Artykuły

Cztery wieczory z Bogusławskim

ZAKODOWANE na stałe w świadomości narodowej, dzięki częstej obecności na scenie polskiej. dzieło Wojciecha Bogusławskiego "Cud mniemany czyli Krakowiacy i górale'' nie budzi w nas już może tych emocji, jakie daje całkiem nowa pozycja repertuarowa, ale starczy, że znajdziemy się na tym przedstawieniu a czujemy się w swoim żywiole, zanurzamy się w polskość, młodniejemy.

Warszawski spektakl Teatru Narodowego rozgrzał w sobotę katowicką widownię do tego stopnia, iż wydawało się, że za chwilę ruszy ona w tany ze scenicznymi krakowiakami i góralami i zacznie z nimi śpiewać. Jerzy Krasowski przywiózł spektakl bardzo patriotyczny, eksponujący świadomie te jego wartości emocjonalne, które w płochą pozornie zabawę, wnoszą zadumę nad losem narodu i jego powikłaniami historycznymi. Dlatego tak ważne stały się u niego sceny zbiorowe. owa manifestacyjna wspólnota w tańcu i śpiewie, której siła i uroda utrwalają przesłanie dzieła o potrzebie zgody narodowej. Dzieło to wystawione równo 190 lat temu w przededniu insurekcji kościuszkowskiej zabrzmiało więc aktualnie.

Bynajmniej jednak nie jest to spektakl równy, rozmach zbiorowych scen (który sprawdził się i na katowickiej scenie, choć jest ona mniejsza od warszawskiej) owa wspaniała żywiołowość ludowa nie osłoniły innych, realizacyjnych niedostatków, tym wyraźniejszych, że przecież w tradycji wystawienniczej tej sztuki istnieje wyjątkowo bogaty materiał przyrównawczy. O ile więc w tańcu, w ruchu zespół wartki prawdziwie nam zaimponował (choreograf Jadwiga Hryniewiecka jest współautorką schillerowskich "Krakowiaków i górali"), to z jego rozśpiewaniem wypadło chyba gorzej, a niektóre solówki były po prostu ponad siły wykonawców. Od aktorów dramatycznych nie można wiele wymagać, ale przecież ważniejsze popisy wokalne powinny mieć czyste brzmienie i trochę więcej wdzięku. W tym przedstawieniu czuło się, iż aktorzy niechętnie przymierzają się do solowych popisów, że jest to trochę odrabiana pańszczyzna. Teatr Narodowy ma chyba jeden z najliczniejszych zespołów aktorskich, okazuje się jednak, że nawet na tak reprezentacyjnej scenie mogą być kłopoty ze skompletowaniem obsady. Kilku ról wyraźnie brakowało, wśród nich na pewno Miechodmucha (Paweł Galia).

Dwóch chłopców na pewno zawojowało zupełnie widownię, choć nie jest takie pewne, który w większym stopniu. Najpierw spodobał się rezolutny i żywy jak srebro Jonek Artura Barcisia, później pojawił się płomienny i szlachetny Bardos zagrany przez Tomasza Budytę, który z urody i wdzięku bardzo przypominał nieodżałowanego Józefa Nowaka - i odtąd sympatię trzeba było dzielić na dwoje. Zapamiętajmy więc nazwiska Barcisia i Budyty, ci dwaj młodzi panowie są odkryciem tego przedstawienia.

W roli rozamorowanej i urodziwej jeszcze Doroty wystąpiła Krystyna Królówna. Już kiedy przed laty debiutowała w Bielsku w "Majtkach" Carla Steernheima, wykazała nieprzeciętny temperament i zalotność. Teraz zdała się być samym erotycznym żywiołem, zagarniającym nie tylko jednego wystraszonego Stacha, ale całe pospolite ruszenie krakowiaków i jeszcze górali na dodatek. Dużo wdzięku miała para narzeczonych - Ewy Serwy i Marka Robaczewskiego. W roli zramolałego, ale pojednawczo usposobionego Bartłomieja wystąpił Kazimierz Wichniarz. Reprezentacja górali z przystojnym Bryndasem - Jerzym Stępowskim i pyskatymi kamratami na czele imponowała zwinnością nóg i humorem.

Scenografia Grażyny Żubrowskiej była chyba trochę uproszczona. Zaprojektowała ona siermiężno-parciane tło (horyzont zasunięty zgrzebnym płótnem, bure fragmenty młyna, wierzby i karczmy zepchnięte na boki), z którym kontrastować mogły swobodnie rzeczywiście pyszne stroje. Była to jednak Cepelia, w minimalnym stopniu podstylizowana. Folklor nie leży chyba w zainteresowaniach tej artystki.

Ale siła dzieła Bogusławskiego jest wielka, potrafi przesłonić niedostatki, toteż nasze wzruszenie było naprawdę szczere i za to jesteśmy wdzięczni zespołowi Teatru Narodowego.

"Cud mniemany czyli Krakowiacy i górale" Wojciecha Bogusławskiego, opera narodowa w czterech aktach z muzyką Jana Stefaniego, reżyseria Jerzego Krasowskiego, choreografia Jadwigi Hryniewieckiej, scenografia Grażyny Żubrowskiej, kierownictwo muzyczne i przygotowanie wokalne Antoniego Szalińskiego i Urszuli Borzdyńskiej, opracowanie tekstu Leona Schillera, opracowanie muzyki Władysława Raczkowskiego. Gościnne występy warszawskiego Teatru Narodowego w Katowicach w dniach 19 i 20 maja br.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji