Artykuły

Chciała być jak Audrey Hepburn

- Samotność to nie mój klimat. Przepadam za sytuacjami, w których dzieje się coś nowego, kiedy życie stawia przede mną mobilizujące wyzwania. W sytuacjach kryzysowych zakasowuję rękawy i przystępuję do dzieła. Mobilizują mnie wyzwania - mówi warszawska aktorka KATARZYNA ZIELIŃSKA.

Już jesienią ukaże się jej solowa płyta

Chciała być jak Audrey Hepburn

Mówi o sobie: - Jestem upartą Laszką, czyli kobietą z Beskidu Sądeckiego. Jeśli zrobię dwa kroki do tyłu, to pięć następnych będzie do przodu. Umiem też tupnąć nogą...

Katarzyna Zielińska jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych aktorek młodego pokolenia. Telewidzowie znają ją jako Martę Walawską z "Barw szczęścia", serialu emitowanego w TVP2. Wystąpiła także w polsatowskim hicie "Jak oni śpiewają". Zaimponowała fanom programu "Gwiazdy tańczą na lodzie" - w jednym z odcinków wystąpiła mimo złamanego podczas treningu żebra. - To była wielka lekcja dyscypliny - wspomina intensywny czas nagrań do programu. - Musiałam dać z siebie wszystko, bo jazda na łyżwach nie jest moją najmocniejszą stroną - przyznaje. Szkołą charakteru były już studia w krakowskiej Akademii Teatralnej. Mogła pójść w ślady rodziców - tata prowadził szklarnię, mama miała kwiaciarnię. Postanowiła jednak inaczej. W liceum zaczęła się jej fascynacja postacią Audrey Hepburn, aktorką, która zagrała m.in. w takich filmach jak "Śniadanie u Tiffany'ego" i "Rzymskie wakacje". Do dziś zbiera wszystko to, co wiąże się z jej osobą i karierą. Dla nastolatki odtwórczyni roli Holly Golightly, ekscentrycznej, ale i romantycznej bohaterki powieści Trumana Capote, była wskazówką na przyszłe życie. Zdecydowała się zdawać do szkoły teatralnej, choć było to prawdziwe wyzwanie. Na dwadzieścia miejsc chętnych było ponad sześciuset kandydatów...

Pociąg do Warszawy

- Przydały się cechy, które wyniosłam z domu - mówi Katarzyna Zielińska. - Prostolinijność, upór, optymizm, wiara we własne siły, mimo przeciwności. Jeśli zrobiłam dwa kroki do tyłu, to kolejnych pięć było do przodu. Opuściła Stary Sącz i zamieszkała w Krakowie. Występowała w krakowskich teatrach, ale chętniej przyznaje, iż miała kabaretowe początki, między innymi współpracując z mało wówczas znanym "Ani Mru Mru". - Występy na żywo dodały mi pewności siebie. To procentuje do dziś, na przykład podczas recitali - mówi Kasia Zielińska. Kabaret, teatr - to piękne doświadczenia. Ciągnęło ją jednak do filmu. Już podczas studiów jeździła na castingi do Warszawy. Wstawała o świcie, wsiadała w poranny pociąg, a po castingu wracała do Krakowa, by nie opuszczać zajęć. To było zawrotne tempo, ale opłaciło się, dostała małe role w "Quo vadis", "Dniu świra", "Placu Zbawiciela" i "Rysiu". - Kraków bardzo długo był moim domem, kocham to miasto, jestem od niego uzależniona - przyznaje. - Jednak w pewnym momencie zrozumiałam, że jeśli chcę realizować się w moim zawodzie, przyszedł czas na zmiany. Z myślą o filmie przeniosła się do Warszawy na stałe. Początki w nowym otoczeniu, z dala od ukochanych Beskidów i Krakowa, nie były łatwe. W końcu jednak nauczyła się reguł przetrwania w dużym mieście i trudnym zawodzie. Przełomem okazała się dla niej rola przebojowej dziennikarki Marty w serialu "Barwy szczęścia", zastępczyni redaktora naczelnego pisma "Dama", pięknej, zadbanej kobiety i perfekcjonistki, jeśli chodzi o zawód.

Ona jak ja, ja jak ona

- Czasem mam wrażenie, że Ilona Łebkowska, pisząc scenariusz do "Barw szczęścia" przypisała swojej bohaterce wiele moich cech. Jakich? Podobnie jak Marta, za bardzo ufam ludziom. Różnie na tym wychodzę, choć tak jak moja bohaterka, lubię ich towarzystwo. Samotność to nie mój klimat. Przepadam za sytuacjami, w których dzieje się coś nowego, kiedy życie stawia przede mną mobilizujące wyzwania. W sytuacjach kryzysowych zakasowuję rękawy i przystępuję do dzieła. Mobilizują mnie wyzwania. Jako zodiakalna Panna powinnam być bardzo porządnicka, ale nie do końca tak jest. - Dlatego od Marty, ekranowej pani redaktor, uczę się systematyczności. Raczej z umiarkowanym, niestety, efektem. Wielką przyjemność sprawia jej uczestnictwo w programie " Kocham cię, Polsko", nadawanym przez stację TVP2 prowadzonym przez Maćka Kurzajewskiego. - Tworzymy naprawdę świetny team - mówi pani Katarzyna, dowodząca, obok dziennikarki Marzeny Rogalskiej jedną z dwóch rywalizujących z sobą drużyn. Zespoły walczą "na pytania", dotyczące m.in. znanych Polaków, historii Polski, ortografii. - Świetna zabawa, wspaniali ludzie, których dzięki temu programowi poznaję - chwali Kasia Zielińska. - Nie zapomnę nigdy Joli Fraszyńskiej, która ma w sobie tyle energii, że mogłaby wysadzić w powietrze nasze studio...

Lata dwudzieste, lata trzydzieste

Osobny wątek w karierze Kasi Zielińskiej to fascynacja starymi przebojami oraz językiem jidisz.

- W liceum wzięłam udział w imprezie pod nazwą "Festiwal Słowa". Dostałam Grand Prix, ale jeszcze większą satysfakcję sprawił mi fakt, iż jedna z jurorek, Sława Przybylska, zaprosiła mnie do Szczawnicy i nauczyła pieśni w języku jidisz. Z akompaniującym jej Leopoldem Kozłowskim, nazywanym ostatnim klezmerem Rzeczpospolitej, spotkałam się kilka lat później, już podczas studiów w Akademii Teatralnej. Usłyszałam wówczas, że jeśli przez rok nauczę się nie tylko śpiewać w jidysz, ale i rozumieć, jaki przekaz za tym stoi, zostanę dopuszczona do jego pierwszego publicznego koncertu. Tak też się stało. Później przyszedł czas na zacieśnienie więzów z tym językiem - Krakowski Festiwal Kultury Żydowskiej był na to najlepszym pomysłem! Mieszkałam wówczas w Krakowie i rozpoczynałam współpracę z moimi dzisiejszymi przyjaciółkami - Kasią Jamróz i Martą Bizon. A potem coraz silniej wiązałam się z piosenką aktorską. Leopold Kozłowski i Jacek Cygan zaprosili artystkę m.in. do udziału w spektaklu pieśni żydowskich oraz do nagrania solowych piosenek na płytę "Leopold Kozłowski i przyjaciele". Obecnie współpracuje z najwybitniejszymi kompozytorami, autorami tekstów i muzykami: Włodzimierzem Korczem, Zygmuntem Koniecznym, Zbigniewem Górnym, Jerzym Satanowskim, Zygmunt Kukłą, Krzysztofem Herdzinem i Jerzym Derflem. W repertuarze ma m.in. recital piosenek przedwojennych "Wirtualne serce". W skróconej wersji recital nosi tytuł "Powróćmy jak za dawnych lat...". Aktorka zaprezentowała go niedawno w Lipnie, podczas Przeglądu Twórczości Filmowej "Pola i inni". Stare piosenki mają dla pani Katarzyny swój styl i klimat. Podobnie jak wielkie aktorki dawnego kina. Choćby takie jak Pola Negri, czy bardziej współczesna i podziwiana przez nią Audrey Hepburn. Ma nawet poduszkę z jej wizerunkiem...

Co jeszcze przed nią

Jesienią, zdradza aktorka, ukaże się jej solowa płyta. - Zaprezentuje ją w połączeniu ze spektaklem. - Z jednej strony nie mogę się już tego doczekać, z drugiej - mam ogromną tremę. Jaka będzie ta płyta? - To tajemnica, nie uchylę nawet jej rąbka - zarzeka się Katarzyna Zielińska. I jak na upartą, konsekwentną Laszkę przystało, dotrzymuje słowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji