Artykuły

Bieda z pompą

Cały spektakl utrzymany jest w bajkowej atmosferze, pełno tutaj gagów i komediowej bieganiny. Do tego muzyka na żywo, która doskonale wzmocniła dramaturgię - o "Oliverze" w reż. Magdaleny Piekorz w Teatrze Rozrywki w Chorzowie pisze Aleksandra Skiba z Nowej Siły Krytycznej.

"Oliver" to spektakl godny polecenia, zwłaszcza tym, którzy nie poświęcają zbyt wiele czasu swoim dzieciom, a chcą szybko nadrobić tzw. obowiązki rodzicielskie. Trzygodzinny spektakl Teatru Rozrywki wydaje się idealnym rozwiązaniem. Ale uwaga: z czasem młodsze dzieci zaczynają się niecierpliwić, szczególnie w drugiej części spektaklu, kiedy mają już przesyt obrazami i przedłużającymi się piosenkami.

Na "Olivera" warto wybrać się m.in. dlatego, żeby popatrzeć na scenografię autorstwa Marcela Sławińskiego oraz Katarzyny Sobańskiej, a właściwie na obrotową konstrukcję ze schodami, balkonami i pomostami. I tym razem dołożono wszelkich starań, aby oddać "nastrój epoki" i ówczesnych (a może także dzisiejszych) różnic klasowych. Tego wieczoru na scenie mogliśmy zobaczyć "prawdziwą" biedę z pompą. A wizualnym atrakcjom nie było końca. Jasne mebelki jak z (trochę większego) domku dla lalek, kolorowe kostiumy, rozśpiewani złodzieje. Na naszych oczach zmieniały się kolejne wnętrza, uzupełniane o drobne rekwizyty.

Cały spektakl utrzymany jest w bajkowej atmosferze, pełno tutaj gagów i komediowej bieganiny. Do tego muzyka na żywo, która doskonale wzmocniła dramaturgię. To wszystko sprawiło, że spektakl bez wątpienia wzbudza zainteresowanie zarówno młodych, jak i tych nieco starszych widzów.

Sprawnie poprowadzona reżyseria Magdaleny Piekorz i świetnie skomponowana choreografia Jacka Badurka to kolejne niepodważalne atuty "Olivera". Po jakimś czasie jednak podskoki, obroty i przytupy zaczynają nieco nużyć. Natłok obrazów, śpiewów i wirujących parasolek sprawia, że nasza percepcja zostaje wystawiona na próbę. Warto jednak pamiętać, że musical to odrębny świat. Tutaj na hasło: "idźcie spać" chłopcy wychodząc z pokoju zabierają ze sobą stoliki i krzesła. Takich sytuacji było więcej. Należy jedynie żałować, że w prawdziwym życiu tak nie ma i kobiety idąc na targ nie tańczą z koszami pełnymi warzyw i owoców.

Zastrzeżenia może wzbudzać jedna ze scen końcowych, w której Bill Sikes zabija Nancy. Cios, który morderca zadaje kobiecie, na scenie dodatkowo potęguje tępy odgłos narzędzia uderzający o ciało, które w efekcie z łoskotem osuwa się na moście. Nie trzeba było potęgować wrażeń słuchowych tego typu. Kiedy jednak pomyślimy o okrucieństwie pokazywanym w telewizji, taka scenka wydaje się całkowicie na miejscu i mój argument okazuje się dość trywialny, wynikający ze zwykłego czepialstwa (a to syndrom wyjątkowo rozpowszechniony wśród recenzentów). Ponadto, kontrowersyjna -moim zdaniem- scena mordu została zilustrowana dość osobliwą animacją, a mianowicie, obrazem Billa wpadającego do rzeki, który wyświetlono w głębi sceny. Cóż, rozwiązanie iście filmowe. Zły bohater został ukarany. Właściwie należały mu się srogie baty (żeby nie powiedzieć "pręgi"), aczkolwiek chyba lepiej było zaufać dziecięcej wyobraźni i nie pokazywać wszystkiego wprost.

Co do aktorów, było ich zbyt wielu, żeby móc omówić wszystkich. Ogólnie, poziom aktorstwa był wyrównany. To, co może zachwycać, albo przeciwnie odstręczać to chłopięce głosy nieskażone jeszcze mutacją. Wszyscy za to grali z pomysłem i werwą. Ci mali dorośli -

w większości laureaci wydumanych nagród dla dzieci - okazali się naprawdę dobrzy. Można tutaj wskazać na Piotra Janusza (Oliver), czy chociażby Annę Buczkowską

(Betinka), która "ma talent" (być może nawet prawdziwy, a nie sztucznie wypromowany przez telewizję).

Co do byłych uczestników programu You Can Dance, którzy gościnnie wystąpili w spektaklu, można powiedzieć, że właściwie niczym nie zaskoczyli. Może dlatego, że nie było solówek oraz jak zawsze uroczej prowadzącej, która w razie niepowodzenia i tak wszystkich wychwali. Jedną z najbardziej "kolorowych" osób spektaklu z całą pewnością była Pani Corney w wykonaniu Elżbiety Okupskiej, która momentami grała nieco w duchu Teatru Korez, co bynajmniej nie jest zarzutem. Aktorka wniosła do spektaklu wiele humoru i to właśnie jej należą się największe brawa. W spektaklu trochę zabrakło takiej właśnie naturalnej żywiołowości. Wiele ciekawie rozegranych scen trąciło sztucznością. Być może dlatego, że kilku młodych aktorów nie potrafiło obyć się bez ciągłego mizdrzenia się do publiczności. No, ale i takie "szelmowskie" zachowania wpisane są w zawód aktora.

Złośliwi mogliby powiedzieć, że "Oliver" Teatru Rozrywki to tylko snobistyczny spektakl

o biedzie. To oczywiście zbyt duże uproszczenie. Warto jednak zastanowić się, ilu takich chłopców jak Oliver mogłoby przyjść na ten spektakl do Teatru Rozrywki? No właśnie, chyba nie za wielu, biorąc pod uwagę fakt, że to nie jest "Rozrywka" dla ubogich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji