Artykuły

Starsza pani odwiedza Dejmka

W naszych czasach ludzie pokpiwają sobie z fabuły. Po pierwsze - powiadają - trudno coś w tej dziedzinie nowego wymyśleć, a po drugie "w ogóle nie o to chodzi". Ważna jest sprawa, a nie jakiś tam "ciąg wydarzeń", w który się ją ubierze. Nikogo nie interesuje dziś data urodzenia bohatera, ani co bohater jada na śniadanie. Ważne jest z jaką sprawą bohater do nas przychodzi.

Literatura szybko pozbyła się tzw. "żywej akcji". Czytając Joyce'a i Camusa nikt nie zerka na ostatnią stronę, żeby zobaczyć "Jak się to skończy". Współczesny czytelnik bardziej interesuje się wiwisekcją przedmiotu, niż opowiadaniem o przedmiocie.

Ale co w tej sytuacji począć ma dramat, którego istotą, jak świat światem, była akcja - siłą rzeczy związana z fabułą - i to akcja w dosłownym znaczeniu - ruch, fakty... Filozofia, która wynikała nie z akcji, a monologu nie lubiła (choćby kłopotliwe dla reżysera tyrady Wiktora Hugo i naszych własnych romantyków). A jednak nowoczesny dramat próbuje wyjść poza ramy akcji i fabuły dawnego typu: pozbywa się naturalistycznych szczegółów, pozbywa się naturalistycznej oprawy konfliktu. Idąc tą drogą dochodzi często do zaprzeczenia samego siebie, a raczej swojej dawnej postaci - dochodzi do Becketta, który na pewno nic już nie ma wspólnego z teatrem tradycyjnym. Ten nowy "beckettowski" rodzaj literatury scenicznej nie jest jedynym pomysłem współczesnych dramaturgów. Drugą ewentualnością, z której teatr korzysta i z której skorzystał Fryderyk Durrenmatt, autor "Wizyty starszej pani"- jest potraktowanie fabuły jako pretekstu.

"Fabułki" Andrzeja Dobosza są dobrym przykładem takiego traktowania sprawy: króciutkie, celowo idiotyczne historyjki, których "byle jaka", uproszczona anegdota jest wyłącznie pretekstem dla przedstawienia problemu. Fabuła "Wizyty starszej pani" jest taką właśnie fabułką. Jest prostym chwytem. Wszystko w tej świetnej sztuce jest idiotyczne - poza problemem, poza samą "istotą rzeczy". Nonsensowny lasek, w którym spotykają się bohaterowie, stodoła, w której się "kiedyś kochali", małomiasteczkowy rynek - cała ta sceneria jest najzupełniej nieważna i niepoważna. Są to pierwsze z brzegu miejsca, które przydadzą się autorowi w powiedzeniu tego, o co mu chodzi. Te miejsca są pretekstem, istnieją o tyle, o ile istnieją miasta A i B z zadania matematycznego, albo panowie X i Y z jakiegoś dowcipu. Sama starsza pani jest pretekstem numer jeden. Cała jej biografia jest historią pierwszą z brzegu i aż się prosi, aby opowiadanie takich historii zaczynać od zwrotu "na przykład": "Jest na przykład uboga, sponiewierana dziewczyna, która nagle staje się milionerką. Ta dziewczyna przyjeżdża nagle do swojego miasteczka i wtedy"...

Właśnie - co wtedy? - Wtedy dopiero zacznie się problem. "Starsza Pani" zechce kupić sprawiedliwość. Zażąda ukarania swojego dawnego krzywdziciela. Zaczną się sprawy ważne i poważne. Zacznie się myślenie. Myślenie na najbardziej nas obchodzące tematy. Czy jest cena na sprawiedliwość. Jaka jest ta cena. Jaka jest cena ludzkiego życia. Jacy jesteśmy my sami, kiedy na przykład starsza pani zapyta nas: Co zrobisz, jeśli za cenę głowy jednego człowieka obiecam dobrobyt tobie i twojemu miasteczku?

Możemy odczytać propozycję starszej pani jako "wielką metaforę", możemy także wziąć ją za najbardziej intymne pytanie. Prawdopodobnie jest ona jednym i drugim, w tym tkwi zapewne mądrość tej sztuki.

Konflikt "Wizyty starszej pani" jest konfliktem na miarę tragedii antycznej. Musimy jednak pamiętać, że jest to tragedią antyczna, na niby. Osoby przekazujące nam sprawę pozbawione są antycznych koturnów, a także dziewiętnastowiecznych ociekających prawdą życiorysów. Posiadają za to wiele cech groteskowych i wesołych, równie niepoważnych, jak niepoważna jest sceneria, w której tragedia się rozgrywa.

"Wizytę starszej pani" wystawił jeden z najlepszych polskich teatrów - łódzki Teatr Nowy. Inscenizacja Dejmka i scenografia Zaborowskiej znakomicie odpowiadają na pół tylko poważnej atmosferze sztuki. Natomiast aktorsko przedstawienie "łamie się" po pierwszej odsłonie. O ile na początku zarówno starsza pani (Janina Jobłonowska) jak i ci, którym złożono wizytę, grają postaci lekko groteskowe i marionetkowe, o tyle później przydają sztuce ciężar dramatu "przeżywanego". Sceny między Alfredem Ulem (Feliks Żukowski) i Klarą Zachanassian nabierają naturalistycznego smaku, tempo przedstawienia maleje. Atmosfera robi się ponura, ciężka.

Przeciwko takiej koncepcji reżysera można wytoczyć słowa samego autora, który pisał o "Wizycie starczej pani", że należy ją grać ze smutkiem, nie z gniewem, ale również z humorem, bo nic nie może bardziej zaszkodzić tej komedii, która kończy się tragicznie, niż zwierzęca powaga".

Duch starego dramatu, który tym razem straszy od czasu do czasu na pięknej Dejmkowej scenie, powoduje zatem sporo zgrzytów. W programie "Wizyty starszej pani" autor wypisał wielce zobowiązujące słowa - "Czas: współczesność".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji