją

"Manru" w reż. Laco Adamika w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Adam Czopek w Naszym Dzienniku.

Kolejna inscenizacja zrealizowana w myśl wyznawanej ostatnio zasady zrywania z tradycją. Akcja toczy się tu i teraz, a bohaterowie dramatu odziani są w zwyczajne ubrania. Znikają operowe koturny, zostają zwykli ludzie z ich uczuciami i emocjami.

Libretto do "Manru" napisał (w oryginale po niemiecku) Alfred Nossig według "Chaty za wsią" Józefa Ignacego Kraszewskiego. Opowiada ono o młodej wieśniaczce Ulanie, która poślubiła Cygana Manru. Ten porzucił dla niej cygański tabor i osiadł we wsi. Miłość jednak nie wystarcza, by pokonać przeciwieństwa losu, tradycję i brak tolerancji. Dziewczyna jest wyklęta z wioski, ściga ją pogarda ludzi i gniew matki, a i jej ukochanemu wkrótce zabraknie wędrownego życia i towarzyszy. Wiejski znachor Urok, od dawna zakochany w Ulanie, przyrządza na jej prośbę napój miłosny, który ma podtrzymać gasnące uczucia Manru. Ten jednak wiąże się z Cyganką Azą i odchodzi. Opuszczona Ulana odbiera sobie życie. Na wiarołomnym Manru mści się zrozpaczony Urok. Można powiedzieć, że w tym przypadku niemożność pogodzenia tych światów prowadzi do tragedii.

Właśnie na tym zbudował swoją inscenizację Laco Adamik, prowadzący ją na zasadzie konfliktu dwóch wrogich światów o odmiennej kulturze, które żyją obok siebie w pozornej zgodzie. Pokazane to zostało w sposób ascetyczny, w surowej, mrocznej scenografii, w nieokreślonym miejscu i czasie, dzięki temu opera Ignacego Jana Paderewskiego nabrała bardziej aktualnej wymowy. Reżyser unikał przysłowiowej cepeliady, skupiając się na tym, by widz odebrał całość przez pryzmat konfliktów współczesnego świata, łącznie z pokazaniem walki o władzę. Wierny swoim założeniom reżyser zmienił też zakończenie opery. W finale Manru nie ginie - jak chce libretto - z ręki Uroka. Życia pozbawi go Oroz, przywódca Cyganów, który przegrał z Manru walkę o przywództwo w grupie.

Tyle o założeniach teoretycznych reżysera, z realizacją już było gorzej. Wyeksponowany został co prawda dramat głównych bohaterów, tyle że pokazano go w szaroburych realiach, mocno zmieniających romantyczno-sielankową historię. Pierwszy akt dzieje się w czymś, co przypomina gospodę z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Drugi przeniesiono na składowisko starych telewizorów i innych sprzętów domowych, tutaj żyją w obskurnym wozie Manru i Ulana. Trzeci ma przestrzeń zupełnie nieokreśloną. Wszystko to tworzy mroczny, surowy, zupełnie pozbawiony poetyki obraz towarzyszący uczuciom i emocjom, które targają dwoma zupełnie innymi światami.

Ta opera to pierwszy dramat muzyczny w polskiej twórczości operowej. Neoromantyczna muzyka Paderewskiego, w znacznym stopniu inspirowana dziełami Wagnera, zawiera imponujące partie symfoniczne orkiestry i potężne, pełne dramatycznych uniesień, partie wokalne. Do partytury, o wyjątkowo bogatej instrumentacji, włączone zostały również elementy folklorystyczne - motywy cygańskie i tańce górali tatrzańskich. Tak też została pokazana ta interesująca muzyka. Pod względem muzycznym premierę przygotował Tadeusz Serafin, któremu choroba uniemożliwiła dyrygowanie premierowym przedstawieniem. Dyrygował Krzysztof Dziewięcki, który zrobił wszystko, by pokazać pełną klasę muzyki Paderewskiego. Godnego partnera znalazł w tym względzie w dobrze grającej i brzmiącej orkiestrze.

W obsadzie kreację godną zapamiętania stworzyła, w partii Ulany, Joanna Kściuczyk-Jędrusik. Jej wyrównany na całej skali sopran o dramatycznym zabarwieniu i dużej sile okazał się znakomitym w tej trudnej partii. W roli Uroka partnerował jej Adam Woźniak obdarzony potężnym głosem barytonowym, który pozwolił mu w pełni oddać charakter i emocje swojego bohatera. Niestety, na tym koniec wokalnych osiągnięć bohaterów głównych partii. Cieniem na całym premierowym przedstawieniu położyły się dokonania Macieja Komandery w partii tytułowego Cygana. Jak zwykle zaprezentował matowy, pozbawiony dźwięczności głos, fatalne frazowanie i wpadki intonacyjne. Nie bardzo też radził sobie z nasyceniem głosu intensywnością dramatyczną. W sumie można powiedzieć, że był to "Manru" bez Manru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji