Artykuły

Miłość przez Bałtyk

- Często odwiedzałam mamę w Akademii Muzycznej. Na trzecim piętrze była szkoła teatralna. Na korytarzu szkoły teatralnej panowała niezwykła atmosfera - tu ktoś powtarzał jakiś tekst, tam ktoś odgrywał scenkę. Zaczarowało mnie to trzecie piętro i wiedziałam, że też będę aktorką - mówi warszawska aktorka JOANNA LISZOWSKA.

SUKCES: Mówią o tobie "feromon".

Joanna Liszowska: Tak określiła mnie kiedyś Magda Umer. Pracowaliśmy wtedy przy spektaklu "Młynarski, czyli trzy elementy" w teatrze Ateneum. Grałam Złotą Rybkę - byłam jedyną kobietą wśród mężczyzn, którzy również brali udział w tym przedstawieniu. Zresztą fantastycznych mężczyzn, bo znaleźli się wśród nich Maciek Stuhr, Piotr Machalica, Piotr Fronczewski, Zbyszek Zamachowski, Wiktor Zborowski, Marian Opania...

S: To przez te feromony i seksapil działasz na mężczyzn?

JL: Cóż to jest seksapil? Sama nie umiem tego zdefiniować. I nie zastanawiam się nad tym, czy działam na mężczyzn.

S: Odkąd Ola Serneke stracił dla ciebie głowę, wyglądasz na bardzo szczęśliwą i zakochaną. Jak sie poznaliście?

JL: Połączyła nas miłość do szybkich samochodów, (śmiech) Uwielbiam wyścigowe samochody, zakochana jestem w dźwięku bolidów. Poznaliśmy się w ubiegłym roku na jednym z amatorskich rajdów samochodowych.

S: Chciał wygrać wyścig, a znalazł kobietę życia. Czym cie zainteresował?

JL: Ma genialne poczucie humoru i duży dystans do siebie, poza tym niesamowicie niebieskie oczy. To jest facet, przy którym nigdy nie jest mi smutno.

S: Wciąż nosi obrączkę na palcu?

JL: Ola nigdy nie był żonaty. Wymyślono, że ma żonę, która w dodatku nie chce mu dać rozwodu.

S: Ty masz na palcu piękny pierścionek z brylantami?

JL: Też mi się podoba, (śmiech)

S: Przeczytałam, że w sierpniu będzie ślub?

JL: A jednak? Bo ja czytałam, że ślub w sierpniu jest odwołany, bo mam za dużo pracy, (śmiech) Bardzo lubię swoją pracę, ale nie poświęciłabym dla niej życia prywatnego.

S: Ale trudno kochać na odległość. Ola mieszka w Szwecji, ty jesteś tutaj.

JL: W erze promów i samolotów to tylko kwestia zorganizowania transportu. Jeśli ludzie nie widzą się ze sobą, to nie znaczy, że nie czują bliskości, nie myślą o sobie.

S: Czy wcześniejsze rozczarowania nie spowodowały leku przed ponownym zaangażowaniem sie?

JL: Nie rozpamiętuję przeszłości. Nie skupiam się na żalu, bólu, tylko zatrzaskuję drzwi, a nawet je zamurowuję i patrzę, co jest za następnym rogiem. Nigdy nie przestałam wierzyć w miłość.

S: I nie masz gorszego zdania o mężczyznach?

JL: Och, to samo mężczyźni mogą powiedzieć o nas. My też jesteśmy niezłe. Też mamy swoje grzeszki i charakterki.

Nikt nie jest idealny. Ja nie wymagam od swego partnera, aby był kryształowy. Akceptuję jego wady, niedoskonałości, przyzwyczajenia.

S: To Ola nie jest idealny?

JL: Nobody's perfect. (śmiech) Biorę go takiego, jakim jest, i nie zmieniam na siłę według swoich upodobań. Poza tym uważani, że jeśli chce się kogoś zmieniać, to powinno się zacząć od siebie. To chyba najtrudniejsze.

S: Próbowałaś coś w sobie zmienić?

JL: Jestem bardzo emocjonalna, często mówię, zanim zdążę pomyśleć. Nauczyłam się trochę poskramiać emocje. S: Zanim coś powiesz, liczysz do dziesięciu?

JL: Czasem nawet i do stu. Albo jak Marek Kondrat w "Dniu świra": "Kurwa, ja pierdolę ...dziewięć, dziesięć".

S: Jesteś uważana za jedną z najpiękniejszych polskich aktorek. Uroda w życiu pomaga czy przeszkadza? JL: Znalazłabym wiele piękniejszych aktorek! Do tej pory grałam i atrakcyjne, i całkiem przeciętne kobiety. Nie czuję się tak. Kiedy budzę się rano, nie biegnę do lustra, żeby sprawdzić, jaka jestem piękna. Zwłaszcza rano! (śmiech) Ale oczywiście, jak każda kobieta, lubię komplementy.

S: Nie masz problemu z nagością. Pokazała to sesja w "Playboyu", znakomita zresztą, a także rola w musicalu "Panna Tutli Putli", gdzie wychodzisz naga z basenu.

JL: Słoneczna sesja w "Playboyu" sprawiła, że polubiłam swoje ciało. Zaakceptowałam je takim, jakie jest. To podziałało jak terapia. Nagość na scenie to zupełnie inna historia. Kiedy rozbieranie jest uzasadnione, akceptuję je i staram się nie okazywać wstydu, grać naturalnie i wiarygodnie. Dużo trudniejszy jest ekshibicjonizm emocjonalny.

S: Nigdy nie przejmowałaś sie zbędnymi kilogramami, nie marzyłaś o rozmiarze 36?

JL: A ja mam zbędne kilogramy? (śmiech) W moim przypadku dążenie do takiego rozmiaru byłoby chyba nierealne. Najważniejsze jest polubić swoje ciało.

S: Nie próbowałaś rygorystycznych diet?

JL: Ależ wiecznie próbowałam! (śmiech) Zaczynałam od poniedziałku, potem od wtorku itd. W końcu doszłam do wniosku, że najważniejszą rzeczą jest być w formie, dbać o swoje ciało, ale go nie katować. Gdybym musiała schudnąć dla roli, zrobiłabym to. Ale skoro nie muszę, wolę chodzić pogodna, zadowolona niż sfrustrowana liczeniem kalorii. Odmawiać sobie przyjemności? Lubię próbować kuchni z całego świata, sama też dobrze gotuję. Jedzenie sprawia mi przyjemność. I jeżeli całe życie miałabym być na "listku sałaty", to nie chcę tak żyć.

S: Zawsze wiedziałaś, czego chcesz w życiu?

JL: Tak, i zawsze byłam bardzo samodzielna. Właściwie odkąd nauczyłam się stawiać pierwsze kroki, mówiłam: "Ja siama". To najczęściej słyszeli moi rodzice. Sama nauczyłam się pływać i jeździć na nartach, oglądając w telewizji Alberto Tombę. I kiedy znalazłam się na szczycie góry, po prostu z niej zjechałam. Oczywiście (delikatnie mówiąc) nie tak jak Tomba, ale przeżyłam i byłam z siebie dumna.

S: Twoja mama jest pianistką - akompaniuje, wykłada w krakowskiej Akademii Muzycznej.

JL: A ja nawet nie umiem grać na pianinie. Dziś trochę tego żałuję. Ale rodzice niczego mi nie narzucali. Zawsze interesował mnie teatr. Już jako dziewczynka robiłam kukiełki, pisałam scenariusze i wystawiałam swoje bajki. Zasiadali na kanapie i musieli oglądać. Ten teatr był więc we mnie zawsze. Od dziecka uwielbiałam też śpiewać i tańczyć. Godzinami śpiewałam w wannie. Często odwiedzałam mamę w Akademii Muzycznej. Na trzecim piętrze była szkoła teatralna - widywałam tam Hannę Polony ze studentami, mijałam na schodach Krzysztofa Globisza, wpychałam się w kolejce w bufecie przed Edwarda Lubaszenkę, który często zagadywał się z kimś (potem byli moimi profesorami). Byłam pod wrażeniem. .

S: Po skończeniu PWST nie zostałaś jednak w Krakowie. Jako młodziutka aktorka dublowałaś Krystynę Jandę!

JL: Dostałam propozycję w Warszawie, rolę w "Siedmiu grzechach głównych" Kurta Weilla i Bertolta Brechta. Stres był potworny z wielu powodów. Po pierwsze, to trudny materiał muzyczny, a w dodatku dublowanie artystki tego formatu może sparaliżować. Poza tym debiutowałam w teatrze, i od razu w Teatrze Wielkim.

S: Dziś nie tylko grasz, ale także śpiewasz, i to z powodzeniem. Nie chcesz się zająć karierą wokalną?

JL: Nie jestem wokalistką, nigdy w tym kierunku się nie kształciłam. Znam swoje miejsce w szeregu. Śpiewanie to, obok aktorstwa, moja wielka pasja.

S: Mimo popularności nie zgrywasz wielkiej gwiazdy.

JL: A pisali, że gwiazdorze i podaję stylistom za małe numery ubrań specjalnie po to, aby potem zrobić aferę, że za małe ciuchy przynieśli na sesję, (śmiech) Co to dziś znaczy być wielką gwiazdą? Ja na pewno nią nie jestem.

S: Zagrasz Violette Villas? W środowisku filmowym mówi sie, że nikt inny nie nadaje sie do tej roli bardziej niż ty.

JL: Dobrze byłoby, gdyby taki film powstał, niezależnie od tego, czy to ja w nim zagram, czy nie. Zdradzę, że pojawił się również pomysł stworzenia musicalu. Violetta Villas zasługuje na piękną opowieść o jej niezwykłym życiu. To wielka osobowość estradowa i ogromny talent wokalny.

S: Skończyłaś 30 lat. Jak wypada pierwszy bilans osiągnięć i strat?

JL: Nie oglądam się za siebie. Nawet w swoje 30. urodziny nie robiłam rachunku strat i zysków. Nie chcę niczego żałować. Mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Wciąż wierzę, że najciekawsze jeszcze przede mną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji