Artykuły

"U Pana Boga za miedzą"

- Po filmie duża część Polski wie, gdzie jest Białystok, Supraśl, Tykocin, urokliwe wioseczki. Więc gdy pomyślę, że nasi radni nie chcieli dać filmowi dotacji... Ech, szkoda gadać - o filmie "U Pana Boga za miedzą" mówi ANDRZEJ BEYA-ZABORSKI, aktor Białostockiego Teatru Lalek, filmowy komendant policji.

Już nie mogę się doczekać! Ci aktorzy są świetni i mam nadzieję, że znów nie zawiodą - napisała Bachaa na forum internetowym serwisu filmowego Stopklatka, gdy tylko pojawiła się informacja, iż kończą się zdjęcia do filmu "U Pana Boga za miedzą". W Białymstoku pokaz premierowy 18 czerwca.

Dziesięć lat temu nikt nie sądził, że "U Pana Boga za piecem" będzie miało kontynuację. Ale dwa lata temu powstało "U Pana Boga w ogródku", a w tym roku film Jacka Bromskiego doczekał się miana trylogii. Tradycyjnie zobaczymy w nim ekipę Białostockiego Teatru Lalek, bez której przecież nie byłoby w ogóle filmu. Znowu również podziwiać będziemy mogli piękne podlaskie krajobrazy. Będzie sielsko, leniwie, prowincjonalnie. Wszystko, co widzowie wielkomiejscy lubią najbardziej.

Monika Żmijewska: Co tam nowego w Królowym Moście? Będzie kłótnia o miedzę?

Andrzej Beya-Zaborski* [na zdjęciu]: Może nie o samą miedzę, ale walka będzie - o stołek, a konkretnie fotel burmistrza. Film jest na czasie, będą wybory. Po latach za oceanem wróci też do rodzinnej osady syn marnotrawny, niejaki Staś. Do akcji wróci Gruzin. No i na posterunku wiele się zmieni - pojawi się bowiem instruktorka, która ma przeszkolić policjantów w obsłudze komputera...

Czyli komendant będzie wciągał brzuch?

- No nie, ale obficie będzie się zlewał Przemysławką, wodą kolońską oczywiście. Tak czy siak, na instruktorkę będzie dziwnie popatrywał.

Czy komendant przejdzie jakąś przemianę?

- Nie, on przecież nawet jak zdejmuje mundur, to ciągle jest taki sam. Natomiast ja już nie wiem, czy jak wracam do domu, to jestem jeszcze komendantem, czy już Szwejkiem [aktor gra go właśnie w BTL - red.]

Na co tym razem pójdą widzowie przede wszystkim do kina?

- Na klimat - to jasne jak słońce. Klimat jest siłą tego filmu. Jest bardzo relaksujący, rozmarzyć i rozbawić potrafi. Ludzie przyzwyczaili się do tej naszej społeczności z Królowego Mostu i chcą ją jeszcze zobaczyć. Pani myśli, że skąd wzięła się popularność "Rancza", które zżyna od nas? Właśnie z takiej potrzeby, z tęsknoty za dobrymi stronami prowincjonalności. Ale nowe sytuacje też przyciągną ludzi. Jacek [Bromski - red.] pobawił się konwencjami, jest trochę westernowskich klimatów, takich jak "W samo południe". Jest też trochę z Tarantina. Muzykę do trzeciej części pisał już nie Seroka, a Amerykanin czeskiego pochodzenia Ludek Drizhal. Ten tygiel bardzo mi się podoba. Myślę, że widzom też.

Co taki widz z centralnej Polski pomyśli sobie o Podlasiu?

- Że tu fajnie w sumie jest, mamy tu fajnych ludzi, świetne jedzenie, cudowne pejzaże. Nic tylko przyjeżdżać. Tyle ile ten film przysporzył sławy i promocji naszemu regionowi, to nikt nie zrobił. Po filmie duża część Polski wie, gdzie jest Białystok, Supraśl, Tykocin, urokliwe wioseczki. Więc gdy pomyślę, że nasi radni nie chcieli dać filmowi dotacji... Ech, szkoda gadać. W każdym razie dzięki temu filmowi wszyscy zyskali. I my sami - aktorzy. Dla nas, poza ciężką pracą, była też świetna zabawa na planie. Nie było dnia, by podczas kręcenia filmu nie było śmiechu, różnych anegdotycznych sytuacji. Gdy z racji pracy bywam często w Warszawie i spotykam ludzi z ekipy technicznej pracującej z nami przy pierwszej części, to wszyscy wzdychają z zazdrością, wspominając atmosferę na planie. Chcieliby dalej być przy tym filmie. I taka przyjacielska atmosfera, bo przecież my z kolegami świetnie się znamy i bawimy, przeniknęła myślę do tego filmu. Dlatego jest prawdziwy, spontaniczny.

Czy ten film rzeczywiście mówi prawdę o nas, ludziach z Podlasia?

- Jest prawdziwy, ale niepełny. Gdybyśmy chcieli naprawdę pokazać, jak to u nas jest, to ludzie by nie uwierzyli. Powinniśmy pokazać, jak to jest w małżeństwie prawosławno-katolickim. Jaki stosunek do różnych kwestii ma ksiądz, a jaki pop. Albo śledzikowanie - my tak naprawdę nie śledzikujemy, niechby taki krakus zajrzał do sklepu spożywczego przy jakiejś szkole i posłuchał, jak gadają takie dzieciaki. O, to dopiero jest śledzikowanie... A tak to tylko muśnięcie, dotknięcie tematu. Ale fajne.

Będzie czwarta część?

- Oj, czuję, że będzie.

* aktor Białostockiego Teatru Lalek, filmowy komendant policji

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji