Artykuły

"Obrona Ksantypy"

Żaden z przedchrześcijańskich filozofów nie cieszył się w całej historii Kościoła takim szacunkiem i taką czcią jak Sokrates, Ateńczyk, syn rzeźbiarza Sofroniskosa i położnej Fenarety, urodzony w roku 469, a skazany na śmierć przez państwo w roku 399 przed Chrystusem. Dla wielu wybitnych teologów i pisarzy chrześcijańskich Sokrates był niemal chrześcijaninem, a w każdym razie "świętym pogańskim'' (Św. Justyn, Atenagoras, Tacjan, Klemens Aleksandryjski, Orygenes), ba, Erazm z Rotterdamu modlił się: "Sancte Socrate! " Jedyny to z ludzi, który dostąpił zaszczytu porównywania go z Chrystusem Panem. Dominikanin francuski o. Th. Deman O. P. opracował w czasie ostatniej wojny książkę, niedawno przełożoną na język polski i wydaną w Kraju "Auctoritate Ordinarii Varsaviensis", w której poddał bardzo szczegółowej analizie wszystkie podobieństwa i wszystkie różnice między Bogiem-Człowiekiem a największym z ludzi. "I może nie byłoby na świecie nic piękniejszego - konkluduje pisarz francuski - nad owe dzieła, w których genialny a miłujący uczeń ukazuje nam Sokratesa, gdyby nie istniały Ewangelie."

Sokrates jest twórcą nowoczesnej filozofii, boć jego nauka, rozwinięta później przez Platona i Arystotelesa, tkwi we wszystkich po dziś dzień istniejących systemach filozoficznych, albo przez afirmację albo przez negację. Dialektyczny materializm np. uważa idealizm sokratejsko-platoński za początek wszelkiej filozofii idealistycznej. Św. Tomasz wziął niejedną myśl od Sokratesa. Ateński filozof, który nie pozostawił po sobie ani jednego spisanego słowa, a którego naukę szczegółowo przekazał nam jego uczeń Platon, dodając do niej wiele idej własnych, jest twórcą metod poznawczych, elenktycznej i heurystycznej, twórcą etyki racjonalistycznej i zawiązków metafizyki.

Trzy zwłaszcza punkty nauki Sokratesa można śmiało określić jako poprzedzające chrześcijaństwo: ideę sprawiedliwości, sumienia i duszy nieśmiertelnej. Nic dziwnego, że postać największego Ateńczyka i związane z nim legendy stały się od stuleci przedmiotem dociekań naukowych i literackich fikcji. Humanistyka polska posiada ważny tytuł do sławy w dziedzinie sokratyczno-platońskiej: profesor Wincenty Lutosławski ustalił, na podstawie stylometrii, od wieków sporną chronologię utworów Platona.

Jednym z licznych przejawów uwielbienia dla postaci ateńskiego filozofa w naszym kraju jest dramat Ludwika Hieronima Morstina (należy czytać: Morsztyna) "Obrona Ksantypy". Treścią sztuki jest życie domowe Sokratesa. O ostrym, języku i gderliwości jego żony chodziła wieść po Atenach, niewątpliwie wyolbrzymiona, jeśli nie całkowicie sfabrykowana, przez potomnych.

Źródeł współczesnych o życiu i działalności Sokratesa przechowało się niewiele: "Memorabilia" Ksenofonta, sokratyczne dialogi Platona, to jest Obrona Sokratesa, Kriton, Uczta, Fedon, Teajtet, Gorgiasz, prócz tego liczne ustępy w innych dialogach, wreszcie ustęp w "Metafizyce" Arystotelesa. Karykaturę Sokratesa pozostawił potomności Arystofanes w komedii "Chmury". Z tych wszystkich źródeł dowiadujemy się o życiu rodzinnym filozofa tylko tyle, że był on ojcem trzech synów, że miłość i wierność małżeńską uważał za cnoty, od których zależy godność człowieka i że po wyroku skazującym go na śmierć pożegnał się z synami, lecz nie chciał zobaczyć po raz ostatni żony, w obawie - jak twierdzi Platon - przed jej lamentami i rozpaczą. W świetle świadectw umiłowanego ucznia żadnej wątpliwości nie może budzić rezygnacja Sokratesa ze spotkania przed śmiercią żony. Kochał ją bodaj tak gorąco, że tylko jej łez i płaczu się obawiał, aby nie okazać Atenom swego wzruszenia i miękkości serca. Lamenty zaś i rozpacz Ksantypy nie mogą w żadnym razie świadczyć o niczym innym, jak tylko o przywiązaniu i miłości do męża.

Otóż Morstin podjął "obronę" Ksantypy nie tyle przed współczesnymi, co przed potomnością. Powstała stąd sztuka o problematyce i kolorycie raczej współczesnym, dramat konfliktu między życiem rodzinnym a publicznym, dramat niedocenionej miłości osobistej, dramat niewyzwolonej kobiety, odsuwanej od udziału w życiu umysłowym, dramat, na którym mży daleka poświata Ibsena. Mimo, że "Obrona Ksantypy" prawie cała jest zbudowana z wątków klasycznych, jest to jednak najoczywiściej dramat współczesny.

Lecz Morstin za bardzo jest rozmiłowany w świecie klasycznym, aby konsekwentnie przeprowadził w "Ksantypie" ideę dramatu współczesnego. To wahanie, ta niemoc, ten sentyment odbiły się wyraźnie na sztuce i ostatecznie "Obrona Ksantypy" stała się równocześnie nową wersją "Obrony Sokratesa", dramatem współczesnym i obrazem historycznym. Morstin nie umiał podźwignąć narzuconego sobie zadania i wyręczył się, zresztą z wielkim gustem, i umiejętnością, Platonem. "Obronę Ksantypy" mężna by dlatego określić jako przeróbkę dialogów platońskich na scenę. Najpiękniej, najmocniej i najprawdziwiej brzmią w sztuce słowa Platona, Poza tą platońską osnową, w sztuce Morstina nie ma istotnego dramatu. Ksantypa od pierwszego do ostatniego słowa jest wierną i kochającą żoną, zapatrzoną w męża jak w słońce, olśnioną w ostatniej scenie na nowo słowami z "Uczty".

Poza tym brakiem rdzenia dramatycznego sztuka Morstina jest dobrą robotą sceniczną. Wplótł do niej wytrawny autor różne wątki anegdotyczne (jak taniec Sokratesa, romans Charmidesa) i obyczajowe (scena ze sprzedawcą ceramiki, wykład Eryksymacha), rozsiał hojnie epigramaty i realia antyczne - wszystko to materiał pierwszej artystycznej próby. Mniejszy jest talent satyryczne-komediowy Morstina i sceny oraz postaci tego gatunku zjawiają się w sztuce jako nurt o wiele płytszy.

"Obronę Ksantypy" wystawił "Teatr Nowy" w Londynie, zapisując to przedstawienie do kroniki szczytowych osiągnąć kulturalnych emigracji. Przede wszystkim dzięki reżyserii Leopolda Kielanowskiego. Od dawna dobrze wiadomo, jak doskonałą posiada Kielanowski znajomość sztuki scenicznej. Obecnie dowiódł, że jest świetnym znawcą kultury antycznej i teatru klasycznego. Był to teatr słowa. (Ekspresja mimiczna obca była teatrowi klasycznemu z powodu masek.) Otóż "Obrona Ksantypy" w "Teatrze Nowym" była wystawną ucztą słowa. Na nie położył główny nacisk reżyser, boć o to prosił się piękny tekst klasyczny, a cały zespół zagrał sztukę jakby jakąś doskonałą symfonię słowa. Ale i na gest, mianowicie gest opanowany, oszczędny, powściągliwy, zwrócił reżyser pilną uwagę. Wydobył także ze sztuki element taneczny. Oprócz ciekawie skomponowanego tańca Sokratesa, scena rozmowy pijanych niewolników potraktowana została niemal baletowo.

Byłoby niesprawiedliwością wymienić na pierwszym miejscu któreś z następujących trzech nazwisk: Ireny Kory Brzezińskiej, Stanisława Belskiego i Haliny Żelińskiej, gdyż wszyscy troje złożyli się w równej mierze na piękno tego przedstawienia: Brzezińska, prócz nieskazitelnej dykcji, włożyła w rolę Ksantypy jakby zbiorową skargę kobiet wszystkich czasów, a ponadto tkliwość dojrzałej, pozazmysłowej miłości.

Stanisław Belski zagrał chyba najlepszą rolę swojego życia. Był Sokratesem z rzeźb greckich i z dialogów platońskich: w rubasznym ciele i zaniedbanym stroju duch zniewalający ludzi mądrością, spokojną ironią i przenikliwym sądem. Może tylko zbyt często, zamiast w oczy ludzi, spoglądał w górę. Grecy nie patrzyli w niebiosa, mówiąc o bogach. Ich bogowie zamieszkiwali Olimp, a także ziemię, morze i podziemia. Bogowie greccy byli z tego świata. Firmament był dla starożytnych płaszczyzną, sklepieniem ziemi. Tylko wróżbici patrzyli w niebo, aby śledzić lot ptaków. Bóg Sokratesa, dajmonion, miał siedzibę w jego duszy.

Halina Żeleńska ustawiła na scenie kawałek Hellady i pożyczyła ze starych Aten kostiumów.

Cały zespół aktorski dał pokaz wzorowej gry: Adolf Bożyński wprost wyrzeźbił postać niewolnika Tyreusza, Roman Ratschka w obu rolach: wieśniaka z Attyki i niewolnika narysował miniatury o wzruszającym wdzięku maluczkich. Fedros, gdyby ożył, wyglądałby zapewne tak samo jak Bohdan Doliński, a Stanisław Kostrzewski, gdyby się urodził za Peryklesa, mógłby być jednym z Asklepiadów. Za Janiną Jasińską gubiliby oczy tak samo Hellenowie jak polscy emigranci we współczesnym Londynie. Drudzy mogli też podziwiać jej śmiałą grę na scenie. Mniej wdzięczne, raczej chybione dramatycznie role, obronną ręką zagrali: Klara Belska, Robert Hopen i Stanisław Wujastyk.

Nad emigracyjną sceną pojawiła się znowu jutrzenka nadziei.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji