Artykuły

Walka z wiatrakami w Głuchej Dolnej

Wszechogarniająca jowialność spektaklu przeraża, a pełna hipokryzji zamiana klasycznego przekleństwa na "kuźwa", szczerze frustruje - o spektaklu "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" w reż. Tomasza Obary w Teatrze Ludowym w Krakowie pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.

Festiwalowi PostSoc w krakowskiej Nowej Hucie towarzyszył spektakl repertuarowy Ludowego "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" w reżyserii Tomasza Obary.

Paradoksalnie, nie sam bardzo słaby spektakl wzbudził we mnie emocje, ale żywe reakcje widowni na niektóre jego skandaliczne fragmenty.

Obara wiernie odtwarza na scenie kolejne sytuacje z dramatu. W przestrzeni przypominającej świetlicę, miejsce spotkań lokalnego kolektywu socjalistycznej rzeczywistości, rozgrywa zarówno historię główną, jak i hamletowskie sceny z prób wiejskiego zespołu. Ewidentnie Obara lepiej zrozumiał socjalistyczny wątek dramatu, bo wplecione weń nawiązania i podobieństwa szekspirowskie nie mają w spektaklu żadnego znaczenia. Dla Obary teatralność i hamletowski żywioł są tylko pretekstem do wątpliwej jakości żartów. Nakładanie się charakterów wiejskich kacyków z postaciami "Hamleta" nie jest tu pretekstem do żadnej myśli. Wydaje się przypadkowe, a co najwyżej zabawnym zbiegiem okoliczności. I choć już od początku widz wie, kto wsadził do więzienia ojca Jocy, a jego Andzia (Iwona Sitkowska) łatwo da się zmanipulować ojcu i zdradzi ukochanego, to reżyser skoncentrował się właśnie na tym "detektywistycznym" wątku dramatu. Stereotypowo obsadzeni aktorzy przyjęli bardzo dziwną konwencję. Wszyscy grają niejako "za bardzo" - krzyczą, machają rękami, wytrzeszczają oczy Trudno usprawiedliwić to w kontekście spektaklu, bo Obara najwyraźniej chciał realistycznej, niezobowiązującej opowieści o małych ludziach w socjalistycznej rzeczywistości. Nieznośnie rubaszny jest Bukara Kajetana Wolniewicza, który zbudował swoją rolę na warunkach fizycznych i kilku oczywistych cechach. Piotr Franasowicz, który z powodzeniem dublował Piotra Głowackiego w "Śnie nocy letniej" Kleczewskiej, jest histeryczny, ciągle na granicy płaczu, zaciska zęby, pięści, wywraca oczami, a idąc stawia niemal dwumetrowe kroki. Jedynie Piotr Pilitowski w roli nauczyciela Skuncy nie drażni, trzymając się nieco na uboczu konwencji zespołu. Obara wszystkie elementy tekstu przyjął bezrefleksyjnie - polityczny świat dramatu, hierarchie społeczne, rozterki bohaterów i fakt, że nagle na zapadłej wsi powstaje pomysł wystawienia "Hamleta".

W spektaklu pada wiele seksistowskich i wulgarnych wypowiedzi, przyjmowanych entuzjastycznie przez publiczność. Zadziwiające, jakie salwy śmiechu wywołują zdania "kobieta, jak ją przyciśnie, to puści się nawet z traktorem", "tyle mięsa, to żadna jałówka nie ma w kolektywie", "cyce miała jak dwie poduszki, a dupę", "co za mleczarnia, sam bym taką wydoił". I choć kwestie te pochodzą z dramatu, to Obara rzuca je jak śmieszny żart, nie zastanawia się ani przez sekundę nad ich znaczeniem. Nie ośmiesza, nie ogrywa, nie ironizuje. A przecież każdy opowiada głupie żarty, ale zawsze też wiadomo, czy dlatego, że są rozbrajająco żenujące, czy naprawdę go bawią. Wszechogarniająca jowialność spektaklu przeraża, a pełna hipokryzji zamiana klasycznego przekleństwa na "kuźwa", szczerze frustruje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji